„Śmierć w zoo. Zamiast zabijać zwierzęta, wyciągajmy wnioski”.

Temat, który mnie zaintrygował tylko pozornie nie ma nic wspólnego z polską polityką i jakością debaty ludzi mających nam objaśniać świat, pokazywać jego bogactwo, piękno różnorodności oraz umiejętność współżycia i mądrego rozwiązywania sporów.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Dopiero co przeczytałem o tragedii we wrocławskim ogrodzie zoologicznym (tekst powstał w 2015 roku). Dla tych, dla których świat zaczął się na Barszczu Sosnkowskiego, a następnie ewoluował w kierunku uchodźców, by wreszcie zakończyć się na analizie przemówienia Jarosława Kaczyńskiego w trakcie sejmowej debaty o uchodźcach, objaśniam o co chodzi – podczas rutynowych czynności związanych ze sprzątaniem pomieszczeń zamieszkałych przez tygrysy sumatrzańskie doszło (prawdopodobnie na wskutek czynnika ludzkiego) do tragedii. Zwierzę przedostało się do miejsca, w którym pracował właśnie opiekun i zagryzło człowieka.

Żyjemy w czasach, w których miejsca do życia jest coraz mniej. Chcemy coraz więcej, coraz szybciej i coraz taniej. Zamieniamy się w jakieś twory do pochłaniania, przeżuwania i wydalania. Czasem obejrzymy bezrefleksyjnie coś na „National Geographic” rzucając hasło „ale słodziaśny misio” z cielęcym zachwytem dodając coś o ochronie natury.

Tyle, że średnio interesuje nas zmniejszająca się liczba zwierząt mieszkających w naturalnych warunkach. Nie interesuje nas, że nosorożec zabijany jest dla mitycznej mocy rogu, co nie jest prawdą. Kogo obchodzi los waleni corocznie zarzynanych przez Skandynawów – dla rozrywki, w końcu ich stać.

Ważne, że w dyskoncie możemy kupić coś za 0,99 zł.

Znikające z powierzchni Ziemi gatunki zwierząc i roślin tak naprawdę nie budzą jakoś naszego niepokoju poza rytualnym „ojeeeeej”. Coraz mniejsza ilość poszczególnych gatunków zwierząt nie jest w stanie rozmnażać się oraz żyć na zamieszkałych dotychczas terytoriach. Giną wybijane przez właścicieli ziemskich, kłusowników, handlarzy.

Człowiek, który dotychczas wiedział, że nie wchodzi się na terytoria opanowane przez silniejszych od siebie nagle poczuł się mocny. Bo ma pieniądze, broń i poczucie pychy.

Ogrody zoologiczne stały się ostatnim miejscem na globie, gdzie możemy zobaczyć ostatnie egzemplarze ginących gatunków. Takich jak Nosorożec Biały, żyjący obecnie jedynie w ogrodach zoologicznych. Miejsca te, służące dziś jako coś w rodzaju antykwariatu oraz banku genów przyczyniają się nie tylko do ekspozycji zwierząt, ale czasem do odtworzenia danego gatunku. Zoo w czeskim Dvur Kralove rozmnaża zwierzęta, które przewożone są następnie na sawanny Afryki – czy może być piękniejszy przykład popierający ideę Zoo, jako przetrwalnika zanikającej fauny?

Zoo jako edukacja idealna. Żyjemy w czasach, w których chcemy szybciej, taniej, więcej – jesteśmy najzwyczajnie w świecie zachłanni.

Staliśmy się sukinsynami bez duszy, którzy ubiliby sąsiada tylko dlatego, że inaczej wygląda.

Tymczasem wycieczka do ogrodu zoologicznego to nie tylko oglądanie zwierząt, lecz refleksja. Nad sobą, nad światem, nad ulotnością natury. To wreszcie psychiczny reset, którego nie zastąpi żaden film, gra, alkohol, czy wypasiony gadżet.

Chyba nie trzeba mówić jak pięknym doświadczeniem dla dzieciaków jest obserwacja żywego zwierzęcia. Jaką radość dają pokazowe karmienia zwierząt przypominające zabawę. Mamy takie czasy, że dzieciaki poznają życie jako kontakty w świecie wirtualnym. Uwielbiają wyrzucanie śmieci, chodzenie do pracy, spacer z psem – o ile jest to świat Simsów, czy innym MineCraftów.

Wizyta w zoo przywraca dzieciakowi równowagę. Fascynuje i wykształca naturalną, dziecięcą dziekawość świata. Prowokuje do zadawania pytań. Żadna fotografia, film i trójwymiarowy model nie odda obrazu majestatycznego białego lwa, czy walczących o jedzenie tygrysów bengalskich. Żaden medialny przekaz nie zbliży się nawet do tego niemal mistycznego zachwytu, gdy widzisz białego wilka.

Wrocławska tragedia pokazuje coś jeszcze – mimo, iż zwierzę trzymane w niewoli, nie traci pierwotnego instynktu. Coś, co żyje na wybiegu wciąż jest niezawodną maszyną do zabijania. Należy jej się podziw i szacunek.

Podobnie, jak szacunek i podziw należą się ludziom, którzy przyczyniają się do obserwowania tych zwierząt w możliwie najlepszy sposób.

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij

Popularne

Najnowsze