Apelując o jak najszybsze dozbrajanie Ukrainy myślimy, że broń to produkt szczególnej troski, który podlega jakimś specjalnym procedurom. Tymczasem musimy na to spojrzeć jak na produkty, które kupujesz w najzwyklejszym sklepie internetowym. W tej branży produkcja, dystrybucja i logistyka nie różnią się wiele od tego, co oferuje Allegro, czy inny Amazon.
Jeśli prezydent Zełeńsky chce, by uzbrojenie trafiło z zachodu na pola walki Ukrainy czym prędzej musi spotkać się ze specjalistami zajmującymi się łańcuchem dostaw oraz z logistykami. Zresztą myślę, że już się spotyka, czego efektem jest powtarzane od dłuższego czasu żądanie zamknięcia nieba dla Rosjan nad Ukrainą.
Większość opinii publicznej nie ma raczej pojęcia czego dotyczy żądanie prezydenta Ukrainy, jednak specjaliści są zgodni – tu nie chodzi o militarne znaczenie tego postulatu. Chodzi o uwolnienie przestrzeni, która posłuży do w miarę bezpiecznego kanału dostaw dla walczących kozaków.
Wróćmy do początku, bo przecież musimy wiedzieć o czym mówimy.
Krótko. W łańcuchu dostaw wyróżniamy tzw. „trzy mile” oraz „średnią milę”. W pierwszej mamy do czynienia z dostawą surowca od jego wytwórcy do producenta wyrobu gotowego. „Druga mila” dotyczy drogi od producenta wyrobu gotowego do sprzedawcy.
„Średnia mila” to już to, co najbardziej nas interesuje: prezydent Ukrainy krzyczący o dozbrojeniu kraju, czyli składający za pomocą telewizyjnych przemówień zamówienie na militaria sortu wszelakiego. I w końcu ostatnia mila, która zajmuje się wysyłką towaruu z centrum dystrybucji do klienta.
Zwykle centrum to znajduje się na tym samym terytorium, na którym mieszka klient. To ostatni etap. Wszystko powinno być realizowane najszybciej, jak możliwe. Tak w skrócie wygląda łańcuch dostaw, który należy odnieść do transportu broni na Ukrainę.
Przeczytajcie dokładnie powyższe, bo to naprawdę ważne dla naszego zrozumienia dostaw broni na front oraz problemów wynikających z ich realizacją.
Wojna Rosji z Ukrainą oraz sytuacja geopolityczna z tym związana sprawia, że realizacja łańcucha dostaw jest zaburzona na każdym etapie. Zacznijmy od tego, że potrzebna Ukraińcom broń nie jest zdeponowana w jednym miejscu. Musi zostać zebrana z magazynów amerykańskiej armii, której bazy rozmieszczone są w całej Europie. Gdy to nastąpi, sprzęt zwożony jest albo pociągiem, albo samochodami lub drogą powietrzną do wytypowanych wcześniej krajów znajdujących się jak najbliżej walk.
Mamy do dyspozycji Polskę, Słowację, Rumunię oraz Węgry. W ciemno możemy stwierdzić, że Węgry odpadają, a Polski – ze względu na głupotę rządzących też nie możemy być pewni. Dlaczego? Już mówię.
Wiadomo, że logistycy NATO muszą wytypować najlepsze do transportu bazy, w których będzie składowania również wcześniej wytypowana broń. Oczywiście musi to odbyć się w porozumieniu z lokalnymi władzami. I naprawdę – biorąc pod uwagę to, co wyprawiają nasze władze – nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś pisowski baran wybiegł przed kamery z informacją, jaki i gdzie przechowywany jest sprzęt dla Ukrainy.
Oczywiście, że Rosjanie nie zbombardują takiego magazynu, ale mogą przewidzieć sposób jego drogi, a tym samym łatwo przechwycić taki transport.
No dobrze. Przyjmijmy, że pierwszy etap dostawy mamy za sobą i pomoc wojskowa rusza w kierunku Ukrainy. W tym przypadku mówimy o transporcie samochodowym, bo przecież droga powietrzna w tym momencie nie ma szans. Dlatego tak ważne jest zapewnienie bezpieczeństwa konwojów pomocowych.
W sumie nawet ciężko mówić o konwojach jako o kolumnie kilkunastu, kilkudziesięciu samochodów ciężarowych. To idealny cel dla rosyjskich śmigłowców szturmowych, czy innego badziestwa, którymi tak pięknie niszczą i mordują.
Trzeba więc tak podzielić wysyłkę, by wzbudziła jak najmniejsze zainteresowanie agresora. I to jest ten kolejny naprawdę duży problem dla organizatorów tego wyjątkowego łańcucha dostaw. Konwoje muszą być rozbite na szereg „niewidocznych” dla wroga pojazdów, na konwoje fałszywe, które będą wabikiem dla Rosjan oraz te właściwe, dla niepoznaki wyglądające jak pojazdy cywilne, poruszające się powoli, z wykorzystaniem osłon naturalnych takich jak na przykład lasy, czy góry.
I to może nie wystarczyć, dlatego trzeba by przygotować zabezpieczenie militarne w postaci mobilnych stanowisk przeciwlotniczych, które w razie wykrycia konwoju przez Rosjan odstrzelą kacapa.
Widzicie, normalnie jest tak, że ciężarówka jedzie z punktu A do punktu docelowego, rozładowuje się i jedzie dalej. Albo transport odbywa się drogą powietrzną. Załadunek, lot, rozładunek, finito, wolne. A tu nie. Tu kierowca może liczyć się nawet z tym, że nieoczekiwanie drogę zablokuje mu zniszczony „przed chwilą” czołg.
No dobrze – konwój dojechał bezpiecznie i co dalej? Musi wrócić żywy do miejsca, z którego wyruszył. No właśnie. Czy wróci?
Wiecie, to są pytania, których się nie zadaje siedząc bezmyślnie przed komputerem, gdy klepanie w klawiaturę nic nie kosztuje.
Przyjmijmy, że konwojentom udało wrócić się bezpiecznie do Polski, czy innego kraju graniczącego z Ukrainą. Co zatem dzieje się z dostarczoną bronią? Trzeba ją jak najszybciej wysłać dalej, bezpośrednio na pole walki.
Normalnie w takich chwilach Amazon wysyła drona lub kuriera, który dostarczy zamówioną przez ciebie książeczkę pod sam dom. To znaczy mówimy o sytuacji idealnej.
Na Ukrainie wygląda to inaczej. Tutaj kurier jest żywym celem dla rosyjskich sił wszelkiego typu. To jak w przesadzonym filmie wojennym, gdy za pomocą każdej dostępnej broni poluje się na mały oddział wiozący wsparcie oblężonym.
Dlatego tak bardzo ważne jest wsparcie kuriera. Zwykle są to jednostki specjalne, które biorą na siebie odparcie ataków wroga, który zauważy przemykający się oddział pomocowy.
I albo się uda, albo nie. Na razie udaje się, co widzimy po efektownych ukraińskich rajdach przeciwczołgowych.
Jak widać, łańcuch dostaw ma swoje wojenne zastosowanie. Okrutne, skomplikowane i znaczone krwią.
Mam nadzieję, że powyższy tekst da wam na wstrzymanie, gdy będziecie w internecie psioczyć na opóźniającą się pomoc wojskową dla Ukrainy.
I pamiętajcie, com wcześniej powiedział: zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą ma czysto utylitarne znaczenie. Ma otworzyć kanał przerzutowy. Nic więcej. To znaczy dla Ukrainy nic więcej.
Dla nas może to oznaczać kanał, z którego będzie nam się bardzo trudno wydostać. Myślę, że wiecie dlaczego.
Serdecznie dziękuję koledze Kacprowi, który zajmując się na codzień tematyką łańcucha dostaw pomógł mi podczas tworzenia tego tekstu.