Kiedy Dziad Borowy zleca Kajkowi i Kokoszowi śledztwo nikt nie przypuszcza, że za wszystkim stoją lokalni wandale pod wodzą Hegemona i Kaprala. Mirmiłowowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, ale i tak wszystko usuwa się w cień, bo oto nadszedł Dzień Śmiechały!
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Powoli, lecz nieuchronnie zbliża się pożegnanie z ukochanymi bohaterami Janusza Christy. Jeszcze tylko dwa albumy i przyjdzie nam się pożegnać z przygodami stworzonymi i narysowanym przez Mistrza.
Póki co cieszmy się, bo jest czym. Stwórca opowiada nam kolejna historię pełną ciepłego humoru, świetnych kadrów. Jest dynamicznie, akcja jest zróżnicowana, jak to u Christy, a komiks zaczyna przypominać… opowieść snutą przez niezrównanego gawędziarza.
Kiedy pod siekierami padają połacie lasu, Dziad Borowy postanawia dopaść sprawców wyrębu. W tym celu bez ceriegieli przymusza Kajka i Kokosza, by dowiedzieli się kim są wandale. Śledztwo przyjaciół doprowadza nas do kolejnego elementu układanki, której jest kolejna próba zdobycia Mirmiłowa przez Zbójcerzy. W międzyczasie Kapral ponownie próbuje przewrotu, a dzięki czarodziejskiemu eliksirowi zapomnienia prawie mu się udaje. Jednak to wszystko jest niczym w porównaniu do dorocznego Dnia Śmiechały, w czasie którego dochodzi do zabawnych wydarzeń i w warowni Zbójcerzy i w Mirmiłowie.
„Dzień Śmiechały” przypomina mi trochę współczesne amerykańskie komedie. Nie te oparte na gagach i slapsticku. Bardziej te, które opowiadając klasyczną fabułę są jakby przy okazji wsparte zabawnymi scenami. Są przez to bardziej lubiane przez widzów, a ich perypetie są nam bliższe i co tu dużo mówić zabawniejsze.
Podobnie jest tutaj. Janusz Christa napisał ciekawy scenariusz, w którym zabawne elementy są naturalną koleją rzeczy, a uśmiech czytelników wywołują nie tylko wypowiadane kwestie, zderzenia charakterów, co poza bohatera, czy jego zmieniająca się postawa w zależności od sytuacji.
Tak, mam na myśli Kaprala, któremu w końcu spełnia się marzenie i staje się Hegemonem, by za chwilę w wyniku bokserskiego ostrzeżenia przestać nim być.
Z kolei wszyscy ciekawi ile razy Zbójcerze próbowali zdobyć Mirmiłowo w tym albumie otrzymają odpowiedź.
Mamy tu wszystko, co w Chriście najlepsze: precyzyjna kreska, prowadzenie postaci i przyjemne opowiadanie historii. Tyle, że tym razem do głosu dochodzi… Christa! Tak, „Dzień Śmiechały” jest opowiadany przez Pana Janusza i powiem Wam, że tak mnie to ujęło…
Zauważcie, że umieszczone w kwadratowych chmurkach kwestie narracyjne były takie jakby suche, czysto użytkowe, nie było ich wiele. Tym razem jest ich sporo. Są rozwinięte, uzupełniają akcję, a czasem ją zastępują. Oprowadzają nas po świecie Kajka i Kokosza oraz wspomagają rozwój wydarzeń. Tego wcześniej nie było, zwróćcie na to uwagę.
Myślę, że na ten sposób opowiadania historii wpłynęła również wcześniejsza twórczość Pana Janusza. Było to krótkie humorystyczne kawałki publikowane w „Relaksie”, między innymi historie o palaczach, brodach, czy dżdżownicach. Zwarte, celne i stanowiły destylat humoru. Były ćwiczeniami, dzięki którym w „Kajkach i Kokoszach” mamy tyle petard humoru skondensowanych czasem w jednym kadrze.
„Dzień Śmiechały” zasługuje na szczególną uwagę i miłość czytelnika również z innego względu. Jest to ostatni album narysowany w formie, jaką do tej pory poznaliśmy. Następny tytuł, „W krainie Borostworów” jest wyzwaniem na każdym etapie. Technicznym, narracyjnym i scenariuszowym. Czy Janusz Christa spełni pokładane w nim oczekiwania? Przekonamy się następnym razem.
A póki co cieszmy się tym, co mamy. A mamy ładnie wydany album, w którym nasi ukochani bohaterowie kolejny raz bronią Mirmiłowa przed niebezpieczeństwem, a Zbójcerze wciąż żyją marzeniami o podbiciu znienawidzonego grodu. Bo czymże byłby świat bez marzeń, prawda?
„Dzień Śmiechały” ukazał się pierwotnie w tygodniku „Świat Młodych” w 1983 roku.