Po marszu. Jeszcze nigdy POPiS nie miał się tak dobrze jak dziś.

Każdy kto myśli, że w efekcie czwarto czerwcowego marszu znacząco wzrosną sondaże Platformy Obywatelskiej nie rozumie tego, co dzieje się nie tylko w polityce, ale w Polsce w ogóle. Niestety im większe nazwiska komentatorów, tym większe odbicie od tego, co dzieje się poza Warszawą.

Bez dwóch zdań ten słynny marsz przejdzie do historii współczesnej polityki. Ale tylko liczbowo. Wartości dodanej nie przyniesie żadnej, bo tak jak Jagiełło i jego potakiwacze zmarnowali zwycięstwo w bitwie pod Grunwaldem, tak Donald Tusk pod wpływem swoich fujar pokroju Kierwińskiego, Sienkiewicza, czy Arłukowicza przy wtórze kiboli z „Silnych Razem” będzie kolejny raz próbował narzucić rynkowi medialno politycznemu tylko swój pogląd. „My kontra PiS”.

Tymczasem jeśli zedrzemy te wszystkie hasła, ideały, rzucane w przestrzeń miło brzmiące lecz puste komunikaty zobaczymy zaskakująco podobny do PiSu rdzeń.

Wódz i reszta, która jest dowolnie ugniatana przez wodza, na kształt jego myśli i pragnień. I tych wypowiedzianych i tych niewypowiedzianych. Wódz, który sam podejmuje decyzje, zapowiada konkretne działania nie licząc się ze zdaniem zaplecza i pozostałych organizacji. Wódz, który ustawiając scenę polityczną pod konkretnego wroga tworzy podział, w którym wszyscy muszą się odnaleźć najlepiej tak, by opowiedzieć się po stronie wodza. A każdy, kto nie zgodzi się na taki podział przejdzie medialną i polityczną ścieżkę zdrowia aż zrozumie, że „kto nie z nami, ten przeciwko nam”.

Przekonała się od tym Lewica, od której Tusk notorycznie – podpierdala, bo to już nie da się określić inaczej – projekty programowe, ludzi oraz idee. Przekonuje się Polska2050 oraz Polskie Stronnictwo Ludowe, które od jakiegoś czasu idą swoją drogą, bo wiedzą czym kończy się współpraca z Tuskiem.

Przekonali się o tym współkoalicjanci Tuska, którzy funkcjonują niczym plankton Zjednoczonej Prawicy: nic nie znaczący statyści funkcjonujący na zasadzie robienia tłumu w filmie batalistycznym. Ich jedynym zadaniem jest biegać w tle, wypinać dupę do kamery, robić miny, krzyczeć „hurrra” i efektownie paść w obronie wodza.

Tusk skutecznie zlikwidował jakąkolwiek konkurencję wewnątrz partii, dzięki czemu rozdaje karty. Nikt mu dziś nie podskoczy, bo przecież tak to było od początku zorganizowane. Wódz i cała reszta.

I jeśli ktoś nie widzi, że mechanizm organizacyjny, programowy, personalny Platformy nie różni się od PiSu to już sam nie wiem co powiedzieć, bo tu ręce opadają.

Na szczęście widzą to i ludzie Hołowni, i ludzie Zandberga, i ludzie Kosiniaka z Kamyszem i ludzie Czarzastego.

To, że nie dziwi to wyborców Tuska, medialnych potakiwaczy i internetowych kiboli wcale, ale to wcale nie dziwi. W końcu żyjemy w kraju, w którym politykę przedstawia się jako wojnę wszystkich ze wszystkimi, analizy polityczne sprowadzają się do napuszczania jednych na drugich, a elektorat przyzwyczajony jest do toksycznego wodza, który opowiada bajki o bitwie, wojnie, oddziałach, zniszczeniu wroga oraz nieustannego budowania na zgliszczach.

Polityczny efekt demonstracji z 4- ego czerwca będzie prosty. Platforma i jej sługusy będą będą zaszczuwać Lewicę i Trzecią Drogę i wymuszać uznanie wodzostwa Tuska. Pojawią się lewe sondaże, a tzw. „Silni Razem” rozpoczną kolejną krucjatę przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Tomasz Lis wytoczy jeszcze silniejsze działa, a w tvn24 czołowi komentatorzy raz za razem będą opowiadać, jakie to bezeceństwa dzieją się w TVP.

Tusk i jego fujary są tak blisko Kaczyńskiego i jego fujar, że nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że to właśnie Jarosław przyczynił się do tego, że mieliśmy do czynienia z największym marszem w historii III RP. Choć z drugiej struny słuchajcie, od 2015 – ego roku tyle tych demostracji było, pamiętamy te chwilę chwały KODu, i co? I PiS wygrywał kolejne wybory. To tak na marginesie.

Wróćmy do efektu politycznego marszu. Bardzo mi przykro, ale dziś on nic nie znaczy. To tak, jakbyśmy oczekiwali, że społeczny efekt Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy rozleje się na cały kraj. No nie. Spotykamy się raz w roku, rzucamy pieniążka by zaspokoić własne sumienie i wcale nie robimy się lepsi dla siebie przez pozostałe 364 dni.

Można oczywiście spytać, czy w okresie poprzedzającym marsz organizatorzy przygotowali sztaby socjologów, którzy ruszając w te nieprzebrane masy ludzkie zaczęliby w końcu ogarniać to wszystko i przygotować wodzowi jakieś sprawozdania, wnioski, zalecenia na przyszłość. Można spytać, w jaki sposób ten marsz niby ponad podziałami będzie przygotowany jako baza do pozyskania wyborców niezaangażowanych. Można spytać, dlaczego choćby na samym końcu tego marszu nie zaproszono przedstawicieli partii spoza kręgu wodza. Można zadać więcej pytań. Ale po co, skoro wiadomo, że tak jak PiS organizował wiece tylko po to, by mieć co pokazać w spotach, tak PO organizuje swoją imprezę w podobnym celu.

Cieszy mnie, że pozostałe partie opozycyjne mają świadomość tego, co się dzieje.

Umówmy się, jeśli coś ten marsz udowodnił to fakt, że dziś POPiS ma się dobrze, jak nigdy wcześniej.

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

Udostępnij

Popularne

Najnowsze