Ogród Botaniczny w trzecim co do wielkości mieście Norwegii jest…niepozorny, a w porównaniu do naszych Wojsławic (przeczytaj o tym pięknym ogrodzie TUTAJ) po prostu biedny.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Nie wiem jak to się dzieje, że Norwegowie kompletnie nie przywiązują wagi do odpowiedniego wyeksponowania okazów. Zbysiu powiedziałby, że nawet najpiękniejsze rzeczy pokazują „na odwal”, a i tak się cieszą. No cóż, taka ich uroda i przyjmijmy ich, jakimi są.
Ogród Botaniczny Ringve znajduje się na Lade, handlowo usługowo mieszkalnej dzielnicy Trondheim. Dojechać tam można autobusem lini 3 lub 4, ewentualnie samochodem. Wstęp jest darmowy.
W obrębie ogrodu znajduje się Muzeum Muzyki, gdzie możecie znaleźć stare instrumenty, poznać muzyczną historię Norwegii oraz odwiedzić wystawy poświęcone prądom muzycznym starych i nowych epok. Kiedy pakowałem się, była akurat wystawa poświęcona naszemu Szopenowi. Dwutygodniowa. Wstęp do samego Muzeum Muzyki jest płatny, znajduje się tam kawiarnia, w której możecie coś przekąsić. Ale nie o tym ten tekst.
Ci, którzy znają nasze Wojsławice będą rozczarowani ubogością roślin tu rosnących. Również samo rozplanowanie ogrodu pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście jako miejsce dzikie, takie w sam raz do pospacerowania, położenia się na trawie, opalania się, czy nawet rozłożenia namiotu nad okolicznym stawem jest to miejsce całkiem pożyteczne.
Ale jako miejsce, w którym doświadczycie czegoś szczególnego… czegoś… sam nie wiem, jak to nazwać, bo chodzi mi o tę ulotną chwilę zapomnienia w świecie natury… No nie, jednak nie.
Znajdziecie tu przyległy do muzeum park zbudowany wg angielskich wzorów. Znajduje się on tuż przy wejściu do ogrodu, więc będziecie przez niego przechodzić. W sezonie letnim na uwagę zasługuje zielnik zwany przez tubylców Ogrodem Renesansowym. A jest to po prostu kilka grządek obsadzonych lubczykiem, melisą, czosnkiem, estragonem, oregano, miętą, pietruszką i innymi tego typu ziołami. Nie wiem, czy informacja o tym, że uprawiano je już od roku 1600 jakoś zasługuje szczególnie na uwagę.
O wiele ciekawszy jest Ogród Pierwiosnków, którego bogactwo jest imponujące. Sam Ogród to raczej przerośnięty kwietnik, ale jaki! Bogactwo tych małych, niepozornych lecz pięknych kwiatków daje radę! Przyznam, że nie miałem pojęcia, że natura potrafi stworzyć tak ciekawe odmiany na pierwszy rzut oka nieprzypominające prymulki.
Nie bardzo wiem, jak zachęcić was do odwiedzenia tego miejsca, bo i nie bardzo mam was czym „szczuć”. No czym, przerośniętą cebulą? Tawułką hodowaną tu okazale podczas, gdy u nas wyrzuca się go podczas jesiennych porządków w ogródkach? Różanecznikami?
Umówmy się: są rzeczy w Norwegii przepiękne i zapierające dech w piersiach, jak Geiranger czy Hitra, ale są to dzieła Natury. Z kolei dzieła ludzkiego umysłu, niekoniecznie wytrenowanego w kreacji, jak Drabina Trolli czy Droga Atlantycka naprawdę nie muszą być z automatu zaliczane do cudów świata tylko dlatego, że z Norwegii.
Ogród Botaniczny w Trondheim jest nie jest nawet namiastką tego, co mamy u siebie. To raczej park. Zwyczajny park, w którym to, co u nas nosi pogardliwe miano chwastów aspiruje do okazów niebywałej rangi.
Zachęcam was do obejrzenia galerii z pobytu w tym zwyczajnym niezwyczajnym miejscu: