Siła tego miejsca imponuje. Król Prus, pogromca Napoleona Bonaparte, potomkowie królów Włoch i Egiptu i nowozelandzki magnat naftowy, park krajobrazowy oraz 600 tonowy blok granitu. I pałac. A wszystko to w maleńkiej wioseczce. Witajcie w Krobielowicach!
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
„Pałac, choć nie rzuca na kolana swoją rozbuchaną architekturą jest ładnie położonym i pobudowanym budynkiem. Jest to budowla renesansowo-barokowa, czteroskrzydłowa, z dziedzińcem obwiedzionym krużgankami. Zachowały się renesansowe obramienia okienne i portal. Elewacja frontowa jest asymetryczna o nieregularnym rozkładzie okien. Wnętrza pałacu uległy zniszczeniu po wojnie, zachowały się: herb opacki norbertanów w manierystycznym portalu głównym, kartusz z herbem zakonu w niszy ściany skrzydła południowego, eklektyczny kominek w sieni głównej z herbem von Blüchera, kominek w holu. Dokoła zamku rozciąga się park z kanałami i stawami, który przechodzi w las.”
Ta leżąca góra dwadzieścia kilometrów od Wrocławia wieś jest idealnym miejscem dla poszukiwaczy historii i łowców magii duchów „tych miejsc”, jak lub powiadać moje wewnętrzne dziecko. Musicie tylko uważać z prędkością, bo tu naprawdę psy dupami szczekają.
Zanim zajmiemy się budowlą, z której wieś jest znana musimy poznać tło.
Pierwsze wzmianki o Krobielowicach pochodzą z 1321 roku. To wtedy wrocławski książę Henryk VI Piastowicz nadaje Creblewicze rycerzowi Tyczce ze Sterczy.
Jakiś czas później cała wieś poszła w panowanie klasztoru premonstratensów, którym zawdzięczamy największe dobro wsi, czyli pałac. To właśnie oni go wybudowali, a raczej przemianowali w drodze rozbudowy.
Z czasem zmieniali się i właściciele i kształt pałacu, a wiatry historii spowodowały, że teren ten dostał się pod panowanie króla Prus Fryderyka Wilhelma III, a było to w roku 1810.
Król jak to król, chciał wycisnąć ze swych dóbr co tylko się da, zatem wystawił pałac na sprzedać. Mimo wielokrotnych prób nie znalazł chętnego. Jednak nic nie wisi w próżni, a tocząca się w tle Wielka Historia załatwiła za Fryderyka sprawę pałacu.
W tym bowiem czasie Europa biła się z Napoleonem. Tak, tym Napoleonem. Po nieudanej kampanii rosyjskiej wojska francuskiej zmuszone były wycofać się na z góry upatrzone pozycje, a Prusy ujrzały w tym fakcie szansę na uwolnienie się od francuskiej dominacji.
W tym celu, w 1813 roku, a zatem trzy lata po przejęciu Krobielowic król pruski Fryderyk Wilhelm III zawiera pakt z carem Rosji, Aleksandrem III w celu wyjebania Napoleona w kosmos.
I teraz uwaga młodzieniaszkowie, którzy uważają, że w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu nie pozostaje nic innego, niż pakowanie się do skromnego schronu sosnowego typu M1 umiejscowionego dwa metry pod ziemią!
Aby spełnić swoje marzenie, król Fryderyk wzywa do walki 71- letniego młodzieniaszka, którego ustanawia dowódcą Armii Śląskiej mającej jedno proste zadanie: zrobić Napoleonowi z dupy jesień średniowiecza.
Tym wybrańcem króla Prus był nie kto inny, jak ów młodzieniec, książę Gebhard Leberecht von Blücher. Jego Armię Śląską można porównać do „Bękartów wojny”, którzy nie patyczkując się dorwali Napoleona pod Lipskiem i podczas wielkiej Bitwy Narodów roznieśli w pył wojska Bonapartego.
Jednak to nie wszystko, tak naciskał uciekającego cesarza Francuzów, że dopadł go w jego mateczniku, w Paryżu. Już jako marszałek zmusił go do abdykacji i wraz z towarzyszami broni zajął stolicę Francji. Napoleon zostaje zesłany na Elbę, gdzie ma dokonać żywota.
Patrzcie, czego można dokonać w wieku przeszło siedemdziesięciu lat! A to jeszcze nie koniec.
I teraz wracamy do Krobielowic i nieudanych prób sprzedaży pałacu przez Fryderyka III, który podjął decyzję o przyznaniu majątku bohaterskiemu marszałkowi jako podziękę za służbę ojczyźnie.
Oczywiście Blucher przyjmuje królewski dar i udaje się do pałacu w nadziei na dokonanie sytego żywota pełnego wspomnień.
Nic jednak nie trwa wiecznie, a z doświadczenia wiemy, że te przyjemne chwile to już najmniej. Nie inaczej było w przypadku naszego marszałka i krobielowickiego dobrodzieja.
Tu znów wkracza na arenę dziejów Wielka Historia, która choć dziejąc się tysiące kilometrów dalej, odciska swe piętno na życiu małej pruskiej wsi i jej bogatym włodarzu.
W świat idzie wieść, że ten cholerny karakan Bonaparte ucieka z Elby i wraca do Paryża!
Mało tego, zbiera wojska i postanawia wytoczyć wojnę każdemu, kto nie z nim.
Bluchera nie trzeba było prosić, sam ruszył w bój, by dobić znienawidzonego cesarza wszystkich Francuzów. W końcu nie bez powodu nazywano go „Marszałek Naprzód!”
Jako dowódca liczącej 150 tysięcy żołnierzy armii Prus rusza w wir wojny. Długo nie musi czekać. Pod Waterloo spuszcza Napoleonowi taki wpierdol, że z francuskich wojsk nawet futerko nie zostało, zaś sam Bonaparte ucieka w panice z pola walki.
I to Blucherowi wystarczyło. W końcu za chwilę będzie miał 74 lata. Wrócił do Krobielowic, do swego pałacu.
Wydawałoby się, że tak zasłużony dla Prus obywatel dokona w spokoju żywota swego.
Jednak – jakby powiedział Sapkowski – Przeznaczenie cię dopadnie. Dokładnie w sierpniu 1819 roku.
Jak dopadło Bluchera? Ano wsiadł na konia, pojechał i się z niego wyjebał, ale to tak nieszczęśliwie, że w wyniku obrażeń zmarł w swoim pałacu. No arcypech po prostu; dwa razy złoić skórę Napoleonowi i umrzeć w taki sposób?
Ciało Bluchera zabalsamowano oraz pochowano w kościele katolickim w nieodległych Wojtkowicach (mimo tego, że zmarły był ewangelikiem).
W pogrzebie brał udział Fryderyk III z synami. Kościół nie był docelowym miejscem pochówku marszałka. Miał on spocząć w rodzinnym grobowcu, który nabierał kształtów jeszcze za życia bohatera. I tak się stało. Rok później ciało pochowano w krypcie, jednak wkrótce znowu w Wielka Historia, tym razem do spółki z Wielką Polityką wtrąca się w… z braku innego słowa… życie Bluchera.
System wymyśla sobie, że jego narodowy bohater będzie miał mauzoleum. I to nie byle jakie, bo w kształcie piramidy, z takimi zajebistymi sfinksami, lwem, no ze wszystkimi bajerami właściwymi dla politycznej gigantomanii i bezguścia.
Tymczasem jakieś piętnaście kilometrów od Krobielowic leży sobie miejscowość Sobótka. A na jej terenie przebogate złoża między innymi granitu. To w tamtejszym kamieniołomie postanowiono wyciosać granitowy blok o masie… 600 ton! No wyciosano, i co z tego. Teraz trzeba to przewieźć z punktu A do punktu B. No ale jak trzeba to trzeba.
Doczytałem się, że transport zajął całe dwa lata. O kurczę – myślę. Dopiero później doczytałem, że w ciągu czasu przetransportowano ten blok, ale raptem o parę kilometrów!
A żeby było jeszcze lepiej, po kolejnym kilkoletnim tarzaniu się w błocie pozostawiono ten blok w cholerę na terenie Rogowa Sobóckiego (swoją drogą to w tej miejscowości mają swoje korzenie barwy obecnej flagi Niemiec). I dacie wiarę, że przez następne dwadzieścia lat nikt tego kamienia nie ukradł?
Każdego zaniepokojonego ambitnym projektem mauzoleum uspokajam: jak zaplanowano, tak nie zrealizowano, a czas zrobił swoje – nikomu już nie chciało się kontynuować budowy.
Czas zrobił swoje, ludzie zapominali, a państwo miało inne sprawy na głowie.
Tylko, że na arenę znowu wraca… No właśnie. Wielka Historia wespół z Wielką Polityką.
Uroczysty pochówek zmarłego właśnie cesarza Napoleona Bonaparte sprawia, że Prusy wrą z oburzenia. Dochodzi zatem do kolejnego, tym razem pośmiertnego starcia tytanów. Aby wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, nowemu królowi Prus, Wilhelmowi IV przychodzi z pomocą rok 1853. Setna rocznica urodzin Pogromcy Napoleona. Projekt grobowca wraca do gry. Oczywiście projekt został zmieniony.
Dokładnie w setną rocznicę urodzin Bluchera odbywa się wielka ceremonia z udziałem króla Prus, którą podkreślmy cytatem z napisu znajdującym się na budowli: „Księciu Blücherowi von Wahlstatt królowie Fryderyk Wilhelm III, Fryderyk Wilhelm IV i armia. Ukończono 1853”.
34 lata marszałek Blucher musiał czekać aż spocznie w zaprojektowanym jeszcze za jego życia grobowcu. Docelowo spoczęły obok niego żona oraz jego córka.
Gebhard Leberech von Blücher w panteonie pruskich a później niemieckich bohaterów do dzisiaj zajmuje jedno z czołowych miejsc. Gloryfikowano go stawiając popiersia i pomniki, a kilka miast przyznało mu tytuł honorowego mieszkańca. Jego imię nadawano placom i ulicom, były też okręty wojenne ochrzczone nazwą „Blücher“ a nawet jest szabla o takiej nazwie.
„Lata 1873 – 1939 to okres związany z licznymi przebudowami pałacu oraz jego przyległym parku, który dziś możemy określić jako park w stylu angielskim. Wybudowano trzy wieże narożne, taras i werandę z arkadami. Na prawym brzegu Czarnej Wody pobudowano kamienną wieżę bramną z drewnianym oszalowaniem górnej części. Przy bramie postawiony półtorametrowe figury świętego Nepomucena i świętej Immaculaty. Mniej więcej w okresie I- ej wojny światowej na terenie pałacu przebywa młoda kobieta, w ręce której dostaje się zdjęcie oraz rysunek pałacu w całej jego okazałości. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo ten fakt zaważy na przyszłości tego miejsca. Ponadto przeprowadzono prace konserwatorskie w pałacu. Rozebrano jedną z wież. W mauzoleum założono nowe drzwi okute brązem a wokół wybudowano nowe ogrodzenie. Aż nastała II wojna światowa”.
A co z pałacem i wsią, a zatem i z grobowcem? Formalnie do 1945 roku znajdowały się w rękach Blucherów.
Co potem? Ciężko mówić i przyznam, że z niechęcią patrzę na twarze tutejszych mieszkańców znajdujących się w podeszłym wieku, a których młodość mógłbym umiejscowić w okolicach 1945 roku.
Z niechęcią to mało powiedziane… Ale powiedzcie sami; co myśleć o ludziach, którzy wyciągają ciała zmarłych, bezczeszczą je, tratują, rozczłonkowują, mszczą się za nie wiadomo co?
Przyjmijmy nawet, że okres tuż po wojnie i niemal powszechne bestialstwo i traumy były jakąś normą w ogarniętej wojną Polsce. Ale wiem, że i w latach 80- tych również zbezczeszczono to miejsce.
W okresie powojennym pałac pełnił rozmaite funkcje: był przedszkolem. Pod koniec lat sześćdziesiątym zamieszkali tam pracownicy PGR, których następnie przesiedlono do krobielowickich bloków. Było to w latach siedemdziesiątych.
Od tego czasu pałac zaczął niszczeć, popadać w ruinę jakby ktoś uparł się, by wszelkie ślady Wielkiej Historii zniknęły z tego miejsca. Czarna Woda przedostała się do piwnic a z dachu nic nie zostało.
Mówią, że wszystko musi mieć swoje miejsce i swój czas. I chyba tak było w przypadku pochodzącego z Wysp Cooka Chrisa E. Váile`a. Ten mieszkający dosłownie na drugim końcu świata milioner dorobił się fortuny na ropie i mrożonej rybie.
Będąc małym chłopcem otrzymał od swej ciotecznej babci… rysunek i zdjęcie pałacu w całej swej okazałości! Tak, to on był potomkiem Blucherów, który postanowił wrócił do swych korzeni.
Kiedy w 1989 roku odwiedził włość swojego przodka załamał ręce, ale i niemal natychmiast przystąpił do pracy. Łącznym nakładem jedenastu milionów złotych i czterech lat prac budowlanych przywrócił dziedzictwo marszałka von Bluchera.
Dziś mało kto o tym pamięta, ale wkrótce po odrestaurowaniu pałacu, Vaile urządził tu uroczystość, która przejdzie do historii nie tylko tego miejsca, ale całego regionu: huczne, trwające cztery dni wesele Hunerta Lancea Huetta i hrabiny Tatiany Chrystiany Rochedia de Weck, praprawnuczki marszałka Blüchera.
Przeszło 140 gości z całego świata bawiło się w posiadłości Pogromcy Napoleona, w tym wnuk ostatniego króla Egiptu Faruka i wnuczka ostatniego króla Włoch Humberta II.
Dziś w pałacu znajduje się hotel, restauracja, a nieopodal pole golfowe, a spragnionych historii nie tylko tego miejsca, ale i ówczesnej Europy powita Muzeum Waterloo.
Muzeum, w którym dowiecie się, w jaki sposób najsłynniejszy Krobielowianin pokonał ówczesnego „władcę świata”.
Przemek Saracen
Słyszałem, że Blucher był lekko stuknięty. Może planujecie.coś.na ten temat?
Ohoho.
Byliśmy tam nam w drodze weekendowego wypadu na Ślężę. Mauzoleum Marszałka tuż przy drodze, nie ma jak zaparkować. Teren pałacowy zaczyna chyba podupadać. Brama przepiękna.