Wszyscy wokół chwalą, ba wręcz się zachwycają i powiem Wam, że… mają rację. Zassałem w jeden wieczór i od wczoraj mam naprawdę dobry humor.
Oto najlepszy polski serial komediowy od lat. Tak po prostu. Z całą sympatią dla dobrej „Emigracji”, dla coraz lepszego polskiego „The Office” to jest serial od lat najlepszy.
Oczywiście mówię za siebie. W moje potrzeby, klimaty i poczucie humoru panowie trafili niemalże idealnie. Sam bym oczywiście lepiej zrobił, ale już tylko ciut.
Pomysł prosty i może nie do końca oryginalny, ale świetnie wpasowany w polskie realia XVII/XXI wieczne i jeszcze lepiej rozegrany. Na poziomie wątków, scen, dialogów. Wszystko tu gra i buczy.
A Topa jest absolutny top! I tylko sobie myślę, że gdyby to on zagrał główną rolę w polskim The Office (bo przecież to w sumie niemalże ta sama postać) to tamten serial byłby o niebo lepszy. Tak, wciąż uważam casting szefa za najsłabszy punkt biura Kropliczanki. Ale wracajmy do Sarmatów.
To jeszcze o obsadzie – Herman – świetna, synowie Jana Pawła (bo ten Jan Paweł ma synów) sprawdzeni już w tym roku w dobrych komediowych bojach (Balicki w „Emigracji XD” a Sikorski w „Masz ci los!”) tu są jeszcze lepsi, a familię Adamczewskich pięknie i zabawnie uzupełnia Martyna Byczkowska (z ciekawością i przyjemnością będę obserwował co dalej).
Każdy z ośmiu odcinków jest o czymś! Każdy ma swój rytm, swój sens i dobrze powoli rozwija postaci, a przede wszystkim jest śmieszny! Zabawny! Potrafi co kilka minut, a czasem częściej spowodować, że prycham ze szczęścia i śmiechu. I robi to najróżniejszymi metodami – przede wszystkim dialogiem, ale także ciosem siekiery czy szkieletem dinozaura.
No po prostu pierwszy bardzo dobry prezent pod choinkę właśnie dostałem. Oczywiście rozpakowałem i skonsumowałem wcześniej, ale kto mi zabroni? Ostatnie dwa tygodnie roku będą bardzo obfite w dobre seriale czy stand-upy.