Uwielbiamy ten dzień. Choć obiecujemy sobie, że nigdy – przenigdy nie weźmiemy do ust nic słodkiego, w ten dzień folgujemy sobie jak nigdy wcześniej. Pączek z nadzieniem różanym, advokatem – do wyboru, do koloru. Tymczasem pierwsze „pączki” były tłuste. I zapijane mocnym alkoholem.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Były czymś w rodzaju chlebka nadziewanego słoniną i okraszonego skwarkami. Ciasto smażono na smalcu i zajadano z tłustym mięsem popitym najczęściej bimbrem.
Skąd wziął się Tłusty Czwartek?
To zależy czy mówimy o jego polskiej wersji, czy o Tłustym Czwartku w ogóle. Jeśli dojdziemy do korzeni tego święta, musimy sięgnąć do czasu starożytnego Rzymu. Spożywane z okazji przełomu wiosny/zimy pączki wcale nie były słodkie.
Słodkie pączki najprawdopodobniej zostały przejęte od Arabów.
Wraz z rozwojem sztuki kulinarnej również pączki zmieniały swój kształt i smak. Słodkości zaczęły się kojarzyć z pączkiem dopiero w XVI wieku, ale dopiero ponad sto lat później nabrały kształtu, z jakim kojarzymy go dziś. Wszystko dzięki drożdżom, które przyczyniły się do tego, że ciasto inaczej rosło i było bardziej puszyste.
Polska
Tłusty Czwartek jest w naszym kraju świętem ruchomym. Najzwyczajniej w świecie jest uzależniony od Wielkiej Nocy. Jest również odliczaniem do czasu Wielkiego Postu (tydzień). Jadane w tym dniu pączki nazywały się pampuchami i zajadano się nimi na polskich dworach w XVII wieku. Oprócz nadzienia dodawano do niektórych migdał lub orzech włoski a ten, w którego ręce trafił taki pączek miał mieć w życiu szczęście.
Pod strzechy Tłusty Czwartek zszedł na przełomie XIX- ego i XX- ego wieku. Jednak zajadano się nie tylko pączkami, lecz innymi słodkościami smażonymi na tłuszczu. Opychano się więc racuchami, faworkami, czy blinami. Oczywiście na dworach szlacheckich, gdzie był powszechny dostęp do składników i wolnego czasu świętowanie Tłustego Czwartku przypominało orgię.
Potrawy MUSIAŁY być jak najbardziej tłuste. Z prostego powodu. Za tydzień miał się zacząć trwający 40 dni Wielki Post, w trakcie którego jedzenie musiało być cieeeeniutkie.
Tymczasem biedota musiał radzić sobie inaczej. Zbyt wiele tłuszczu w gorszych domach nie było zbyt dużo, a jeśli istniały zapasy, były one skromne i przechowywane na tzw. czarną godzinę. Dlatego tutaj pączki pieczono w piecu albo smażono na płycie. Całość była okraszona skwarkami.
Myliłby się ten, kto myślał, że ucztowanie zaczynało i kończyło się tylko w tym jednym dniu. Tłusty Czwartek stanowił widowiskowy sygnał do tygodniowego świętowania, niekończącego się obżarstwa i hulanek. Nie stroniono od tańców.
W dworach od świtu podawano dziczyznę oraz urozmaicone oraz wykwintnie przystrojony drób. Chłopi wsuwali kaszę ze skwarkami, słoninę oraz żur.
Gospodarze bili świnię, a następnie spraszali gości z okolicy, by rozpocząć wspólną biesiadę. Kończyła się ona dopiero wtedy, gdy skończyło się mięso świniaka. Był to znak, że trzeba się przenieść do kolejnego gospodarza, który podejmował gości, którzy dopiero co podjęli go sytym posiłkiem.
I tak przez tydzień. A potem? Przygotowania do Wielkanocy. Wielki Post.