Na sąsiednim portalu, mianowicie Linkedinie, do tego stopnia skupionym na branżowości i profesjonalizmie, ze nie ma nawet negatywnych emotek (serio, nie ma emotek na smutek i złość) widuję bardzo ciekawe zjawisko: barejowską propagandę sukcesu w najabsurdalniejszym wydaniu.
„Z przyjemnością ogłaszam, że uzyskałem status bezrobotnego” – pisze ktoś.
„Pożegnaliśmy się z firmą X” – pisze kto inny – „z radością czekam na nowe wyzwania”
„Na życiowym zakręcie, podekscytowany tym, co przyniesie życie” – pisze jeszcze ktoś, zmieniając status na hashtag#opentowork
„Zmieniłam nazwisko! Wracam do poprzedniego!” – ogłasza światu jakaś pani, okraszając komunikat milionem uśmiechniętych buziek, a wszyscy klaszczą i gratulują.
Wiem, że jestem stara i niedzisiejsza, że się nie znam na linkedinie, ale…
Propaganda sukcesu ma ogromny koszt. Im dalej jest nasze zachowanie od naszych emocji, im mniej jesteśmy prawdziwi, tym większy wysiłek psychiczny i tym większe ryzyko, ze psychice odbije sie to czkawką.
Poza tym czy takie osoby przekazują o sobie komunikat jako o osobie, której nic nie rusza, czy jako odrealnionym cyborgu?
Co się stało ze starym dobrym komunikatem „drodzy znajomi, aktualnie szukam pracy, proszę Was o rekomendacje”? Albo „mam za sobą trudny rozwód, zdecydowałam się wrócić do nazwiska X”. Jakoś go już nie widuję…