„Walka O Szkołę, Czyli Słoń W Składzie Porcelany”

Brzydko zaczął się nowy rok. Patrzę przez okno i zamiast Ślęży widzę… no właśnie. Nic. Mgła. Śnieg. Zimno. Za chwilę pewnie chlapa. Nie wiadomo czego się spodziewać.

I tak chyba zapowiada się ten rok w Sobótce. Wielka niewiadoma, a zmiany zapowiadają się niekoniecznie na te lepsze.

Kiedy mieszkałem w Norwegii zaskoczyło, ale i zachwyciło mnie jednocześnie podejście ludzi północy do samych siebie. Była to życzliwość. Wzajemny szacunek. Chęć wspólnego rozwiązania problemów. Każdy mógł zabrać głos w nurtującej go sprawie i został życzliwie wysłuchany.

To właśnie tam zrozumiałem, że można inaczej. Można twórczo rozwiązywać problemy. Można stosunkowo niewielkim kosztem sprawić, by lokalne społeczności włączyły się w życie swojego miasta. By powstawały nowe obiekty służące nie tylko samozachwytowi władz, ale tubylcom właśnie. Bo tak naprawdę to od nich zależy przyszłość tego miasta.7

U nas wygląda to – bądźmy szczerzy – bardzo słabo. Najlepszym przykładem jest głośna ostatnio sprawa odwołania pani dyrektor SP1 w Sobótce.

Przyglądałem się tej sprawie z zaciekawieniem, bowiem już w chwili nominacji pani dyrektor zastanawiałem się, jak długo utrzyma się na stanowisku. Padła nawet myśl, że jeśli jest sprawa, na której polegnie nasz burmistrz, to będzie to właśnie sprawa pani dyrektor.

I nie chodzi tu jakieś złośliwostki, lecz o doświadczenie i obserwacje. Sposób kontaktowania się burmistrza z mieszkańcami uważam za niedobry, podejmowane decyzje za takie sobie, a sposób ich wprowadzania w życie za skandaliczny. Nie mówię w tym momencie o jakiejś wizji miasta, bo to temat na inny tekst.

Zajmijmy się sprawą powołania pani dyrektor SP1.

Nikt nie lubi być pouczany przez ludzi z zewnątrz. Sam w końcu jestem przyjezdny i niezręcznie mówić mi ludziom mieszkającym tu od długiego czasu, co mają myśleć, robić itd.

Zamiast tego wolę obserwować. Tak, by poznać to miasto. Tych ludzi. Wiem, że muszę okazać im szacunek i nie narzucać swojej woli. Choćby dlatego, że przyjechałem tu z zewnątrz. Jasne, mogą mnie drażnić niektóre rzeczy, niektórzy ludzie, ale to ja tu przyjechałem i to mi zależy na życzliwym współistnieniu w tej społeczności. Dlatego z chęcią spotykam się z nimi, rozmawiam. Dzięki temu zaczynam czuć to miasto, rozumieć ducha Sobótki, jej kulturę, tradycję, oczekiwania i potrzeby.

Dzięki temu wiem, jak zachować się w przyszłości. Jak wprowadzać zmiany RAZEM z ludźmi. Nie obok nich.
Sytuacja związana z odwołaniem pani dyrektor SP1 w Sobótce nie jest według mnie zdrowa. Pojawiały się zarzuty o mobbing, dyskryminację, despotyczne prowadzenie placówki, zarządzaniem przez konflikt (to określenie użyte przeze mnie, ale chyba oddające istotę sprawy). Większość rodziców dzieci z SP1 postanowiło doprowadzić do odwołania pani dyrektor.

Niestety żyjemy w Polsce i zamiast wzajemnego wysłuchania żali, pretensji i uwag z obydwu stron sporu doszło do wojny. A wojna jak to wojna – nie oszczędza nikogo. Wciąga każdego, kto znajdzie się w pobliżu, a ci którzy stoją z boku również nie są oszczędzani (wystarczy czytać komentarze na facebookowej stronie „odwołujemy dyrektorke sp1 w sobótce”).

Człowiek patrzy na to wszystko z dystansu i widzi, że mimo pozornego zwycięstwa rodziców w tej sytuacji nie ma wygranych. Żeby było jasne – nie staję tutaj po żadnej ze stron sporu. Tylko z boku widać więcej. I widzę, że tej sytuacji można było uniknąć.

Wina leży po stronie burmistrza. Tylko jego i nikogo więcej.

Nie można wprowadzać drastycznych zmian bez należytej diagnozy. Nie można sprowadzać ludzi z zewnątrz bez konsultowania tego z ludźmi, których ta sytuacja dotyczy. Mamy do czynienia ze szkołą podstawową! Drugą linią (bo pierwsza to przecież rodzina) przygotowania naszych pociech do funkcjonowania w życiu. I każda zmiana, która ma zajść w takiej placówce musi być starannie przemyślana i wprowadzana w życie tak, by odbyło się to jak najbardziej bezboleśnie.

Można było np. zatrudnić p. byłą już dyrektor w referacie oświaty urzędu gminy, bądź mianować ją pełnomocnikiem burmistrza ds oświaty tak, by poznała ludzi, poznała nauczycieli, by poznała środowisko, w którym będzie funkcjonować.

Myślę, że dopiero na takiej bazie i rodzice, i nauczyciele, burmistrz i pani dyrektor mogli oswoić się, wypracować jakąś nic porozumienia, stworzyć atmosferę, w której można budować coś fajnego, pozytywnego. By powstało coś nowego, lecz nie zrywającego z dotychczasowymi tradycjami tej szkoły. W ten sposób buduje się poczucie wspólnoty, zaufanie społeczne i szacunek.

Myślę, że gdyby burmistrz dał sobie, pani dyrektor, nauczycielom powiedzmy rok przeznaczony na wzajemne poznanie się, nauczenie się siebie, inaczej by to wyglądało. Albo by to wypaliło, albo nie. Wszyscy wiedzieliby na czym stoją. No i rodzice zobaczyliby, że okazywany jest im szacunek. Zamiast tego dostali kopa w twarz i nie dziwmy im się, że reagowali, jak reagowali.

Niestety mieszkamy w Polsce. W kraju, w którym wciąż korzystniej wygląda bezmyślne trwanie w uporze, przekonanie o własnej nieomylności bez względu na wszystko.

Tylko od nas zależy jak będzie wyglądać nasze miejsce zamieszkania. Zacznijmy od najprostszej sprawy. Bądźmy otwarci na siebie. Życzliwi wobec siebie. I tego życzę nam wszystkim w tym nowym roku.

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij

Popularne