sobota, 14 czerwca, 2025
spot_img

Najnowsze

wesprzyj

album fotograficzny

powiązane

spot_img

„Ród Smoka” odcinek 3. Przepraszam, kiedy zacznie coś tu się dziać?

Nowy odcinek to kolejny przeskok w czasie, bodajże o jakieś 3 lata, w trakcie których jedyne co się zmieniło to fakt, że Viserys ma półtora potomka, Daemon wszczyna samowolkę, a Rhaenyra obraża się na swoją przyjaciółkę, która obecnie posiada status królowej. Poza tym nic nowego – bieda, bieda i jeszcze raz bieda.

Trochę przestaję rozumieć ten serial. Postacie są wciąż sztuczne, bez wyrazu, mówią przygotowanymi wcześniej kwestiami. Zaczyna mi to przypominać „House of Cards”, gdzie od trzeciego sezonu ten wielki niegdyś serial zaczął zmieniać się w bombastyczne widowisko. Niby prawdziwe, niby pokazujące kulisy władzy, z niby wyrazistymi postaciami, niby ciężkimi wyborami moralnymi i niby wielką polityką. No właśnie. Niby.

I tak zaczyna być w „Rodzie Smoka”. To wszystko zmienia się w wielkie niby, w którym jego twórcy udając złożoną walkę o władzę wewnątrz jednego rodu oraz królestwa jest tak naprawdę wydmuszką. Ale po kolei.

Mamy o to blisko trzyletni przeskok w czasie, w czasie którego król Viserys ma dwuletniego syna, a kolejne dziecko lada moment wyskoczy z królowej Alicenty, niegdyś przyjaciółki księżniczki Rhaenyry, córki Viserysa – spadkobierczyni Viserysa.

Oprócz tego książę Daemon Targaryen wszczyna wespół z lordem Corlysem wojnę z Karmicielem Krabów, który zapowiadany jako jeden z większych złoczyńców koniec końców okazuje się chowającym się w jaskini łachudrą do przecięcia mieczem, co też Daemon w końcu czyni. I nawet nie chce mi się specjalnie rozwodzić na smokami, które ani nie są czymś w rodzaju broni totalnej, ani nie są jakoś specjalnie atrakcyjne wizualnie.

Dlaczego? A choćby dlatego, że wystarczyłoby, aby taki smok dmuchnął zdrowo ogniem w jaskinie, by zrobić porządek z tą piracką hałastrą. A tak, ten biedny Daemon lata sobie na tym gadzie, wytraca swoje wojska i udaje, że się bije. No bez sensu to wszystko.

Nie da się również ukryć, że kolejny widok przelatującego tuż nad ziemią ogniotrysku to wizualnie zbyt mało, by przykuć na dłużej uwagę widza.

No ale ok, to Westeros, a jego fani łykną wszystko, bo tak. Macie przynajmniej kolejną okazję do ponarzekania na beznadziejnego recenzenta, któremu z jakichś powodów „Ród Smoka” nie spodoba się.

Kiedy oceniałem drugi odcinek narzekałem, że brak w tym serialu poczucia humoru. Chyba zmieniam zdanie, bo baśnie z mchu i paproci Westerosu zamieniają się w autoparodię.

Król Viserys naprawdę zaczyna przypominać klauna, który nie dość, że nie potrafi siedzieć jak człowiek na tronie, przez który zapewne kiedyś zgnije, to jeszcze na wieść o wojnie z Karmicielem Krabów wydaje się rzec: nic to, bawmy się, bo dwuletni synek ma urodziny, a w ogóle  muszę upolować białego jelenia i to jest najważniejsze! Bawmy się!

Nie przypomina wam to poprzedniego odcinka, w którym Viserys lekceważy zagrożenie, a zamiast przygotowywać córkę do roli spadkobierczyni z krwi i kości każe polewać jej wino w trakcie posiedzenia Małej Rady, albo każe wygrać nowego ochroniarza, jakby to było najważniejsze?

Wiem, jesteśmy w Westeros, a dla was do niemal dokumentalny serial historyczny, ok.

I nieważne, że to kolejny odcinek, w którym wszystko jest takie… biedne. Oprawa urodzin synalka Viserysa, który postawia wyprawić małemu imprezę w plenerze, podczas polowania na umyślnie podprowadzonego jelenia jest naprawdę kiepska. Słabiutka scenografia. Nudne kostiumy. W tle dosłownie nic się nie dzieje, jakby twórcy nie mieli pomysłu, by jakość ten trzeci plan wyposażyć w życie. Mamy nic nie wnoszące maski. Bez wyrazu, bez życia, takie wszystko na niby właśnie.

Widzimy tylko coraz bardziej zdesperowanego króla, który nie ma pojęcia co zrobić, jak zachować powagę majestatu wobec dworu.

Takie to właśnie wszystko na niby. Teatralne. Wydumane i oderwane od życia. Oczywiście widzę, że twórcy chcą nam pokazać w jaki sposób władca chcąc wprowadzić zmiany społeczne i polityczne staje się więźniem przyzwyczajeń społecznych, układów, oczekiwań i długoletniej tradycji. Musi nawet stanąć w poprzek własnej rodziny.

Widzę te próby i nawet mógłbym je docenić, ale wiecie – jesteśmy po tylu dobrych seriali, które poruszają ten temat, że na ich tle „Ród Smoka” wypada naprawdę kiepsko. Zwłaszcza, że co by scenarzyści nie wymyślili to i tak widać, że wszystko zmierza do bratobójczej rzeźni z wykorzystaniem smoków.

Przychodzi mi w tym momencie na myśl amerykański serial „The Boss” z 2011- ego roku, w którym bohaterem jest burmistrz Chicago genialnie sportretowany przez Kelseya Grammera. Jego bohater jest przeżartym do szpiku kości złem, którym zaraża otaczającego go świat. Porażająca kreacja sprawia, że widz odczuwa autentyczną odrazę do modelu polityki prowadzonej przez bohatera polityki zapominając, że to po prostu serial. Było tam wszystko, czego oczekujemy od pełnego napięcia serialu – gęsta atmosfera, znakomite aktorstwo i inteligentne dialogi. A przede wszystkim WIARYGODNOŚĆ przedstawionego świata. Wierzyłeś w to i poruszało cię to, co tam się działo.

„Ród Smoka” jest tego dokładnym przeciwieństwem. Ponadto wydaje mi się, że w tego typu serialu dobre aktorstwo  to zbyt mało. Tu trzeba więcej. Nie będę przywoływał tu wybitnych „Breaking Bad” oraz „Better Call Saul”, ale z chęcią sięgnę tu po skandynawski „Mosta nad Sundem”, w którym aktorzy przenieśli swoje postacie na zupełnie nowy poziom.

Nie mam zamiaru pastwić się nad prequelem „Gry o Tron”, bo byłoby to zbyt proste. Całkiem możliwe, że za tydzień wszystko zmieni się na tyle, że wycofam wszystkie swoje zarzuty i stanę się fanem tego dziełka.

Tyle, że póki mamy wiele hałasu o nic.

Autor

  • Przemysław Saracen

    Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

    View all posts

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Więcej od Autora