Kabaretobranie Polsatu czyli śmierć kontrolowana

Kiedyś kabaret był sztuką rozbawiania ludzi, czasem subtelną krytyką rzeczywistości, przemycaniem aluzji tam, gdzie wykładanie treści wprost było ryzykowne nie tylko dla autorów, ale i publiczności.

Nie ma co nawiązywać do Kabaretu Starszych Panów, bo to praktycznie inna planeta. Wysoki poziom literacki, niebanalne melodie, świetne aranżacje. Dopieszczone teksty, świetne aktorstwo, przemyślana inscenizacja. Tak, oni byli jedyni w swoim rodzaju i udawało im się coś, co nie przeszłoby u innych wykonawców.

To coś w rodzaju Tarantino – jemu pozwalamy na wszystko, innym patrzymy na ręce i patrzymy na zapas krytycznie.

Oczywiście czasy zmieniają się, dlatego też i forma kabaretu ulegała zmianie. Komuna to przecież triumfalny pochód przez Polskę Smolenia i Laskowika, którzy dosłownie rozkochali w sobie wszystkich bez wyjątku.

Niezwykle utalentowani, uzupełniający się, nie bojący się iść wbrew publiczności doprowadzali nas do spazmów śmiechu. U nich wszystko było na miejscu – dopracowany tekst, kreacje, muzyka, aranżacje. Tak, wszystko było na tip top.

Aż nadeszły nowe czasy.

Nowe czasy miały to do siebie, że odrzucały wszystko, co było. Bezrefleksyjnie. Dobre, niedobre – wyjebać, bo to relikt komuchów.

Doszło więc do sytuacji, gdy artyści pokroju Ireny Santor, Andrzeja Rosiewicza i innych stracili pracę kosztem upiornie nieprzygotowanych wykonawców, którzy nie posiadając podstawowych umiejętności literackich, muzycznych itp. reprezentowali jedynie niebywałą pychę i machinę promocyjną nowych mediów za pasem.

I tak to poszło. Rozpoczęła się jazda po najniższych instynktach, naprodukowało się kabaretowych szołów co niemiara, bo każda stacja telewizyjna chciała mieć swój wyjątkowy program rozrywkowy. Coraz szybciej, coraz więcej, coraz taniej.

Ponieważ „komunistyczni” artyści poszli w odstawkę trzeba było zacząć produkować nowych. I tym sposobem coraz młodsi chłopcy i dziewczęta dostawali szansę, o której Twórcy pokroju wspomnianej Ireny Santor marzyć nawet nie mogli. Wysypała nam się zgraja gówniarzy nieprzygotowanych, drących ryja na scenie, śmiejących się z własnych dowcipów, rzucająca żartem tak grubo ciosanym, że człowiek zachodził w głowę, jakie są kryteria awansu w tej branży. To jest aż tak źle?

Mało kto pamięta, ale spłaszczanie gustów nastąpiło za czasów TVP 2 pod kierownictwem Niny Terentiew, która skutecznie zgwałciła nasze poczucie smaku, klasy, wyczucie niuansu, dwuznaczności, czy zwyczajnego rozróżniania Sztuki od Gówna. Wszystko zlało się w jedno pod pretekstem dostarczania rozrywki.

Mało kto zdaje sobie sprawę, ale za takim zniszczeniem gustów i mentalności generalnie idzie inne postrzeganie świata, stosunków międzyludzkich, oczekiwań. Przekłada się to również na nasze wybory polityczne, bo zaczynamy oczekiwać od polityków dosadności, coraz częściej wulgarności, prostych zdań, „genialnych” ripost, ośmieszenia przeciwnika. No słowem pajacowania na poziomie Niny „polski kabaret” Terentiew.

Poziom polskich kabaretów poszedł w dół. Niesmaczne, coraz częściej chamskie skecze wolne od inteligentnej zabawy z widzem, prostackie przebieranki, pseudo odwaga chłopców i dziewczyn myślących, że są kabareciarzami. Skecze bez myśli przewodniej, bez początku, środka, zakończenia. Puenta? No nie żartujmy.

Kiedyś można było mieć nadzieję, że w tym oceanie chłamu można było wyłowić choć jedną perełkę, która zatrze niesmak po obejrzeniu całości. Ostatnio obejrzałem jednak show Polsatu „Kabaretobranie” i wiem już, że nie ma nadziei. Jest dosłownie gówno w złotym papierku, i znów firmowane przez Ninę Terentiew, bo to przecież ona jest teraz rozgrywającym Polsatu. Jak nie tu, to tam. Szczytem była chamówa (bo inaczej nie da się tego nazwać) o byłym prezydencie Komorowskim i jego żonie. No tak, szykuje się zmiana władzy, to i wazelina zaczyna smakować.

Nina Terentiew est jak rak. Powoli, kroczek po kroku niszczy nasz gust, poczucie smaku, zabawę słowem i zmysł rozróżniania dobrej rozrywki od złej. Niszczy nas bezpowrotnie, aż stajemy się zombie bez gustu, zdychamy mentalnie.

Jednak problemem „Kabaretobrania” nie jest tylko żenująco chamski poziom artystyczny tego wydarzenia.
Przecież ktoś kwalifikuje wykonawców do takiej imprezy. Ktoś ocenia ich poziom merytoryczny, wykonanie całości.

Nie chce mi się wierzyć, że można być aż tak cynicznym. No chyba, że Nina tak już rozwaliła swoim pracownikom krwioobiego estetyczny, że nawet nie zdają sobie sprawy z gówna, którym karmią siebie i nas.

Polski kabaret nie żyje. Podziękujmy Ninie Terentiew.

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i publicysta, kreator opinii. Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Przewodniczący jury lokalnego festiwalu filmowców amatorów. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij

Popularne

Najnowsze

Zobacz również
Powiązane

Jedziesz na wczasy do Grecji? Te podstawowe zwroty powinieneś znać.

Jak jest "dziękuję" po grecku, w jaki sposób przedstawić...

Akumulatory z trocin? To nie fantazja, już wkrótce trafią do użytku!

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem świat podbiją "akumulatory...