Chociaż nigdy nie przestają nas zaskakiwać, francuskie zamieszki mają ten sam wyraźny schemat od czasu wybuchu protestów na wschodnich przedmieściach Lyonu w 1981 r., epizodu znanego jako „lato Minguettes”. Zwykle ktoś młody ginie zabita przez policję lub przez nią zraniona, co wywołuję drastyczną falę przemocy. Czasami, jak w przypadku zamieszek z 2005 roku i dzisiejszych, wybucha w każdej niespokojnej dzielnicy.
Przez ostatnie 40 lat we Francji bunty miejskie były zdominowane przez wściekłość młodych ludzi, którzy atakują symbole porządku i państwa: ratusze, ośrodki społeczne, szkoły, sklepy.
Próżnia instytucjonalna i polityczna
To wściekłość, która prowadzi do zniszczenia własnego sąsiedztwa, na oczach wszystkich. Mieszkańcy potępiają te czyny, ale potrafią też zrozumieć motywację. Wybrani przedstawiciele, stowarzyszenia, kościoły i meczety, pracownicy socjalni i nauczyciele przyznają się do swojej bezsilności, ujawniając próżnię instytucjonalną i polityczną.
Spośród wszystkich buntów, lato Minguettes było jedynym, które utorowało drogę ruchowi społecznemu: Marszowi na rzecz Równości i Przeciwko Rasizmowi w grudniu 1983 r. Liczący ponad 100 000 ludzi i szeroko relacjonowany przez media, był to pierwszy we Francji bunt pokaz w swoim rodzaju. Lewicowa gazeta Libération nadała jej przydomek „La Marche des Beurs”, potoczne określenie odnoszące się do Europejczyków, których rodzice lub dziadkowie pochodzą z Maghrebu. W demonstracjach, które nastąpiły później, wydaje się, że żaden podobny ruch nie wyłonił się z popiołów.
Podczas każdych zamieszek politycy szybko odgrywają utarte role : prawica potępia przemoc i piętnuje sąsiedztwo oraz ofiary policji; lewica potępia niesprawiedliwość i obiecuje politykę społeczną w dzielnicach. W 2005 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy opowiedział się po stronie policji . Obecny prezydent Francji, Emmanuel Macron, wyraził współczucie dla młodego mężczyzny zabitego przez policję w Nanterre. Tyle, że politycy jakoś nie schodzą do dzielnic, w których obronie stają. Następnie czekamy, aż zapadnie cisza, aż do następnego razu.
Lekcje do nauczenia
Powtarzające się zamieszki miejskie we Francji i ich scenariusze dają stosunkowo proste wnioski.
Po pierwsze, krajowa polityka miejska nie realizuje swoich celów. W ciągu ostatnich 40 lat poczyniono znaczne wysiłki w celu poprawy warunków mieszkaniowych i infrastruktury . Mieszkania są lepszej jakości, są ośrodki społeczne, szkoły, uczelnie i komunikacja miejska. Błędem byłoby stwierdzenie, że te dzielnice zostały opuszczone.
Z drugiej strony pogorszyła się społeczna i kulturowa różnorodność przedmieść znajdujących się w niekorzystnej sytuacji. Najczęściej mieszkańcy są biedni lub niepewni finansowo i są albo potomkami imigrantów, albo sami imigranci.
Bez względu na to, jak ludzie niechętnie rozmawiają o dzielnicach znajdujących się w niekorzystnej sytuacji we Francji, proces społeczny, który tu zachodzi, jest rzeczywiście procesem gettoizacji – tj. rosnącym podziałem między dzielnicami a ich środowiskiem, samowystarczalnością wzmacnianą od wewnątrz. Chodzisz do tej samej szkoły, do tego samego ośrodka społecznego, spotykasz się z tymi samymi osobami i uczestniczysz w tej samej mniej więcej legalnej ekonomii.
Mimo gotówki i dobrej woli lokalnych przedstawicieli, ludzie nadal czują się wykluczeni ze społeczeństwa ze względu na pochodzenie, kulturę czy religię. Pomimo polityki społecznej i pracy radnych dzielnice nie mają własnych zasobów instytucjonalnych ani politycznych.
Podczas gdy często kierowane przez komunistów „banlieues rouges” („czerwone przedmieścia”) korzystały z silnego poparcia lewicowych partii politycznych, związków zawodowych i powszechnych ruchów edukacyjnych, dzisiejsze banlieues prawie nie mają swoich rzeczników. Pracownicy socjalni i nauczyciele są pełni dobrej woli, ale wielu z nich nie mieszka w sąsiedztwie, w którym pracują.
To rozłączenie działa w obie strony, a zamieszki z ostatnich dni ujawniły, że wybrani przedstawiciele i stowarzyszenia nie mają żadnej kontroli nad dzielnicami, w których mieszkańcy czują się ignorowani i porzuceni. Apele o spokój pozostają bez echa. Rozłam jest nie tylko społeczny, ale także polityczny.
Ciągłe starcie
Mając to na uwadze, coraz częściej obserwujemy, jak młodzi ludzie ścierają się z policją . Obie grupy funkcjonują jak „gangi”, wraz z własnymi nienawiściami i terytoriami.
W tym krajobrazie państwo sprowadza się do legalnej przemocy, a młodzież do faktycznej lub potencjalnej przestępczości. Policja jest oceniana jako „mechanicznie” rasistowska na tej podstawie, że każda młoda osoba jest a priori podejrzana. Młodzi ludzie czują nienawiść do policji, co podsyca dalszy rasizm policyjny i przemoc wśród młodzieży. Starsi mieszkańcy chcieliby, aby więcej policjantów pilnowało porządku, ale też wspierało własne dzieci i odczuwaną przez nie frustrację i złość.
Ta „wojna” zwykle rozgrywa się na niskim poziomie. Kiedy jednak ginie młody człowiek, wszystko eksploduje i wracamy do deski kreślarskiej, aż do następnego powstania, które zaskoczy nas tak samo jak poprzednie.
Ale w tym tragicznym powtórzeniu jest coś nowego. Pierwszym elementem jest wzrost skrajnej prawicy – i to nie tylko po tej stronie politycznego spektrum. Krążą rasistowskie relacje o powstaniach, które mówią o „barbarzyńcach” i imigracji , i istnieje obawa, że może to doprowadzić do sukcesu przy urnach wyborczych.
Drugi to polityczny i intelektualny paraliż lewicy politycznej. Chociaż potępia niesprawiedliwość i czasami wspiera zamieszki, wydaje się, że nie proponuje żadnego rozwiązania politycznego innego niż reforma policji.
Tak długo, jak proces tworzenia gett trwa, a francuska młodzież i siły bezpieczeństwa nieustannie ścierają się ze sobą, trudno przewidzieć, kiedy sytuacja ponownie wymknie się spod kontroli.
_____________________________________________________________________________________________________