Łukasz Auguścik napisał i narysował ni to komiks ni to ilustrowaną bajkę. Taką dziwaczną opowieść, która – o dziwo – działa! Powstał całkiem przyjemny tytuł. Charakterystycznie narysowany, troszkę absurdalnie opowiedziany, przystępny dla dzieci, ale i dorosłych. I co ważne – jest eko, bo w prosty sposób przekazuje nam informacje dotyczące zależności pomiędzy gatunkami.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Szerlok Worms to detektyw dżdżownica. Jest trochę wredny, trochę pazerny i porusza się ruchem posuwisto zwrotnym. Za przyjaciela ma dziennikarza lokalnego świata natury, Jana Zwinkę, nie mylić z Jasiem Kapelą, choć pewne cechy osobowościowe mają wspólne.
Stanowią dziwaczny duet, który musi zapobiec spiskowi zagrażającemu nie łące, nie lasowi, polu i rzece, lecz Ziemi! A co! A jak!
Pewnego dnia ul zostaje pozbawiony królowej. Podobnie w przypadku mrowiska. Wszelkie tropy prowadzą do jakiegoś niebieskiego monstrum, które według wszelkiej logiki nie istnieje.
Jednak od czego jest intelekt i metody śledcze poczciwego glizdusia i jego oddanej Zwinki?
Drobiazgowe śledztwo pełne absurdalnego humoru i trzeźwego rozumowania w myśl, którego porwanie królowych doprowadzi do chaosu na świecie, doprowadza do niespotykanych wyników. Okazuje się, że niebieski potwór nie jest tym, czym się wydaje i ma związek na przykład ze zmianą kolorów w świecie natury.
Koniec końców porywacza królowych dosięga sprawiedliwość w stopniu bardzo bolesnym. Natura w swoim gronie załatwia takie sprawy. Jak mafia po prostu.
Czujecie? Auguścik wykorzystuje złożoność przyrody, jej zależności i charakterystyczne cechy gatunku do budowania intrygi oraz fabularnego ciągu zdarzeń, które jakby same z siebie napędzają akcję popychając ją do przodu.
Przyznam, że początkowo trochę irytowała mnie kreska, jaką posługuje się autor, ale tak to jest, kiedy świata się nie widzi poza „Kajkiem i Kokoszem”. Czasem jednak trzeba dopuścić do siebie odmienne style pracy i docenić je.
Taki jest właśnie „Szerlok Worms i niebieskie monstrum”. Charakterystyczna kreska Auguścika szybko przestaje wkurwiać, a uzupełniona fajnym sposobem opowiadania i okraszona humorystycznym dźwiękonaśladownictwem (patrzajcie, patrzajcie – Christa się kłania) sprawia, że całość naprawdę dobrze się czyta i ogląda. Mało tego, czytelnik ma ochotę, by ponownie sięgnąć po przygody pazernej dżdżownicy i jego znerwicowanego pomocnika.
Jeśli wspomniałem o skojarzeniu z Januszem Christą, nie jest to przypadkowe. Otóż książka Łukasza Auguścika dostała się do finału czwartej edycji konkursu pt. „Konkurs imienia Janusza Christy na komiks dla dzieci”.