Otwieram tę pięknie wydaną opowieść graficzną i zanurzam się w świetnie narysowany i opowiedziany świat nie tylko o brutalności świata, ale odkrywaniu siebie na nowo i walce z demonami.
Arzhur był niegdyś znamienitym rycerzem, jednak w jakiś sposób pozbawiono go tego tytułu, a on sam otoczony został hańbą. I choć próbuje odzyskać honor traktowany jest jak parias, którego miejsce jest w rynsztoku, co widzimy już w scenie otwierającej opowieść.
Nie dziwne więc, że nasz bohater kurczowo uczepi się każdej okazji, by udowodnić swoją przydatność światu. Zwłaszcza, gdy nawiedzają go trzy wiedźmy, które mają dla niego zlecenie: uwolnić uwięzioną w opuszczonym zamczysku królewnę i dostarczyć do matki. Zadanie proste, łatwe i przyjemne.
Zapewne Arzhur już widział oczyma wyobraźni ten splendor i nową sławę oraz pieśni śpiewane przez bardów opiewających jego bohaterski czyn. Oto on, wybawca królewny, a może i całego królestwa! Oto on, nowy bohater, rycerz powstały z pokładów hańby i zapomnienia! Tylko wariat nie przyjąłby oferty. Zwłaszcza hojnie opłaconej.
Jak widzimy historia zaczyna się klasycznie. Jak to w bajkach. Mamy upadłego bohatera, który w walce o honor podejmuje się czynów rycerskich i na białym koniu ratuje uwięzioną królewnę. Jednak nie jest to klasyczna bajka.
To powrót do tego, czym one były. To powrót do mrożących krew w żyłach opowieści o okrutnym świecie, w którym słowo prawdy być nią przestaje, bo jest ona wykorzystana to doraźnych celów. To powrót to mrocznego konfliktu, w którym strony nie wahają się użyć najbardziej nikczemnych metod, wykorzystać każdej możliwości i wciągnąć w niego niewinne osoby. Metod, w których strach, obawa, nieścisłości, pomyłka mieszają się z żądzą władzy, pychą, nienawiścią i zwykłą podłością.
Ale to również powrót do walki z samym sobą. Do walki, w której bohater za każdym razem potykający się o własne nogi, głupotę, pychę i pozycję społeczną chce naprawić poczynione zło. To powrót do historii o świadomości tkwiącej wewnątrz mocy, która wykorzystana w złym celu doprowadza do tragedii. Wykorzystana mądrze – działa cuda.
I o tym jest właśnie „Ciemność”. Dwutomowa historia wydana zbiorczo przez wydawnictwo Egmont opowieść napisana przez Huberta Boularda i narysowana przez Vincenta Mallie.
Z jednej strony chciałbym wam opowiedzieć o tym albumie ze szczegółami, bo pod niezwykle atrakcyjną warstwą wizualną, nieco mi Thorgala przypominającą, kryje się mnóstwo dobroci, nad którymi warto się pochylić. Niestety założę sobie kaganiec i ze względu na szacunek wobec czytelnika powstrzymam się w nadziei, że sami dotrzecie do „Ciemności” i kryjące się w niej smaki.
A jest co odkrywać. Zacznijmy od tego, co widzialne od razu czyli świetną kreskę, przemyślane kadry, filmowe wręcz kompozycje obrazu. Tyle, że świat przedstawiony szybko upada, gdy opowiadana historia nie angażuje i nudzi.
„Ciemność” stopniowo wciąga. Wychodzi od standardowej historii, by stopniowo przejść w wielopoziomową historię o sojuszu światów i walce między nimi. O niespodziewanym awansie społecznym i podboju dokonanym na fundamencie oszustwa. O intrydze, zdradzie, niekontrolowanych emocjach, o furii, która musi gdzieś znaleźć ujścia, o nieposkromionej żądzy władzy. O małych interesikach, które zostają wplątane w rozgrywki możnych tego świata.
Ale w całej tej wielkiej, pochłaniającej wszystko i wszystkich wojnie jest miejsce dla nich. Dla tych dwojga: królewny i rycerza. Ludzi upadłych, których dotychczasowy świat rozpada się, bo fundamenty, na których stały, dotychczas pewne i niezachwiane zbudowane zostały na chuci, kłamstwie i przemocy. Ludzi, którzy musza nauczyć się samych siebie oraz skonfrontować z najbliższymi im osobami. I podjąć decyzję, od których zależeć będzie ich własna przyszłość.
„Ciemność” jest niezwykłą opowieścią graficzną, w której atrakcyjna historia rodem z baśni braci Grimm służy czemuś większemu, niż odwieczny konflikt Dobra ze Złem zwłaszcza, że pojęcia te nieustannie zacierają się, a odnalezienie samego siebie staje się trudniejsze niż pokonanie przeciwnika na polu bitwy.
Scenariusz „Ciemności” napisał Hubert (właśc. Hubert Boulard), zmarły w 2020 roku bretoński współtwórca różnorodnych gatunkowo opowieści graficznych, w tym biograficznej historii „Joe la Pirate”, komiksu grozy „Le legs de l’alchimiste” czy kryminału „Miss pas touche”.
Rysunki są dziełem Vincenta Malliégo, autora ilustracji do kilku serii fantastycznych, m.in. „Les aquanautes”, „Le grand Mort” czy niektórych tomów cyklu „W poszukiwaniu Ptaka Czasu”.
Historia Arzhura i królewny Isleny to świetnie napisana, wciągająca opowieść, a niezwykle przemyślana i atrakcyjna oprawa wizualna tylko podbija jej atrakcyjność. To naprawdę kawał porządnej podróży, którą trzeba przejść.
___________________________________________________________________________