Najnowszy, czwarty tom „Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja” to nieco inne wrażenia, niż poprzednie części kolekcji. Otrzymujemy historie krótsze, ale bardziej intensywne, czytelne i wartkie. I co najważniejsze: wkraczają Zbójcerze!
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
50- lecie urodzin najpopularniejszego polskiego cyklu komiksowego to idealna okazja dla przywróceniu kolejnemu pokoleniu pamięci o krajowych bohaterach popkultury. Egmontowski cykl „Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja”, w ramach której otrzymujemy wszystkie przygody Kajka i Kokosza, stworzonych ręką i umysłem nieśmiertelnego Janusza Christy doczekał się czwartego tomu, w którym odchodzimy od dotychczas znanego formatu.
Poprzednio każdy tom poświęcony był każdemu tytułowi z osobna, ale też nie dziwota, w końcu „Złoty Puchar” „Szranki i Konkury” oraz „Woje Mirmiła” były ogromnymi opowieściami przy których taka „Szkoła Latania” ze swoimi kilkudziesięcioma stronami staje się jakąś nowelką.
Dlaczego tak się stało? Wszystkiego dowiemy się właśnie z tego egzemplarza „Złotej Kolekcji”.
Autorem przedmowy jest Sławomir W. Malinowski, bohater jednej z namalowanych przez Christę plansz. Znajdziecie ją wewnątrz książki.
Malinowski jest człowiekiem telewizji, obieżyświatem, człowiekiem należącym do Uniwersum Christy, no ale dla mnie tym, który sprawił, że pan Janusz trafił na Marsa! A to wszystko znajdziecie w tekście pana Sławomira, który ma również na swoim koncie telewizyjny film dokumentalny o ojcu Kajka i Kokosza.
W czwartym tomie znajdziemy „Szkołę Latania” „Wielki Turniej” „Na Wczasach” oraz „Zamach na Milusia” i już tylko w ilości upakowania tylu historii na tak niewielkiej w sumie przestrzeni widać różnicę pomiędzy tym co było, a tym co się wydarzyło.
A wydarzyły się pieniądze proszę państwa oraz chęć spróbowania nowej formy opowiadania znanych historii. Ale to chyba w mniejszym stopniu – mówię puszczając oko.
Czy należy to krytykować? Nie, w końcu każdy z nas chciałby więcej. A jeśli jest się rysownikiem wychowujących całe pokolenia, dającym radość i natchnienie niezliczonej ilości gówniarzy to bez dwóch zdań „te pieniądze nam się należały” – jak powiedział Kapral do Hegemona w jednym z albumów.
I głównie tego dotyczą materiały dodatkowe, których autorem jest Krzysztof Janicz. Autor opisuje w nich kulisy zmiany miejsc pracy przez Christę, nakreśla ówczesny rynek prasy młodzieżowej, zmieniające się stawki dla autorów, wymagane przez wydawców formaty opowieści.
Wiemy, że po zakończeniu przygody z „Wojami Mirmiła” Janusz Christa trafia do czasopisma „Świat Młodych” – gazety skierowanej do nastolatków i to tej niższej rangi.
I to może być też klucz do utyskiwań wielu z nas, którzy owszem, uśmiechną się przy tych nowych historiach, zachwycą Zbójcerzami, ze zrozumieniem podejdą do uproszczenia albumów, ale… No właśnie. Ale w kolejnym zdaniu mówimy o rzeczach, które nas po prostu wkurzają. O uproszczeniach. O infantylizacji. O zrobieniu z Kokosza tchórzliwego grubasa. O braku tych smaczków, za które pokochaliśmy „Kajka i Kokosza”. O braku kompotu po obiedzie.
I dopiero „Zamach na Milusia”, który wiąże się z kolejną podróżą w życiu zawodowym Christy pokazuje nam, jak miejsce pracy, jego otoczenie potrafi wpłynąć na twórczość.
Nieskromnie przyznam, że właśnie nieformalna trylogia rozpoczęta albumem „Zamach na Milusia” i kontynuowana w tytułach „Skarby Mirmiła” i „Cudowny Lek” są wg najbardziej dojrzałymi historiami w ramach całego cyklu.
Ale to później. Teraz rozkoszujmy się tym, co mamy.