Zestaw kompetencji, których uczeń powinien się uczyć w ramach warsztatów rówieśniczej interwencji kryzysowej, dotyczy zadbania o siebie samego.
I tak na przykład nawet 20-25% nastolatków to aleksytymicy, nie potrafiący nazywać swoich emocji, „ślepi” na sygnały z ciała świadczące o tym, że coś czują.
Kolejna duża grupa to osoby przyzwyczajone do niesłuchania swojego ciała, skupione na dobrostanie innych– ratownicy.
Jedni i drudzy nie słyszą własnych sygnałów alarmowych, są ślepi na własną złość, lęk, bezradność, nie są więc w stanie zauważyć, że są przeciążeni emocjonalnie, czasowo i fizycznie, że towarzysząc potrzebującemu koledze zaczynają podejmować działania ryzykowne dla siebie, albo że po prostu są wykorzystywani, bo kolega nie chce nic zmieniać, tylko się wciąż od nowa żalić, obciążając ich.
Oprócz nauki zauważania i rozumienia swoich „dzwonników alarmowych” powinni się tez nauczyć, jak opanowywać emocje, np. za pomocą technik relaksacji.
Wreszcie powinni się nauczyć bronić.
Logika podpowiadałaby tu naukę asertywności, jednak kulturowo się ona nie sprawdza w Polsce, jest zbyt szorstka, wyznacza granice za ostro i zbyt kategorycznie, a bywa, że zostawia odmawiającego z poczuciem winy. Dla potrzebującego, szczególnie w kryzysie, może być wręcz policzkiem. Dlatego lepszą opcją jest nauka empatycznej asertywności, która „opakowuje” odmowę w delikatne zrozumienie i wytłumaczenie:
„Widzę, że jest Ci ciężko, ale nie jestem w stanie Ci pomóc, bo do tego trzeba umiejętności. Co powiesz na to, żebym razem z Tobą poszła do psychologa szkolnego? Tylko porozmawiać”