Sprawa konfliktu na linii Kaczyński – Giertych wymaga przeniesienia jej na temat życia codziennego. Wbrew pozorom publiczne wyzywanie ludzi od morderców w miejscu publicznym, eskalowanie tego typu przemocy oraz chęć upokorzenia, pozbawienie możliwości obrony, rozpętywanie coraz to nowych sposobów argumentacji na coraz to nowe pola oraz brak refleksji są głęboko osadzone w naszym społeczeństwie.
Nie umiemy rozwiązywać problemów na najniższym poziomie. Mam tu na myśli rodzinę bliższą i dalszą, znajomości i przyjaźnie itd.
Wolimy nieoczekiwanie rozpętać burzę bez możliwości zdania racji drugiej stronie. Eskalujemy konflikt i ogólniamy go tak, by skupienie się na rzeczywistym problemie było już niemożliwe, bo tak naprawdę chodzi o jak najmocniejsze uderzenie i publiczne upokorzenie bez możliwości obrony.
A każda próba dojścia do przyczyn kończy się jeszcze większą awanturą oraz jeszcze mocniejszymi „argumentami”, wobec których jesteśmy bezradni. Po prostu nie mamy z czym dyskutować.
Niezdolność Kaczyńskiego do refleksji, do wycofania się z tej katastrofalnej „argumentacji” użytej wobec Giertycha, a wręcz niezrozumiałe brnięcie w konflikt i wciąganie w niego wszystkich dookoła jest dewastujące dla wszystkich.
Publicznie demonstrowana potrzeba upokorzenia „przeciwnika”, wykorzystywania wszystkich instrumentów w celu wygrania prywatnego sporu przenosi się w dół – tak zwykliśmy uważać.
W końcu sukces Zbigniewa Ziobry nie wziął się znikąd. Przemoc w debacie publicznej również. Surowe postępowanie i brak wyrozumiałości wobec sprawców wykroczeń, zachowanie na polskich drogach – to wszystko nie dzieje się w próżni.
Reagujemy zbyt gwałtownie, bez szacunku dla drugiej strony, a chęć upokorzenia „przeciwnika” i wdeptania go w ziemię za wszelką cenę oraz rozdęte ego niepozwalające na refleksję i przyznanie się do błędu nie znikną z dnia na dzień.
Tyle, że według mnie konflikt Kaczyński – Giertych jest efektem wychowania i stosunków panujących w większości polskich domów.
I mówię to jako człowiek, który padł ofiarą przedstawionej wyżej kultury rozwiązywania sporów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po roku wciąż nie widać światełka w tunelu. Za to widać światełko zbliżającej się lokomotywy. I nie wiem, co z tym zrobić.