Złe czasy nadeszły dla odżywiających się boczniakami wegan. Okazuje się, że owe poczciwe grzyby stanowiące smaczny zamiennik mięsa są produktem jakby mięsnym. Dlaczego „jakby”. Przeprowadzone badania wykazały, że boczniaki są mięsożercami. Rozumiecie?
Tajwańscy naukowcy zbadali boczniaki i opisali w Proceedings of the National Academy of Sciences sposób, w jaki boczniak poluje. Najpierw na innym przykładzie pobudzę waszą wyobraźnię.
Do tej pory krwiożerczy grzyb kojarzył nam się z podstępnym maczużnikiem, który dostając się do mózgu ofiary przejmuje nad nią dowodzenie. W ten sposób zainfekowany owad, powiedzmy mrówka czy pasikonik, wbrew sobie, idąc jak coś w rodzaju zombie zmierza najczęściej w górne partie roślin tak, by drapieżca mógł bezkarnie mógł rozprzestrzeniać się i infekować pozostałe ofiary.
Taka zombie mrówka udzie na przykład na szczyt paproci. Tam wczepia się się w łodyżkę rośliny i zastyga, aż w pewnym momencie z jej ciałem zaczyna dziać się coś dziwnego. Na przykład to:
Dobre, co? A teraz wyobraźcie sobie, że równie bezwzględnym drapieżcą są wydawałoby się poczciwe boczniaki.
Okazuje się, że te pyszne grzyby, których już nigdy nie zjem polują na glisty. Nie na dżdżownice. Na glisty. Są nimi nicienie, czyste mięsko z własnymi flakami, mięśniami, no pełnowymiarowym ciałem, które ciężko nam sobie wyobrazić. Wiem, że nicienie to ohydne pasożyty, ale okażcie odrobinę zrozumienia. W końcu ktoś musi być tym złym, by kochanym mógł być ktoś.
I wyobraźcie sobie, że taki nicień wraca z pracy, albo idzie z kolegami na ryby. Traf chce, że idą sobie drzewem, a przed nimi leży kropelka. No słuchajcie, jakby ktoś zostawił na ulicy skrzynkę piwa, odpalony grill i paczkę mięsiwa. Tylko brać! Tak samo myślą sobie nicienie nie wiedząc, że tą decyzją przypieczętowują swoją zgubę.
Kropelka płynu zamiast pożywienia okazuje się trucizną, która paraliżuje ofiarę. T W ciągu kilku minut owad praktycznie rozpuszcza się w środku, a grzybek wysysa tę papkę znajdującą się w ciele ofiary.
Naukowcy przebadali 15 gatunków boczniaków i podali im na obiad 17 gatunków nicieni. Żaden nie przeżył, jednak sposób w jaki to wykazali każe zadać pytanie: po co to wszystko? Jaki wasze badanie ma sens? Czy to sztuka dla sztuki?
W przypadku pojedynku boczniaki vs nicienie naukowcy wyhodowali mutacje nicieni tylko po to, by udowodnić, że nicienie w jakiś sposób mogą uniknąć ataku. Wszystko dzięki rzęskom, którymi ciało nicienia jest obrośnięte. Włoski te odpowiadają za czucie, temperaturę otoczenia, węch i wszystko co jest potrzebne do orientacji w terenie. Jeśli zastanawiacie się, a jaki sposób badacze oddzielali nicienie bez włosków od nicieni bez włosków uspokajam was. Tajwańczycy poratowali się inżynierią genetyczną, dzięki której stworzyli owłosione stworzonka.
No i wyszło im to co wyszło. Po co, nie wiem. Chyba tylko po to, by dobić nieszczęsnych wegan, którzy jedząc boczniaka muszą mieć świadomość, jakiego zachłannego mięsożercę wkładają do ust. Ze świadomością, że ich ulubiony grzybek wpieprza pasożyty bydła niczym mój syn cukierki.
No dobrze, ale skąd ta zachłanność grzybów? Z zapotrzebowania na białko. Kiedy taki grzybek wyrasta na pniu okazuje się, że żywiciel jest bardzo ubogi w składniki odżywcze. Stąd ewolucja przystosowała grzyby różnych gatunków do równie różnych metod pozyskiwania tegoż białka.
Trzeba przyznać, że pomysłowość, z jaką grzyby polują na obiad jest na swój pokraczny sposób fascynująca. Okazuje się, że boczniak ma stosunkowo biedny arsenał w porównaniu ze swoimi pobratymcami.
Ci z was, którzy polują na grzyby z zachwytem reagują na czarcie kręgi, czyli rosnące po okręgu np. kozaki. Radość sprawiają nam kolonie maślaków i gromady kurek. Ale czy ktoś pomyślał ile krwi one przelały, by sprawić nam radość? No?
40 % grzybów wytwarza lepiące się strzępki. Takie SpiderMany świata grzybów. Strzępki te mają różne formy – siatek, czymś przypominającego gałęzie. Strzępki te przyciągają robaki, które chcą spróbować pułapki. Czasem im się udaje uciec, ale zwykle nie.
Są też agresorzy, którzy w naszym świecie mogliby być katem o specjalności wieszanie na różne sposoby. Taka samoistnie zaciskająca się wokół np. nicienia pętla nie daje ofierze najmniejszej szansy na ucieczkę.
To wszystko jest całkiem ciekawe, ale moją ulubioną pułapką są… smakołyki. Można to też nazwać najwyższą formą wędkarstwa, bo na takim „haczyku” przynęta przybiera różne kształty, ale przede wszystkim musi być na tyle smaczna, by naiwny Jerzy Robak połknął go i nic nie poczuł. A poczuje dopiero wtedy, gdy pułapka wykiełkuje, po czym zje naiwnego dawcę.
Hmmm… Wyszliśmy od boczniaków, a doszliśmy do istnych morderców świata wydawałoby się zastygłego w bezruchu.
Tak, że drodzy weganie. Jeśli wejdziecie do sklepu i zobaczycie tackę z boczniakami, ukłońcie się i grzecznie „dzień dobry” proszę.
A pozostałych zachęcam do przeczytania książki o tajemniczym świecie grzybów. To fascynujący świat, przy którym niezwykłe przygody Tonego Halika przestają być niezwykłe.
Jest Pan po podstawówce? Nie może tak pisać ktoś, kto ją ukończył. 😀
Naprawdę serdecznie przepraszam, że uraziłem szanownego pana. Z chęcią udostępnię łamy „Srebrnego Kompasu”, by mógł pan pokazać mi jak się pisze.
Panie Przemku, z przykrością to stwierdzam, ale z logiką to u Pana nie najlepiej.
Możliwe, sam do końca nie jestem zadowolony z tego tekstu.
Na co ten wapń rozkładają?
Jeśli na protony i neutrony to nie dość, że drapieżcy to jeszcze atomowi terroryści.