Gdybyśmy zastanowili się, w jakim miejscu na świecie najszybiej rosną temperatury, bez wątpienia doszlibyśmy do wniosku, że takimi miejscami jest Afryka. Tymczasem okazuje się, że takim regionem jest… Arktyka!
Zmiana klimatu wywraca wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy na temat cyklów przyrody. Pory roku są coraz bardziej dziwne, właściwe dla lata zjawiska pogodowe potrafią pojawić się w lutym, zima jest coraz cieplejsza, a zimowe igrzyska olimpijskie mogą wkrótce przejść do historii.
To wszystko wiemy, prawda? Tylko myślę, że tak naprawdę jakoś nas to nie bardzo interesuje. Przecież segregujemy odpady, mówimy, że zależy nam na Ziemi i bierzemy udziały w spędach w obronie klimatu, a czasem to zapostujemy w socmediach na ten temat i zjemy ogórka.
Póki co udajmy się na Syberię, a dokładnie w jej zachodni region. A jeszcze dokładniej skoczmy na Półwysep Jamalski, gdzie badania Arctic-Boreal Vulnerability Experiment (ABoVE) wykazują, że od jakiegoś czasu następuje tam zazielenienie Arktyki.
Niby nic, prawda? Przecież powinniśmy się cieszyć, że roślinka żyje, rośnie, służy za pokarm i produkuje tlen. No żyć nie umierać.
Tyle, że we wpisie dotyczącym rozrostowi roślinności na drugim końcu świata przekonywaliśmy, że bujna roślinność to jedno, a wpływ tegoż na klimat to drugie. To, że mniejsze roślinki są zastępowane większymi, bardziej masywnymi to też drugie.
Skupmy się na drugim.
Tundra, która pokrywa Syberię od kilkudziesięciu lat zmienia się dynamicznie podobnie jak pozostała flora i fauna zamieszkująca ten teren. O, weźmy na przykład renifery. Kiedyś sobie biegały i żarły beznamiętnie co tam sobie wygryzły z gleby.
Niby nic, ale kiedy to wyżeranie korzonków, porostów czy tam innych trawek zaczęło skutkować tym, że na Syberii najzwyczajniej na świecie zaczęło ubywać tych roślin naukowcy postanowili wkroczyć do akcji. W ten sposób nadajniki satelitów skierowane są na obżerające się korzonkami syberyjskie renifery.
Przez dziesięciolecia satelity monitorowały roślinnośći w Arktyce. W badaniu z 2020 r. naukowcy wykorzystali 30-letnie dane obrazowe Landsat do mapowania zmian w pokryciu krzewów na Półwyspie Jamalskim. Odkryli, że w latach 1986 – 2016 pokrycie to było w miarę stabilne mimo ocieplającego się klimatu i 75 – procentowego wzrostu populacji reniferów w tym okresie.
„Nasze wyniki wskazują zatem na wzrost presji dużych roślinożerców, który zrekompensował ocieplenie półwyspu, powstrzymując zakrzewienie obszaru” – napisali autorzy w Journal of Environmental Management . „Sugeruje to, że strategiczna, częściowo udomowiona hodowla reniferów, która jest powszechną praktyką w całej Eurazjatyckiej Arktyce, może stanowić skuteczną strategię zarządzania środowiskiem w celu utrzymania otwartych krajobrazów tundry w obliczu szybkich zmian klimatycznych”.
Jednak inne badanie z 2020 roku dotyczące tychże reniferów wykazało, że ta strategia może mieć swoje ograniczenia. Na wskutek niestandardowych badań polegających na analizie zdjęć satelitarnych oraz badań odchodów reniferów badacze postanowili określić, jak wielki teren opanowały renifery. Albo inaczej – jak dużo ziemi wykorzystują do swoich niecnych, gastronomicznych celów.
I teraz te cudaczne wyniki zaowocowały nam ciekawą kombinacją wyżej opisanych ciekawostek: kał, zdjęcia, jedzenie, krzewy itd. Tyle, że my – laicy niekoniecznie łączymy kropki w sposób, w jaki robią to naukowcy.
I cóż się okazuje?
Krótko mówiąc – jedzenie i rozdeptywanie roślinek hamują ich wzrost. Ale jest nadzieja; te bestialskie renifery nie zagrażają we wzroście wyższych partii roślinności. Jak to określili naukowcy: są to obszary, na których renifery raczej nie będą żerować. No i elegancko.
„Nasze wyniki sugerują, że wykorzystanie krajobrazu przez renifery, a tym samym ich wpływ na krajobraz, koreluje ze strukturą krajobrazu” – napisali autorzy w Environmental Research Letters dodając, że potrzebne będą dalsze badania, aby ocenić rolę „renifera jako ekosystemu”. inżynierów zdolnych do pośredniczenia w skutkach zmian klimatycznych”.
No i elegancko, no i super. A ja docierając do informacji o tych badaniach coraz bardziej czuję się, jak w świecie filmu „Nie patrz w górę”.