To niesamowite jak potrafimy świadomie doprowadzić do niedoboru słodkiej wody na Ziemi i jednocześnie zachwycać się tym, że naukowcy NASA odnaleźli jeziora pod powierzchnią Marsa.
Stało się to dzięki dokładnej obserwacji i badaniom nakładających się na siebie osadów znajdujących się na południowej półkuli Marsa.
W ten sposób naukowcy uznali, że mamy do czynienia z dziesiątkami jezior. Nawet nie wiem, jak wyrazić wdzięczność za to odkrycie w sytuacji, gdy dosłownie w tej chwili dziesiątki, jeśli nie setki tylko polskich miast wprowadziło limit wykorzystywania wody, a nawet czasowo odcina jej dopływ. Naprawdę, info od NASA serce me raduje.
Wróćmy jednak do mądrych ludzi eksplorujących Czerwoną Planetę, bo przecież nie może nas pokonać małostkowość i doczesność. Ważne jest to, że za kilkaset lat marsjańskie kolonie ludzkie będą mogły na spokojności korzystać z wodnych zasobów tej planety. To, że Ziemia w tym czasie będzie nic nie wartą kulką krążącą wokół coraz intensywniej świecącego Słońca to ch… – przepraszam, to nic.
No dobrze, posłuchajmy co nauka ma nam do powiedzenia w tytułowej sprawie. Otóż naukowcy zmierzyli wspomniane osady i okazało się, że składają się one na przemian z pyłu, lodu i zamrożonego dwutlenku węgla czyli suchego lodu.
Dzięki temu można nieco sięgnąć do klimatologicznej przeszłości Czerwonej Planety, jak na przykład takiej, że panowała tu, podobnie jak na Ziemi, Epoka Lodowcowa.
„Nie jesteśmy pewni, czy te sygnały są woda ciekła lub nie, ale wydają się być znacznie bardziej rozpowszechnione niż to, co znaleźć oryginalny papier”, powiedział Jeffrey Plaut, naukowiec z NASA Jet Propulsion Laboratory. „Albo woda w stanie ciekłym jest powszechna pod południowym biegunem Marsa, albo te sygnały wskazują na coś innego”.
Tymczasem europejski orbiter Mars Express badający za pomocą instrumentu Marsis Czerwoną Planetę wciąż ma nadzieję na odkrycie „Zielonych Ludzików” i nie chodzi tu o działaczy partii Zieloni.
No więc znajdujący się na orbiterze radar odbija od powierzchni planety zróżnicowane sygnały w zależności od tego w co fale instrumentu „uderzą”. Jeśli przyjmiemy, że woda jest silnie odbija fale radaru, będziemy mieli pewność, że powracający odbity sygnał podaje informacje o znalezieniu wody lub lodu.
Jest to swego rodzaju potwierdzenie informacji z 2019 roku kiedy pod biegunem północnym Marsa znaleziono masowe pokładu lodu wodnego. Podobne badania wskazywały, że pod powierzchnią znajduje się woda w stanie ciekłym na południu planety.
Tymczasem obecne badania pokazały, że woda znajduje się na o wiele większej powierzchni, niż zakładano. Tyle, że woda ta jest zamarznięta bardziej niż na kość, bo panuje tam temperatura – 63 stopnie Celsjusza.
To wszystko brzmi bardzo pięknie i oczyma wyobraźni już możemy widzieć wypływającą spod powierzchni Marsa wodę układającą się w meandry i zakola kosmicznych rzek, wokół których rozwija się życie. Rozumiecie, rośliny pochłaniające dwutlenek węgla i przetwarzające go w tlen.
Już? Pomarzyli? To teraz wracamy na Ziemię. Otóż powrót wody do ciekłego stanu musiałby wiązać się z jakimkolwiek ociepleniem. Naturalnym. Na przykład jakimś wulkanizmem, czy rydzykową geotermią. Tyle, że nic z takich rzeczy nie zaobserwowano. Owszem, na Marsie są pozostałości po tym okresie (piszę na ten temat TUTAJ), jednak nie ma żadnych mocnych dowodów na to, by wulkany wróciły do swej aktywności.
Nieważne. Cieszmy się. A w międzyczasie będziemy gorączkowo zastanawiać się, skąd wziąć pitną wodę tu, na Ziemi. I międzyczasie oglądać film „Pamięć absolutna”, ale ten ze Schwarzeneggerem. W końcu filmowa koncepcja produkcji tlenu na Marsie jako żywa podobna jest u swych podstaw do tego, co odkrywa NASA.