Od pomysłu do przemysłu. Niezwykła historia lubińskiego zoo. [60 zdjęć]

Kiedy podjęto decyzję o odnowieniu lubińskiego Parku Wrocławskiego, główną atrakcją miał być Szlak Dinozaurów. Z czasem zmieniono decyzję czego efektem jest zlokalizowany w Lubinie ogród zoologiczny! Jest naturalnie, spokojnie i po prostu przyjemnie. Choć nie bez wad. 

Park Wrocławski nie jest duży, bo zajmuje ledwie 14,5 ha powierzchni. Powstał w XIX wieku. Był tu staw, nad którym postawiono uroczy pałacyk rozebrany po drugiej wojnie światowej na cegiełki i wysłany do Warszawy w ramach odbudowy stolicy.

Przez lata miejsce to stanowiło nieco zapuszczony teren rekreacyjny tysięcy górniczych rodzin. Bo pewnie część z was nie wie, że Lubin to stolica polskiej miedzi, w której żyje przeszło 70 tysięcy powiązanych z przemysłem górniczym mieszkańców.

Woliera pawi, którą widać zaraz po przekroczenia głównej bramy.

Położony w centrum miasta park był czymś w rodzaju płuc miasta. Zbudowany niewielki amfiteatr przyciągał lubinian weekendowymi koncertami, konkursami i przedstawieniami lokalnych twórców.

Jednak czas robił swoje i żadna władza poza gadaniem, że „trzeba coś z tym zrobić” nie zrobiła nic, by Park Wrocławski stał się nowoczesnym miejscem otwartym na mieszkańców i gości z zewnątrz.

To jeden z kilkunastu rosnących tutaj pomników przyrody.

Na marginesie dodam, jako stary Lubiniak, że podobna sytuacja miała miejsce z legendarnym Zalewem Małomickim, które w czasach świetności było ośrodkiem wczasowym całego miedziowego regionu. Ogromne sztuczne jezioro, na którym pływano żaglówkami, a wędkarze mieli swój raj na ziemi, kompleks basenów, stanowiska wypoczynkowe, restauracja oraz zabawy taneczne – tak, to było miejsce spotkań całych rodzin.

Dziś to wygięte drzewko jest grubym pniem ukrytym w gęstwinie. Znajdziecie je w pobliżu woliery żurawi mandżurskich.

Dziś miejsce to zostało w cudowny sposób zniszczone, a sam Zalew wysechł i rośnie w nim las. I tak między nami, powiem wam, że ktoś powinien za to beknąć – ktoś w tym czasie rządził, ktoś podejmował decyzje i doprowadził do zniszczenia tego miejsca.

I tak na każdym kroku. Jedyne, co w Lubinie rosło, to supermarkety. Sam spotkałem się z argumentacją jednego z członków zarządu miasta z czasów koalicji SLD/PO, że wyrażenie zgody na postawienie wielkopowierzchniowego sklepu jest najlepszym dowodem na to, że coś się w mieście dzieje, inwestycje są widoczne, a ludzie mają pracę.

Na tym placu stała scena i budynek techniczny. Na zboczu znajdowały się trybuny. Teraz odbywają się tu wystawy.

W ten sposób Lubin stał się miastem hipermarketów, a stojące dziś obok Parku Wrocławskiego Tesco było kiedyś kompleksem ogródków działkowych. Tak przy okazji, jeśli chcecie zaparkować najbliżej parku, właśnie ten sklepowy parking jest najlepszym miejscem. Jest naprawdę duży, a zatem nie musicie zastanawiać się nad jego dostępnością, z którą może być problem w przypadku znajdującego się po przeciwległej stronie parku parkingu.

Jakież było zdziwienie w Lubinie, gdy wybory samorządowe wygrał outsider, który w pojedynkę pokonał swoich konkurentów. Początki były ciężkie i sam przyznam, że byłem w ostrym konflikcie z jego cynglami, ale po latach trzeba przyznać – facet przeorał Lubin. Dosłownie i w przenośni. Kolejny raz okazało się, że najważniejsze jest podjęcie decyzji i jej wprowadzenie w życie. A potem utrzymanie i rozwijanie tego co powstało.

To nieco długie wprowadzenie miało na celu pokazanie wam kontekstu Parku Wrocławskiego. Owszem, mogło się obyć bez niego, ale jako stary Lubiniak myślę sobie, że przy tej okazji warto, byście poznali tło miejsc, które odwiedzacie.

Park Wrocławski początkowo miał być klasycznym parkiem z placem zabaw z figurami dinozaurów naturalnej wielkości. Ponadto miejsce to w swoim centralnym miejscu jest łęgiem, a zatem obszarem podmokłym, na którym rośnie to, co zwykliśmy nazywać chwastami. I co z tym zrobić? Jeśli dobrze pamiętam były plany rekultywacji tego miejsca, ale dobrze się stało, że postanowiono zachować naturalny charakter tej części.

Były też plany zmiany koryta przepływającej tuż obok parku rzeki tak, by od teraz płynęła przez obiekt. Zrezygnowano z tego pomysłu. Była również idea obudowania stawu wielką wolierą, która pełniłaby funkcję hali wolnych lotów dla zwierząt i ptaków wodnych. Prawdopodobnie koszty sprawiły, że konstrukcja nie powstała.

Z czasem pomysł parku z placami zabaw ewoluował i dodano do niego ptaszarnię. Pewne wskazówki w postaci niezręcznie zaprojektowanych chodników wokół wolier w części zalesionej wskazują na to, że decyzja do dołączeniu do projektu ptaszarni powstała w ostatniej chwili.

I ok, i super. Decyzja podjęta, ale był tylko mały szkopuł. Nikt w Lubinie nie miał doświadczenia w tego typu przedsięwzięciach. Na szczęście tuż obok, bo ledwie 70 kilometrów dalej istnieje najstarsze Zoo w kraju, które na czym jak na czym, ale na prowadzeniu ogrodu zoologicznego ma doświadczenie.

Powstał plan. Jakie zwierzęta hodować. W jakich warunkach. Jak je karmić. Jakie woliery budować. Czy rozmnażać zwierzęta, a jeśli nie to dlaczego nie wolno to robić. I jak to wszystko ma funkcjonować. Jedno było jasne – nad koronami drzew miał górować ogromny brachiozaur, którego znacie z niezwykłej sceny filmu „Park Jurajski”.

Nowe życie parku rozpoczęło się 2- ego czerwca 2014- ego roku.

I tak jak przy każdej nowej inwestycji nie obyło się bez wywrotek. Tak było w przypadku wolier, które co tu dużo mówić – nie są takie jak powinny być, o czym wspominał w jednej z medialnych wypowiedzi dyrektor wrocławskiego zoo.

Kolejną wpadką było zrezygnowanie z montażu z tzw. „elektrycznych pastuchów”, co okazało się katastrofalne w skutkach, w wyniku czego do wolier przedostały się drapieżniki, które najzwyczajniej na świecie wymordowały część okazów.

Również dieta stosowana wobec części drapieżników nie okazała się idealna, w wyniku czego sowy zjadły jedną ze swoich towarzyszek.

Jak widzicie początki były ciężkie, ale umówmy się – w sytuacji, w której startujesz, a na dodatek nie masz doświadczenia każdy dzień to walka. I choć starasz się, to nie unikniesz wpadek, bo po prostu nie robiłeś tego wcześniej. A zatem możesz nawet nie wiedzieć, że coś schrzanisz. Najważniejsze to uczyć się i wyciągać wnioski.

Na szczęście Park Wrocławski był formalnie czymś w rodzaju zamiejscowego oddziału wrocławskiego zoo, zatem lokalna ekipa nie była pozostawiona sama sobie i krok po kroku stawała się coraz lepsza. Widać, że ci ludzie kochają swoją pracę i są coraz lepsi.

Po pięciu latach Lubin przeszedł na własny rozrachunek i coraz pewniej porusza się na własnych nogach, a formalne uzyskanie statusu ogrodu zoologicznego jest tego dowodem.

Park Wrocławski, a raczej Zoo Lubin składa się nie tylko z ptaszarni, ale wybiegów zwierząt gospodarskich. Wspomniany szlak dinozaurów nazwany oficjalnie „szlakiem wymarłych zwierząt” jest frajdą dla wszystkich pokoleń.

Rozległe tereny rekreacyjne, piaszczyste boisko do siatkówki, kafejka, fontanny i plac do gry w szachy sprawia, że jest gdzie odpocząć. Gęsto rozstawione ławki wzbogacone są plansze informacyjne, z których możecie wyczytać, jakie skarby natury znajdują się w tym miejscu.

Park Wrocławski został sfinansowany z publicznych pieniędzy. Jest czynny przez cały tydzień, a zwiedzanie jest darmowe, w czym widzę pewien problem. Z oczywistych względów tego typu obiekt pochłania ogromną ilość funduszy nie tylko na bieżące funkcjonowanie, ale i rozwój. Widać, że woliery proszą się o remont, a może i wymianę.

Na pewno władze ośrodka myślą o sprowadzeniu nowych gatunków zwierząt. A to wymaga odpowiedniej ekspozycji, zaplecza itd. czyli pieniędzy. Dlatego myślę, że miejsce to powinno być płatne. Choćby symbolicznie, ale jednak. Zbyt wiele wysiłku włożono w istnienie tego miejsca, by w pewnym momencie koszty funkcjonowania przekraczałyby możliwości lokalnego budżetu.

Do tej pory Lubin nie miał zbyt wiele do zaoferowania swoim mieszkańcom nie mówiąc o przyjezdnych. Ich kontakt z miedziową stolicą raczej ograniczał się do rzucenia okiem na to dziwne miasto przy okazji przejazdu trasą Zielona Góra – Wrocław przylegającą do miasta. Teraz widząc górujący nad parkiem łeb brachiozaura zaciekawieni zjeżdżają z obwodnicy i ze zdumieniem odkrywają, że tutaj warto przyjechać.

W ten sposób do stolicy polskiej miedzi wkroczył tzw. przemysł czasu wolnego – tworzenie instytucji oraz miejsc przyciągających turystów z całego regionu.

Okazuje się, że czasem nie trzeba stawiać kolejnego hipermarketu. Wystarczy mieć pomysł, zrealizować go i dbać o niego. Reszta zadzieje się sama.

Do zobaczenia w lubińskim zoo!

Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia galerii zdjęć, w której znajdziecie nie tylko nowe fotografie. Są wśród nich te z początków nowego Parku, ale i sprzed jego ery. Myślę, że to fajna okazja, by zobaczyć, jak zoo zmieniało się na przestrzeni lat: