Przyznaję zmagałem się z tym komiksem Xaviera Dollo i Djibrila Morisette-Phana ładnych kilka tygodni, ale w końcu go zmęczyłem. I uczucia mam ambiwalentne…
No bo tak – z jednej strony każde dobrze napisane, rzetelne i sensowne opracowanie historii sf jest godne polecenia. A to takie jest. Więc polecam. Ale z drugiej – moim zdaniem zrobienie tego w formie komiksu nie wnosi nic. A miejscami wręcz przeszkadza. Powiem bezczelnie, że lepiej mi się czytało ten dodatek prozą w którym Tomek Kołodziejczak dopisuje historię polskiej sf (bo w samym komiksie poświęcono nam dwa kadry – na jednym jest miejsce Polski w Europie a na drugim Stanisław Lem) niż niektóre rozdziały tego sporego albumu.
Bo komiksem jest on trochę na siłę. Twórcy dość pretekstowo korzystają z możliwości zfabularyzowania całości, głównie opierając się na kilku wytrychach typu Tardis, a tak to po prostu dość sensownie i po kolei opisują (w wielkich i długich dymkach) mnóstwo autorów i ich dzieł. Ja wiem, że tak powinna wyglądać zawartość tego typu publikacji, no ale po co tu w takim razie ten komiks? Żebym mógł zobaczyć podobizny autorów? Czy malutkie narysowane reprodukcje francuskich wydań książek, czy plakatów filmowych? Dziękuję, postoję.
No i oczywiście męcząca jest porażająca francuskocentryczność tego wydawnictwa. No bo zna jedną nóżkę dostajemy uczciwą historię sf, a na drugą co jakiś czas marudzenie, że przecież my Francuzi też to wszystko pisaliśmy tylko jakoś słabiej, nudniej i bez polotu, więc się jakoś nie przyjęło. A przecież u nas to nie tylko Verne, ale w zasadzie każdy autor i temat ma francuski odpowiednik. I tu lista… No czułem się jak w wiadomościach, gdzie każde wydarzenie na świecie trzeba już w trzecim zdaniu poruszyć wątek czy i ilu Polaków było w to zaangażowanych. Nasza polskocentryczność to mały pikuś przy Francuzach. Ten komiks jest tego rozkosznym i w cholerę męczącym dowodem.