Ciężko jest oceniać film powstały w jasno określonym celu. Oczywiście nie znaczy to, że musi być to złe dzieło, jednak świadomość, z jakiego powodu nakręcono “Życie ukryte w słowach” krępuje.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Pamięć o tragicznej przeszłości to nie tylko piękne świadectwo ducha narodu. To również nauka na przyszłość. Banał. Ma to do siebie, że jest oczywisty i łatwo przyswajalny.
Niestety ma też to do siebie, że jest lekceważony. To dlatego po drugiej wojnie światowej dotknęły nas polsko-ukraińskie rzezie oraz polski obóz koncentracyjny w Jaworznie dla przesiedlanych Ukraińców.
To również dlatego pod koniec dwudziestego wieku, w teoretycznie zjednoczonej i nowoczesnej Europie doszło do rzezi na Bałkanach. Wydarzeń, których wspomnienie jest hańbą współczesnego świata. Jego bezduszności i obojętności.
Jak namiętnie przeżywano bałkańskie dramaty, tak równie namiętnie zapominano o nich. O ile wstyd polsko- ukraiński tonie w mrokach niepamięci, o tyle pamięć o zbrodniach dokonanych w trakcie wojen bałkańskich staje się tematem filmów, takich jak “Życie ukryte słowach”.
Bohaterka, Hanna mieszka w Kopenhadze. Pracuje w fabryce. Jest przygłucha, musi nosić aparat słuchowy. Od dwóch lat nie korzysta z urlopu. Żyje zamknięta w sobie. Jest jak automat, beznamiętna w codziennych czynnościach, pracy. Jakby było jej wszystko jedno. Nie interesują ją namiętności, pasje. Nie ma w sobie zwykłej ciekawości świata, która każe jej choćby spróbować innych smaków. Bo innego dania poza kawałkiem kurczaka i ryżu Hanna zdawałoby się nie zna. Nie jest to jednak nieświadomość prostaka. Jest to raczej życie kogoś, w kim wygasła energia i radość. Jest to los człowieka żyjącego jakby siłą bezwładności. Jakby Hanna tłamsiła w sobie coś, z czym nie może dać sobie rady. I zamiast zrzucić z siebie ciężar choćby w formie rozmowy, nie ma zamiaru dzielić się swoim bólem. Pokuta?
Gdy bohaterka zostaje wysłana na przymusowy miesięczny urlop wydaje się, że będzie to okazją do odkrycia świata na nowo. Tymczasem Hanna najmuje się do opieki nad poparzonym i ociemniałem pracownikiem platformy wiertniczej. Tam też udaje się, by czuwać nad chorym Josephem. Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna nie jest zbyt zadowolona z nowego zadania; jej podopieczny okazuje się chorobliwym gadułą. Okazuje się, że jemu to wystarcza, może nawet jest z tego zadowolony.
Z czasem Joseph staje się katalizatorem uwalniającym ból Hanny. Dziewczyna, która wydawałoby się przysięgła sobie, że nic nie powie o sobie, zaczyna mówić. Opowiada poparzonemu o torturach, jakich doznała o dziesiątkach gwałcących ją żołnierzy… swoich pobratymców… o zamordowaniu jej przyjaciółki….
Okazuje się, że cierpienie stało się kluczem do wzajemnego zrozumienia. Nie uśmiechy, gładkie słówka i pozy. Czy ufamy komuś, kto za wszelką cenę próbuje zrobić na nas wrażenie? A może mimowolnie, podświadomie otwieramy się przed kimś, kto wie, czym jest ból i choćby chwilowa utrata jakiejkolwiek nadziei? Ktoś, kto nas zrozumie, a słowa otuchy, zrozumienia wynikną z rzeczywistego zrozumienia dramatu, a nie z obłudnego pojmowania empatii? I choć to wydawałoby się niemożliwe, to ból i poczucie winy stały się fundamentem, na którym możliwe jest wspólne życie Josepha i Hanny. Czy sprawiło to, że bohaterka pozbyła się swoich lęków i traumy? Nie, to byłoby zbyt proste. Ważne jest to, że dziewczyna ma z kim dzielić każdą chwilę, że pojawił się ktoś, kto bezwarunkowo wesprze ją w ciężkich chwilach. Po prostu. Bez zbędnego tłumaczenia i wybujałego ego.
W pewnym sensie “Życie ukryte w słowach” jest zbliżone do “Czekając na wyrok”. Tam również cierpienie złączyło bohaterów. Paradoksalnie oba te filmy dają nadzieję. Proszę zauważyć: niezwykle okrutnie okaleczeni bohaterowie. Wydawałoby się na krawędzi. A jednak budują wspólne życie. Wierzą, że MUSI być dobrze. I jest. Zwyczajnie. Po prostu.
Takich filmów nigdy zbyt wiele.
Przemek Saracen