„Plan Maggie” to nowy film Rebekki Miller, aktorki, reżyserki i scenarzystki, która najczęściej opowiada o ludzkich uczuciach i emocjach. Nie inaczej jest i w tym kameralnym obrazie, który jednocześnie stara się naśladować kino Woody’ego Allena, ale i podejść niestandardowo do ogranych na wszelkie sposoby schematów.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Tytułowa Maggie (bezbarwna i nijaka Greta Gerwig) nie do końca wie, co zrobić ze swoim życiem. Wszyscy jej znajomi już dawno się ustatkowali, a ona stanęła w miejscu. Oddała życie książkom i pracy, przez co nikt nie mógł zagrzać miejsca u jej boku na dłużej niż 6 miesięcy. Teraz jednak jest zdecydowana: chce mieć dziecko. Do tego celu potrzebuje tylko nasienia, którego dawcą ma stać się pewien sprzedawca pikli.
John (Ethan Hawke) to z kolei pisarz-intelektualista i wykładowca akademicki, od dawna zmagający się ze swoim magnum opus w postaci niekończącej się książki. Jego małżonka (Julianne Moore) nie przejawia wielkiego zainteresowania mężem i dziećmi, sama pochłonięta swoimi sprawami zawodowymi. W zaśnieżonym Nowym Yorku John znajdzie w Maggie odrobinę zrozumienia i odskocznię od przytłaczającej codzienności. Szykujcie się na nieklasyczny romans.
Zacznijmy od bohaterów. Z pozoru całkiem interesujący, zagubieni, ale mimo wszystko znający swoją wartość. Trochę cyniczni, zazwyczaj zabawni, ale i w głębi duszy nieco zgorzkniali. Od początku można ich nawet polubić. Maggie w swoich starych, aseksownych ubraniach, wyglądająca jak Ciotka Klotka z bloku obok. Wiecznie roztrzepany okularnik odbijający się od dwóch kobiet swojego życia. Wreszcie królowa lodu z przerażającym skandynawskim akcentem. Z czasem jednak cała trójka stopniowo wytraca kredyt zaufania, jakim obdarza ich widz i rozbija się na mieliznach scenariusza.
Owszem, fabuła od czasu do czasu potrafi zaskoczyć, a komiczne sytuacje wywołają u nas szczery uśmiech dokładnie wtedy, kiedy życzą sobie twórcy. Gorzej, że relacje pomiędzy bohaterami zmierzają tak naprawdę donikąd. Z początku to angażuje, z czasem jednak zaczyna irytować, a wreszcie nudzić. Miller stara się pominąć w narracji te etapy, które najczęściej ogrywają inne komedie romantyczne, ale gdy przechodzi do sedna, widz jest już uśpiony.
„Plan Maggie” to film o ludziach, którzy nie wiedzą czego chcą i nie są pewni, czy całkowicie panują nad swoim życiem, czy może wręcz przeciwnie, już dawno stracili nad nim kontrolę. Ma to swój urok, ale tylko do pewnego momentu. Tytułowy plan Maggie zbyt często staje się brakiem planu. Chociaż film Rebecci Miller stanowi miłą i przede wszystkim inteligentną alternatywę dla królujących w kinach, żenujących i gwałtownych komedii romantycznych, koniec końców brakuje mu siły przebicia.
Trochę tu Allena, trochę Bridget Jones, a trochę kina niezależnego. Dużo natomiast kobiecej ręki i intelektualnych (ale nie przeintelektualizowanych!) przekomarzań. Chociaż nie idzie klasycznym tropem komedii romantycznych, w gruncie rzeczy nie wyróżnia się też niczym szczególnym. Fabuła zatacza koło, zostawia niedosyt i niestety zapomina się o niej szybko po wyjściu z kina. Koniec końców można. Ale nie trzeba. 5,5/10.
Piotr Pocztarek