Gdybyś spytał/a mnie o smaki dzieciństwa, pierwsze co wpadłoby mi do głowy to kluski lane. Nie żadne gumy do żucia „Donald”, oranżada w woreczkach, czy słone masło w bloku. Kluski lane właśnie.
Najpierw babcia, potem mama przygotowywały to cudo. Zwykle w soboty i w niedziele, bo to wiadomo, więcej czasu na przygotowanie, nie trzeba spieszyć się do pracy itd. itp.
Zwykle nie lubiłem mleka, piłem je z niechęcią, a tworzący się na powierzchni kubka kożuch przyprawiał mnie o mdłości. Wiadomo, dziecko zawsze wymyśla, że nagle od zawsze tego, czy tamtego nie lubi. Choć jeszcze wczoraj zajadało się to ze smakiem. O, weźmy na przykład ser żółty. Tylko ohyda do salcesonu mi została.
Ale wróćmy do klusków lanych. Zawsze było dla mnie tajemnicą jak to się robi. Pyszne, ciepłe kluseczki różnych kształtów i długości. Posłodzone. Stopniowo gęstniejące, dzieki czemu były jeszcze bardziej smakowite. No mniam.
Człowiek wyrósł, kluski popadły w zapomnienie. No, może inaczej – jak to ze wszystkim: „ale by się zjadło, ale to było pyszne, o matko”. Kluski lane wracały w rozmowach i wspomnieniach dotyczących smaków dzieciństwa. Tyle, że nijak nie wpadło mi do głowy, by samemu się uszczęśliwić.
Aż nadeszła niedziela, gdy uparłem się, by przenieść się w czasie. Tyle lat minęło! Dwadzieścia? Dwadzieścia pięć? W każdym razie za długo! Zrobię sobie sam!
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. No przecież to nie musi być trudne, tak? Bierzesz:
– mąkę pszenną
– odrobinę zimnej wody
– jajeczko (wziąłem jedno, ale jeśli chcesz zrobić więcej klusków, bierzesz ich więcej)
– kapkę soli (ale naprawdę kapkę, ale równie dobrze nie musisz tego robić)
– mleko rzecz jasna
Wlej mleko do garczka i nastaw na wolny ogień. Niech dochodzi. Powoli, bo wykipi.
Weź jakąś miseczkę, do której wbijasz jajko, dodajesz powiedzmy łyżkę, może dwie zimnej wody. Rozkłóć to, po czym
dodaj szczyptę soli, a następnie dwie łyżki mąki.
Energicznie roztrzep.
Jak to powinno wyglądać? To co rozmieszałeś/aś nie może mieć oczywiście grudek. Nie może być takie lejące się, raczej takie gęstawe, ale na tyle, by mogło się lać. Dlatego nazywamy to kluskami lanymi, tak?
Tymczasem mleko powinno zacząć się gotować. Powoli, jednostajnie nalewasz teraz twoje coś, co za chwilę będzie kluseczkami. I ma się to gotować ze dwie, trzy minuty. I koniec.
I teraz uwaga! Zaczyn na kluski nie musi być koniecznie lejący się. Może być gęstszy, to od ciebie zależy. Możesz dodać więcej mąki, a potem całość kłaść łyżeczką na gotujące się mleko. Tylko wtedy nazywamy to kluskami kładzionymi.
Ja chciałem mieć na języku pyszność dzieciństwa, zatem zrobiłem tak, jak opisałem.
Po wspomnianych kilku minutach nalewasz zupę na talerz i słodzisz. Mieszasz. Jesz. I jesz. I jesz. Zapominasz się. Po prostu przenosisz się w czasie.
I to jest dopiero smak dzieciństwa Smacznego.