Muzeum Fram. Legendarny statek Roalda Amundsena, arktyczne dziedzictwo Norwegów.

Jeśli planujecie zwiedzić Oslo, koniecznie zacznijcie od tego miejsca, półwyspu Bygdoy. To na nim znajdują się miejsca przenoszące nas do historii Norwegii, dzięki czemu zrozumienie tego kraju może stać się prostsze.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Kiedy już dojedziecie autem lub autobusem do ostatniego przystanku półwyspu, przed waszymi oczami ukażą się trzy miejsca. Po lewej Muzeum Kon – Tiki, po prawej Muzeum Morskie i najbardziej interesujące nas Muzeum Fram.

Ewentualnie, jeśli wykupiliście tzw. Oslo Pass, możecie skorzystać z darmowego promu wiozącego nas do celu.

Tak, to te dwa trójkątne budynki obok ścieżki prowadzącej do portu.

Miejsce niewielkie, lecz niezwykłe. Wciągające nas historią ekspedycji polarnych, podczas których wikiński duch poszukiwania przygody i podboju coraz to nowych miejsc sąsiaduje z głodem wiedzy i chęcią przeżycia.

Już przy samym wejściu ujrzycie istotę tego miejsca: niesamowity, zawieszony w przestrzeni zrekonstruowany statek „Fram”, który brał udział w pionierskiej wyprawie polarnej „ku chwale Tonyego Halika” 😀

Widok okutego dzioba, wzmocnionej konstrukcji i pękatego korpusu robi niesamowite wrażenie!

Mało tego, możesz wejść na pokład tego statku legendy oraz zwiedzać jego wnętrze! A potem patrzysz na pozostałe eksponaty: mapy, wypchane niedźwiedzie polarne, odtworzone sceny z życia polarników, ich walkę o przetrwanie, zdobywanie informacji…

Widzisz miejsca, w których spali, jedli, relaksowali się, pomieszczenia, w których dokonywali badań…

I masz wrażenie, że jesteś w miejscu, w którym rzeczywistość miesza się z fantazją. Musisz pamiętać jednak, że to muzeum nie jest pokazem okazałego statku zbudowanego z myślą o uwięzieniu go w lodzie.

Tak, konstruktorzy „Frama” uwzględnili fakt, że podróżnicy mogą stać się więźniami natury.

To dlatego konstrukcję dodatkowo wzmocniono stalowymi elementami, a kształt przypomina kroplę. Po to, by otaczający statek lód stopniowo wypychał całość ku górze tak, by nie został zmiażdżony przez napierający żywioł.

To dlatego, można było podnosić ster i śrubę – by lód nie miał o co się zaczepić.

To dlatego zbudowano generator prądu w formie wiatraka.

To dlatego ocieplano statek czym się da – skórami, wiórami, co tylko przychodziło do głowy. No nie mówcie, że ci ludzie nie mieli łbów.

Tak, by „Fram” wciąż mógł przeć naprzód. Bo „Fram” znaczy „Naprzód!”

Już sama świadomość tego sprawia, że zaczynamy podchodzić do tego miejsca nie jako do wystawki antykwarycznej. Zaczynamy widzieć całość. Opowieść. Opowieść o wcielanej do życia idei. O żądzy przygody, niebezpieczeństwie, odwadze, ale i zwyczajnym ludzkim strachu, samotności i tęsknocie za domem.

Mało kto wie i mało kto z tego korzysta, ale po lewej stronie budynku znajdują się schody prowadzące do drugiej atrakcji tego muzeum, statku „Gjoa” eksponowanego identycznie jak „Fram”. Tyle, że ten statek jest inny. Kształtem, bo smukły, chyba dłuższy. I nie jest aż tak obudowany atrakcjami, jak nasz tytułowy bohater. Ale też jest ważny.

Odwiedzając „Frama” nie zapomnijcie o „Gjoi”. Bo to nieładnie po prostu.

Muzeum „Fram”, jak wspomniałem to nie tylko okręty, mapy, wypychanie zwierząt, obrazki z życia polarników, czy inne eksponaty. To nie tylko możliwość eksplorowania statku na pokładzie i pod nim.

To również ludzkie historie.

Takie jak historia Fridtjofa Nansena, norweskiego pioniera, który zapisał się w historii tonihalikówki po wsze czasy, jako pierwszy koleś, który wraz z pięcioma towarzyszami przemierzył surową Grenlandię mając do dyspozycji tylko narty, czy jako norweski rozbijaka chcący sięgnąć Bieguna Północnego. Jego pomysł był na podróż był prosty; płynąć na północ daleko jak się da.

To on kazał wybudować „Frama”. To on popłynął „w ciemno” tam, gdzie zaczyna się… nic. Jak bowiem określić perspektywę nawigowania w białej jak mleko mgle, gdy wokół setki morderczych wysp i groźniejszych gór lodowych? A przecież na podróżników czekały jeszcze trzy lata „więzienia” w napierającym zewsząd lodzie. Niestety bieguna nie udało się zdobyć, ale ziarno zostało zasiane. Wyprawa trwała od 1893 do 1896 roku.

W ogólnej świadomości znany jest jednak Roald Amundsen, zdobywca Bieguna Południowego.

Te suche informacje o chyba najbardziej znanych poszukiwaczach przygód Północ kryją niezliczone opowieści o Człowieku i jego walce z Naturą, choć trzeba przyznać, że czasem i Człowiek i Natura współpracowali razem, gdy ekipa Nansena wykorzystała prąd arktyczny podczas podróży na Biegun Północny.

Wizyta w Muzeum „Fram” pomaga nam zrozumieć norweskiego ducha. Jego chęć walki z przeciwnościami. Jego chęci udowodnienia, że człowiek może zdobywać wrogie sobie miejsca, a nawet żyć tam. Osiedlać się.

Jeśli będziecie w Oslo koniecznie jedźcie w to miejsce.



Booking.com

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij

Popularne