Dziś Lego to obok Disney`a najpopularniejszy dostawca przyjemności na świecie. Z tym, że o ile przyjemność firmy Myszki Miki zaczyna nas irytować, Lego nieustająco inspiruje nas i bawi.
Tymczasem mało kto wie, że przez większość swojej działalności ta wywodząca się z Danii firma była na krawędzi upadłości, a początki tego zabawkarskiego giganta nie miały nic wspólnego z rozrywką.
Nie miałem zbyt wielu wspomnień z Lego, które w czasach mojego dzieciństwa dostępne były jedynie w sklepach „Pewex”. Była to sieć placówek, w których za dolary lub ich ekwiwalent drukowany w formie tzw. bonów dolarowych sprzedawała „zachodnie” produkty. Wśród nich były również klocki Lego, o których wszyscy myśleli, że pochodzą z Niemiec.
Tymczasem wszystko zaczęło się w Danii, a konkretnie w jutlandzkim Billund – sennej mieścinie, do której można było dojechać w najlepszym przypadku koleją, miejscu w którym dosłownie nic się nie dzieje.
Był rok 1915, kiedy w położonym w samym środku nieprzemierzonych duńskich wrzosowisk, młody czeladnik stolarski, Ole Kirk Kristiansen otrzymał szansę wynajmu warsztatu, w którym wykuwała się przyszłość Danii. Tyle, że wtedy mało kto o tym wiedział, łącznie z naszych bohaterem.
Trzeba wam wiedzieć, że w tym czasie bogobojny Kristiansen kierujący się życiowym mottem „módl się i pracuj” nie miał pojęcia, że parę lat później zacznie wytwarzać zabawki i otworzy firmę, którą nazwie Lego, co oznaczało „baw się dobrze”.
Proza życia, proste życie, zaściankowość Billund, walka o każdy dzień, o każdy grosz i zlecenie sprawiały, że ostatnie o czym myślał nasz Kristiansen to dostarczenie rozrywki dla każdego. Póki co trzeba było walczyć o to, by mieć co do gara włożyć.
I tak jak słynny Dahmer został zdemaskowany przypadkowo, tak w przypadku najsłynniejszych zabawek świata mieliśmy do czynienia z przypadkiem, gdy Ole Kirk pod wpływem kryzysu, braku zleceń, biedy, ale też namów znajomego zmienił profil swojej działalności.
I choć był założyciel Lego dobrym rzemieślnikiem, który zbił meble na miarę, akcesoria, a nawet solidny dom potrafił zbudować to jednak nie był pewny swojej przyszłości. Dacie wiarę? Dziś zbudowanie domu potrafi jego budowniczego ustawić na kilka miesięcy. Wtedy zbudowanie nawet dwóch doprowadzało na krawędź bankructwa. Takie to czasy były. Uzależnione od sytuacji międzynarodowej, od sytuacji wewnętrznej, od miejsca, w którym się żyje, a żyło się w gminie po prostu nędznej pod każdym względem.
Można zatem przyjąć, że decyzja o wejściu w budowanie zabawek z drewna wynikała z potrzeby chwili. I tak zaczęła się historia Lego, którego właścicielem w pierwszych latach wcale nie był Ole Kirk Kristiansen, lecz jego żona. Skąd my to znamy, gdy ludzie zakładają firmy na tzw. „słupy”, aby tylko uniknąć licytacji majątku. Jak widać każdy orze jak może i nie można winić ludzi za to, że chcą iść do przodu.
W ten sposób opornie, by nie rzec topornie rozpoczęła się wielopokoleniowa historia naznaczona niezwykłym uporem, hartem ducha, konsekwencją, ale też niezachwianą wiarą w boga, firmę i ludzi.
Historia Lego to w ogóle jest przedziwna sprawa. Mamy bowiem do czynienia z firmą, która – przekładając na nasze realia – powstaje gdzieś na podlaskim zadupiu, gdzie tylko głęboka religijność, upór, ale i takie chłopskie cwaniactwo i obowiązkowość wobec rodziny trzyma człowieka w pionie. Właściciel próbuje utrzymać się na powierzchni i choć firma rozwija się, to wciąż brak jest tej pewności, tego finansowego zastrzyku, który sprawia, że masz w ogóle nadzieję na spłatę długów zaciągniętych gdzie się da i u kogo się da. Bo widzisz, najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimo iż ugruntowanej marki twoi klienci nie są w stanie ci zapłacić. Ale robisz, bo jakie masz wyjście? Przesz do przodu w nadziei, że kiedyś w końcu musi się udać. Jeździsz na te bazary, spotykasz się ze wszystkimi, którzy mogą ci w jakikolwiek sposób pomóc, bo co masz do stracenia? Aż w końcu poznajesz kogoś, kto może ci pomóc. I trzymasz się tego kurczowo. W końcu kroczek po kroczku idziesz dalej. Zaczynasz spłacać długi. Zaczynasz w końcu zasypiać. I nawet gdy w międzyczasie pali ci się zakład nie poddajesz się. I jakoś idzie.
I tak właśnie dzieje się z Lego.
Jens Andersen opisuję tę właśnie walkę o każdy oddech. Opisuje wielopokoleniową historię, w której równie ważne co jakość produktu są więzy międzyludzkie. Czyta się to nie tyle z zapartym tchem, co z taką ciekawością i zainteresowaniem, że gdzieś na zadupiu ktoś stworzył zabawki, które stały się symbolem rozwoju, radości zabawy, a przede wszystkim pożytecznej roli zabawy w rozwoju człowieka.
Mamy tu bowiem rzecz, dzięki której Lego stało się praktycznie nieosiągalnym wzorcem dla konkurencji. Otóż zestawy klocków, z których można było zbudować cokolwiek tylko się zapragnie, kreowało więzi społeczne i międzypokoleniowe, bowiem umęczone wojną, pozbawione środków do życia, domów i przyszłości społeczeństwa muszą odnaleźć w jakiś sposób na odnalezienie jakiegoś sposobu na normalność.
Traf chciał, że Lego właśnie to sprawiło. Oto ojcowie budując z dziećmi domy, samochodziki, ogrody i budowle publicznego użytku nie tylko nawiązywali między sobą kontakt, w jakiś sposób dzielili się swoimi marzeniami, przekazywali swoje emocje poprzez tworzone razem budowle oraz snuli wspólne plany na przyszłość.
Z czasem okazało się, że Lego służy wyobraźni, dyscypliny tworzenia, wyobraźni projektowania oraz nieograniczonemu poszukiwaniu. A zatem tego wszystkiego, co rozwija dziecko. Tej radości z budowania własnego świata. Tej ciekawości, co się stanie gdy połączymy nieprzystające do siebie elementy.
I to jest największa wartość tej książki.
Oczywiście fajnie czyta się tę całą wielopokoleniową walkę o każdy dzień, tydzień, rok. Te chwile zwątpienia, zmaganie się z oporem najbliższej rodziny, otoczenia, całych grup społecznych, to poszukiwanie boga tam, gdzie go nie ma i rzucanie wyzwania największym na rynku. Aż do momentu, w którym firma osiąga corocznie rekordowe wyniki finansowe.
Tylko wiecie, podczas lektury wracacie do tych małych momentów, które ufundowały królestwo, którego władcy jakby dziś zapomnieli o swych początkach: o tej radości z poszukiwania, budowania, tego błądzenia i radości z efektu końcowego.
I o tym jest właśnie książka o Lego. O tym, jaką radość daje zabawa tworzeniem nowych, nieodkrytych światów.