wtorek, 29 kwietnia, 2025
Wesprzyj nas!
Lato 2025

Najnowsze

wesprzyj

album fotograficzny

powiązane

„Najmro.” Tak dobrej rozrywki w polskim kinie dawno nie było!

Zawsze kiedy obiecuję sobie, że będę obchodził polski film łukiem najszerszym z możliwych pojawiają się perły, które chłonę całym sobą, chodzę cały w skowronkach i pełen zachwytu.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Niedawno była to „Ostatnia rodzina”, a teraz jest to obejrzany na Netfliksie „Najmro”. Warto tu podkreślić, że oba te filmy wyreżyserowali debiutanci. Historię rodziny Beksińskich opowiedział nam za pomocą doskonałych narzędzi (przepraszam, że mam tu na myśli również aktorów, ale są w ręku tego reżysera perfekcyjnie wykorzystanymi narzędziami) Jan P. Matuszyński, a losy naszego Księcia Złodziei i Króla Ucieczek Mateusz Rakowicz. Traf chce, że oba te filmy łączy nazwisko Dawida Ogrodnika, który i tu i tu zaliczył fantastyczny występ.

Historię polskich gangsterów można odpowiedzieć trojako. Albo nawiązując do mistrzów stylu, jak Martin Scorsese i stworzyć ciekawy, ale przeciągnięty „Jak zostałem gangsterem”, albo zapatrzyć się we wczesnego Guya Ritchiego, albo stworzyć szalony miks i mieć nadzieję, że wszystko się uda. I udało się! A „Najmro” jest tego najlepszym przykładem.

Rakowicz stworzył przepyszne, rozbuchane, intensywne, barwne i cholernie intensywne kino, na którym nie tylko nie wypierdzielił się, ale podkręcając tempo, montaż, rysy postaci, nadając szarej rzeczywistości koloru i perspektywy oraz wykorzystując prawdziwego kryminalistę zaczarował widza, który pokochał ten świat. Ufff, długie zdanie, za długie.

Ale zacznijmy od początku. Jest rok 1988, a Polska Rzeczpospolita Ludowa chyli się ku upadkowi, tylko nikt o tym jeszcze nie wie. Rzeczywistość jest szara, filmy okropne, bo jakie inne mają powstać, gdy wokół beznadzieja, a ludzie chcą nie tylko wegetować, ale bawić się. Mieć coraz nowe zabawki, którymi zaszpanują przed znajomymi. Tylko jak te zabawki zdobyć? Można przywieźć z bliskiej zagranicy, czyli Bułgarii, Jugosławii czy Związku Radzieckiego lub innego NRD albo na giełdzie samochodowej, która w tamtych czasach była taką supergalerią handlową pod gołym niebem. Można też było kupić cacka w sklepach nadających kupującemu blask, pyłek zajebistości i szacun na dzielni…

I tu dochodzimy do Pewexów – sklepów, w którym zachodnie dobra pod postacią słodyczy, modnych ciuchów, sprzętu grającego, zegarków i wszystkiego, co mogło pomóc w oderwaniu się od rzeczywistości. Płacono w nich dolarami lub czymś, co udawało dolary.

Tym czymś był kawałek papieru przypominającego środki płatnicze z gier planszowych. Ale w tamtych latach można było takimi udawanymi dolarami kupić udawany luksus w udawanym kraju.

I szedłeś potem na taki dancing, czyli potańcówkę w lokalnej restauracji, gdzie tłumnie gromadzili się łowcy skalpów damskich, męskich i nijakich. Zawiązywały się romanse po sam grób, czyli do bladego świtu, a prym wiedli najbardziej szarmanccy panowie, jakich nosiła ziemia. Ta ziemia.

Im bardziej coś nietypowego się zrobiło, tym bardziej było się uwielbianym. I taki był Najmro – Zdzisek Najmrodzki. Książę Złodziei, Król Ucieczek. Człowiek, który kradł szczyt marzeń motoryzacyjnej polski czyli polonezy, a wcześniej okradał Pewexy, by je następnie przeputać na dancingach.

Ale najbardziej znany był z czegoś innego. Z ucieczek. Skubany, co go milicja złapała, to i tak uciekł. W sumie miał na koncie dwadzieścia dziewięć ucieczek, najwięcej na świecie, łoooopanie!

I takiego to kolorowego ptaka wziął na warsztat filmowy gang pod wodzą Mateusza Rakowicza.

Chciałbym, abyście zrozumieli mnie wyraźnie: ten film jest po prostu FANTASTYCZNY! Jest filmem genialnie rozrywkowym, podczas oglądania którego jesteś absolutnie zaczarowany.

Już pierwsze minuty „Najmro” pokazują nam z czym będziemy mieli do czynienia: świat pewexowskiego luksusu, wąsaty jegomość przymierzający wyjściowe garnitury, dzielenie ekranów, świetna muzyka, dynamiczny montaż, świetnie dobrane filtry oraz rozbuchany, roztańczony dancing, na którym króluje „Nic nie może wiecznie trwać” Anny Jantar, w którym twórcy wytaczają na wprost nas najcięższe działa.

Oczywiście film pokazujący popularnego w Polsce kryminalistę, i to nieważne, że jego życiorys to ledwie punkt wyjścia do opowiedzenia przebarwnej, zabawnej i doskonale zagranej opowieści musi bazować na pewnym sznycie.

Mateusz Rakowicz

I jest nim 4 osobowy gang, którego członkowie nie mówią dużo, lecz smacznie, ale to jak wyglądają nadaje smaczku historii. Scenki rodzajowe, które są perełkami samymi w sobie. Niewymuszony humor, doskonały humor sytuacyjny oraz rzecz jasna milicjantów goniących naszego bohatera.

Sama fabuła jest stosunkowo prosta, ale daje nam obraz i tamtej rzeczywistości, i tamtych marzeń i jakiejś tam ewolucji. I narzucenia sobie pewnych ograniczeń oraz zrezygnowania z pełnienia kultowej funkcji w oczach żądnego bohatera narodu. Bo taki jest ten „Najmro” – prosty, poczciwy chłopak, który krzywdy ci nie zrobi, chce być cały czas w biegu, ale wciąż ciągnie go do tego, by ośmieszać system jaki by on nie był.

Tyle, że nadchodzi moment, w którym trzeba zatrzymać się i zdecydować kim się chce być. I z kim. I postąpić wbrew swemu dotychczasowemu życiu i przyjaciołom. I o tym jest ten film.

Oczywiście w pewnej uproszczonej formie, bo to kino rozrywkowe i niespełna dwugodzinne, ale o tym właśnie. O przemianie pod wpływem miłości. Sztampa? No trochę tak, ale za to jak podana!

Forma, na którą zdecydował się Rakowicz jest ryzykowna, bo raz, że czegoś tak wybitnie rozrywkowego, intensywnego, wariackiego i autorskiego jednocześnie nie było. Dlatego łatwo można było się na tym wywrócić. Ale nie! Rakowicz nie tylko nie przewrócił się, ale pokazał, że można chujową rzeczywistość pokazać na własnych zasadach i to jeszcze jak!

Przyznam, że nie widziałem jeszcze w polskim filmie tak świadomego i atrakcyjnego sposobu kadrowania. Ujęcia są często prowadzone „z dołu”. Kamera pracuje niezwykle dynamicznie opowiadając każdym swoim ruchem opowiastkę o każdym z bohaterów.

I nieważne, czy jest to kultowy Najmro w obłędnej interpretacji Dawida Ogrodnika oraz ścigający go odpychająco uroczy milicjant Barski bardzo fajnie odegrany przez Roberta Więckiewicza.

Mój zachwyt wzbudziło użycie „slow motion” – tak przemyślanego użycia zwolnionego ruchu w polskim filmie nie było. Po prostu nie było. Czapki i inne berety z głów po prostu, mili państwo.

Sceny pościgów samochodowych, polowanie na Najmrodzkiego, czy fantastyczna ucieczka ze spacerniaka to po prostu sam miód. No musicie to zobaczyć.

Tak zachwycam się wizualną stroną filmu i jego sprawnością realizacyjną, ale bądźmy szczerzy – oglądamy film dla rozrywki.

Im jest lepsza, tym większą daje nam radość i chętniej wracamy do tego typu kina. Bo takie przecież ono jest. Ma nas bawić, wciągnąć w wir wydarzeń i sprawić, byśmy spędzili czas w naprawdę dobrym towarzystwie.

I „Najmro. Kocha. Lubi. Szanuje.” takim filmem jest.

Autor

  • Przemysław Saracen

    Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

    View all posts

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Więcej od Autora

* - słabiutko, oj słabiutko | ** - może być, bez tragedii | *** - całkiem dobrze | **** - bardzo dobrze | ***** - dzieło wybitne, niemal nie przyznawane"Najmro." Tak dobrej rozrywki w polskim kinie dawno nie było!