Deszcz na szczycie grenlandziego lądolodu. Tego nigdy nie było. Katastrofa klimatyczna przyspiesza. Pakujmy się, tylko gdzie?

Kiedy niedawno odświeżyłem sobie ekobajkę „Pojutrze” znanego z widowiskowych katastrof Rolanda Emmericha nie zdawałem sobie sprawy, że ten stosunkowo stary film tak szybko przepowie rzeczywistość, która rozgrywa się obok nas.

Niedawno pisałem o coraz częstszym zjawisku na Antarktydzie – deszczu, który po prostu nie tylko niszczy lokalny ekosystem, ale znacząco wpływa na wzrost globalnej temperatury. Po więcej informacji na ten temat odsyłam was do mojego wpisu na ten temat:

„Naukowcy zapowiadają wzrost ulew na Antarktydzie. Czas żegnać się z pingwinami i bezkresem lodowych pustyń”

Tym razem doszło do nieodwracalnej sytuacji na Arktyce, a konkretnie na pokrywie lądolodu Grenlandii.

W ciągu dwóch tygodniu pod wpływem deszczu lodowa pokrywa zaczęła się topić! Doszło do sytuacji, jaka nigdy dotąd nie miała miejsca.

Było to na terenie stacji badawczej „Summit Camp”, która w tym zwykle opanowanym przez lód rejonie przeprowadzała badania. Informacje podane przez National Snow and Ice Data Center informują, że w tej dekadzie temperatura przekroczyła O stopni ledwie trzy razy.

Tyle, że te trzy razy były zapowiedzią czegoś, co nie powinno się wydarzyć – dwudniowego topnienia na dużą skalę. W jego wyniku pokrywa lodowa zostaje poważnie uszkodzona. Nawet jeśli nie roztopi się całkowicie to zmienia się w ciemną breję, która przestaje pochłaniać energię słoneczną oraz staje się dodatkowym czynnikiem roztapiającym lód. W efekcie śnieg i firn zalegający w niższych warstwach przestaje być zwarty i przyczynia się do rozpadu lądolodu.

Jak czytam w opracowaniu Nasa Earth Obserwatory, w sobotę zasięg lodu dotkniętego topnieniem osiągnął najwyższy poziom 872 000 km kwadratowych, co stanowi prawie połowę masywnej pokrywy lodowej.

Naukowcy stwierdzają, że teren Arktyki ociepla się najszybciej w stosunku do reszty Ziemi. Coraz częstsze deszcze są nieuchronnym skutkiem globalnego ocieplenia, jaki zafundowaliśmy planecie, a pohamowanie tego trendu jest niemożliwe.

Kryzys klimatyczny wkracza w nową fazę i coraz częściej obrywamy z dwóch biegunów równocześnie.

Oczywiście poziom mórz nie podniesie się z dnia na dzień, jednak całkiem możliwe, że moje pokolenie dożyje czasów, w których Wenecja zostanie częściowo zatopiona, a nabrzeża Londynu po prostu znikną.

Zagłada całych ekosystemów, emigracja klimatyczna, wyrąb puszczy amazońskiej, coraz bardziej dotkliwa susza, czy Szóste Wymieranie Gatunków.

To cholernie smutne, gdy bezradnie patrzysz na coś, co nie musiało się stać. Wystarczyło przestać wariacko pędzić za pieniądzem i zainteresować się czymś więcej, niż czubek własnego nosa.

Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij

Popularne