Dwutomowy cykl “Gucek i Roch” to wymyślona i narysowana na potrzeby magazynu “Relax” historia autorstwa Janusza Christy – twórcy nieśmiertelnego Kajka i Kokosza. Tym razem artysta wciąga nas we współczesny świat intryg kryminalnych, przygód i niebezpieczeństw. A wszystko narysowane w poprzek tego, do czego przyzwyczaił nas legendarny autor.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Kiedy od wielu lat rysujesz to samo, zaczynasz wariować. Masz trochę dość tych samych bohaterów, który obijając się o te same lokalizacje, charaktery, konflikty i rzeczywistość sprawiają, że twój twórczy zapał stygnie i popadasz w rutynę.
Opowiadane historie stają się banalne, powtarzane w nieskończoność triki fabularne stają się nudne, artystycznie nie wyżej wała nie przeskoczysz, bo ustanowiony przez ciebie świat stał się pułapką, w której szamoczesz się. A im bardziej próbujesz urozmaicić stworzoną wcześniej rzeczywistość, tym bardziej stajesz się niewiarygodny. Uciekasz więc.
I tak zrobił Janusz Christa, gdy w 1978 roku wjechał na pełnej z nowym komiksem zatytułowanym “Gucek i Roch” wydanym przez wspomniany magazyn historii obrazkowych “Relax”.
Otrzymaliśmy dwie historie: “Tajemniczy rejs” oraz “Kurs na półwysep Jork”, w których przyjaciele Gucek i Roch, marynarze drobnicowca “Wodołaz” trafiają w sam środek intryg kryminalnych, przygód, strzelanin, porwań na krańcach świata.
W pierwszej z nich przygoda zaczyna się banalnie i charakterystycznie dla Christy: lekkie wprowadzenie pokazujące w lekki i zabawny sposób przedstawiajacych kontrastujących z sobą bohaterów.
W przerwach między rejsami przyjaciele odwiedzają w Gdańsku przyjaciela profesora Mixtura, który demonstruje na Gucku i Rochu swój nowy wynalazek; niezwykłe promienie, które potrafią manipulować ludzkimi emocjami. Tchórzliwych ludzi zmienia w osiłków bez cienia strachu, zdolnych do nadludzkiej odwagi, a dzielnych zmienia w tchórzy. Nie trzeba dodawać, że w nieodpowiednich rękach wynalazek profesora może stać się zagrożeniem dla ludzkości.
Przestępcy nie każą na siebie długo czekać i porywają profesora, a Gucek i Roch oczywiście trafiają w sam środek zawieruchy prowadzącej do amazońskiej dżungli.
Na początku napisałem, że otrzymaliśmy coś odmiennego od tego, do czego przyzwyczaił nas Christa. Otóż rysownik specjalnie dla tego tytułu przeniósł akcję do czasów współczesnych, a co najważniejsze zdecydował się na zastosowanie realistycznej kreski. I na pierwszy rzut oka ta jest. Bogactwo detali, narracja i sposób rysowania faktycznie odcinają się na tle “Kajka i Kokosza”. Tyle, że jeśli przyjrzymy się temu bliżej można zauważyć podobieństwa.
Szczególnie jeśli chodzi o humor, który koresponduje z tym, który znamy z Mirmiłowa, ale nie do końca współgra z intrygą i realiami, w których dzieje się akcja.
Podobnie jest z postaciami, które choć ubrane we współczesne ubrania zbyt przypominają umowne postacie ludzkie znane z dotychczasowych sylwetek ze świata Christy. I to też nieco gryzie się z nowym światem Gucka i Rocha.
Ale hej, przecież wciąż mówimy o Januszu Chriście! O gościu, którego styl wsiąkł w jego twórcze dna! Mówimy o kresce, sposobie rysowania, która jest niemal odruchowa! Nie zmienisz ukształtowanych nawyków. Musisz liczyć się z tym, że dotychczasowe naleciałości wyjdą z ciebie, gdy spróbujesz czegoś nowego, odmiennego od tego, co robiłeś do tej pory.
I chyba Christa sam zdaje sobie z tego sprawę, co wprost widać w kolejnym albumie “Kurs na półwysep Jork”.
Historia jest poważniejsza, a stawka naprawdę ma swój ciężar. Intryga bardziej zawiła, a bohaterowie już nie śmieszkują. Sceny akcji są naprawdę scenami akcji, a narracja bardziej dynamiczna.
Widoczna jest różnica w kresce. Jest poważniejsza. Rysy twarzy, detale postaci nie są już tymi wypożyczonymi z chatki czarownicy Jagi. To są już zupełnie nowi bohaterowie, którzy walczą nie tylko z przeciwnikiem, ale własnymi słabościami.
Wizualne aspekty albumu, choć nieznacznie skorygowane w porównaniu do poprzedniego albumu są po prostu świetne.
“Kurs na półwysep Jork” ogląda się naprawdę dobrze. Pokazuje czym mógłby być ten cykl, gdyby Janusz Christa zdecydował się na jego kontynuację.
Z jednej strony żal, bo ten cykl jest napakowaną akcją i przygodą intrygą kryminalną, w której zwyczajni bohaterowie trafiają w sam środek przestępczego światka. To świetny zabieg, bo pozwala odkrywać kompletnie nowe rozwiązania dramaturgiczne, narracyjne oraz bawić się postaciami, które z racji swojej “zwyczajności” potrafią zaprezentować różne, absurdalne oraz wykluczające się w reakcje w skrajnych sytuacjach. W końcu Gucek i Roch są jednymi z nas i naprawdę nie wiadomo, jak zachowają się w obliczu uzbrojonego przeciwnika.
Z drugiej strony nie dziwię się, że “Gucek i Roch” skończyli się, zanim się tak naprawdę zaczęli. W końcu Christa miał już na koncie nieśmiertelny cykl “Kajko i Kokosz”. To dwie skrajne odmienne opowieści. Tu trzeba sztabu ludzi. A przecież Christa był sam. Dosłownie.
Dlatego cieszmy się z tego co mamy, a że można było więcej? No cóż… Może Egmont stwierdzi, że można kontynuować przygody fajnych marynarzy, skoro udało się z nowymi przygodami Kajka i Kokosza?
Póki co cieszmy się wydanym przez to wydawnictwo zbiorczym wydaniem “Gucka i Rocha”, którzy wrócili do naszych księgarń w jak zwykle świetnej formie: twardych okładkach, grubym papierze, odtworzonym kolorem i bonusem w postaci szkiców wyjętych z dokumentów Janusza Christy.
Mnie przygody “Gucka i Rocha” dziwnym trafem przypominają nieśmiertelne przygody Tomka Wilmowskiego, literackiego cyklu autorstwa Alfreda Szklarskiego. Kto zna tę przygodową serię może zdziwić się, bo przecież nie przygody młodego podróżnika nie są zbyt podobne do tarapatów, w jakie wpakowali się bohaterowie Christy. Ale coś ich łączy: ta normalność zestawiona z awanturami, w środek których trafiają, szlachetność oraz przygody na krańcach świata.