Mieliśmy jechać tylko na Hitrę, ale dobrze, że koniec końców wylądowaliśmy na Froyi. Ale do rzeczy.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Hitra to wyspa i towarzyszące jej wysepki leżące jakieś ok. 150 km od Trondheim. Wyspa słynie z piękna ogólnego, ale to nie dziwne w przypadku Norwegii i dzikiej natury.
Dwa lata wcześniej, gdy byłem tam zimą ujrzałem nisko lecącą nade mną parę orłów. Potężnych! Mówię wam, niesamowite przeżycie. W ogóle Hitra zimą to obraz równy temu, jaki widzicie w amerykańskich filmach rozgrywających się „zimą nigdzie”. Samoobsługowa stacja benzynowa, z której zwisają metrowej długości sople, buchające z nosa kłęby pary i zamarzające natychmiast wąsy. Drogi nieodśnieżone.
I szczegół – blisko 6 kilometrowy tunel pod fjordem. Wjeżdżasz w niego i jedziesz stromo w dół. Jeśli droga nie jest zmrożona masz szczęście. Bo potem musisz jechać stromo w górę. Szczęścia życzę, albo opon z kolcami, które są w Norwegii normą i chyba jedynym sposobem na bezpieczną jazdę zimą.
Zanim wjedziesz do tunelu rozejrzyj się wokół siebie, a na pewno spójrz w prawo, na fjord. Zobaczysz tam unoszące się na wodzie okręgi. Są to farmy łososi, które dopiero po półtora roku od narodzin nadają się do drogi na stół.
Latem Hitra jest równie piękna i pełna dorszy. To znaczy była, bo od kiedy Niemcy zaczęli przyjeżdżać tu swoimi chłodniami na kołach, populacja tej ryby drastycznie zmalała, ale to nie znaczy, że nie złowisz dorsza długości ręki. Spokojnie. Jest go po prostu mniej. Są tu również wielkie meduzy o przyjemnym, miękkim dotyku. Jeśli postarasz się, złowisz nawet kraby, ale z tym mogą być problemy.
Możesz też wynająć o tubylców łódź motorową, ale to już gdzieś tak od kwietnia.
Są tacy, którym udaje się złowić halibuta; wielką rybę przypominającą płaszczkę, szarą w takie pomarańczowawe plamy. Walka z halibutem przypomina walkę o życie, dlatego nie dziw się, gdy wędkarz, który zdobył takie trofeum chodzi dumny jak paw i po raz setny opowiada historię walki z tym „potworem”.
Wspomniałem o Froji. To sąsiadująca z Hitrą wyspa, na którą możesz dostać się niewiele krótszym tunelem, niż na Hitrę. Pojechaliśmy tam, bo chcieliśmy złapać zachód słońca. Niestety chmury pokrzyżowały nam ten plan, ale w zamian za to trafiliśmy do niewielkiego portu rybackiego, które możecie zobaczyć w powyższym filmie.
Hitra i Froya to ucieczka od cywilizacji. Obcowanie z dziką naturą, jeleniami pasącymi się tuż przy drodze, obserwowanie majestatycznych skał, znikających na horyzoncie łodzi, czy proste gapienie się przed siebie… Orły… To są właśnie te detale, które nadają życiu smak.
Tekst i zdjęcia: Przemek Saracen & Anna Dobrowolska