Od kiedy jeden z lokalnych marketów stał się pocztą, życie jest prostsze. Mogę nadać paczkę w niedzielę, lub ją odebrać wiedząc, że i tak przesyłka ruszy ze świata lub w niego najszybciej jutro.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Nie widać w sklepie miejsca przeznaczonego do obsługi przesyłek pocztowych, ale nic to – nie tak dawno pani Ziuta z ciucholandii w Pierdziszewie wydawała specjalne przesyłki polecone, więc spoko.
W Polsce można przecież wszystko, a nasz kraj stał się parodią wszystkiego co sprawia, że i kabarety i komedie już od jakiegoś czasu nie są wstanie nadążyć za rzeczywistością.
A jako, że dziś niedziela więc trzeba iść na pocztę po jakieś świeże pieczywo, może mąkę, wędlinę, mleko i jakieś mięso na obiad. Oczywiście wiem, że oprócz bułek odpiekanych na miejscu nie ma tam nic świeżego, ale skoro można grać legalnie w legalną blondynkę z przepisami, to czemu i ja nie mam z tego korzystać.
Wstaję zatem rano i z psem podjeżdżam na pocztę po coś do zjedzenia. Sproket zostaje w samochodzie w oczekiwaniu na swojego pańciusia. Wchodząc do sklepu widzę, że personel pocztowy jak to personel pocztowy przecenia nieświeże warzywa, wykłada gołymi rękoma odpieczone pieczywo, a pani na mięsnych przesyłkach poleconych wykłada resztę mięsa, które zostało z wczoraj. Wiele tego nie zostało, ale też nic specjalnego nie chciałem brać.
Bardzo spodobało mi się prozdrowotne podejście dzielnych pocztowców i ich naczelnika, którzy strachliwym spojrzeniem postanowili wzbudzić litość wśród większości klientów odwiedzających pocztę bez noszenia obowiązkowych maseczek.
Przyznam, że kiedyś zwracałem uwagę foliarstwu, pytałem się kierowników sklepów dlaczego nie egzekwują egzekwowania przepisów przez klientów. Aż w pewnym momencie poczułem się, jak ten bohater sitcomu, który postrzegany jest jak ten pierdolec bez poczucia humoru, który nie wiedzieć czemu przypierdala się o przestrzegania zasad, od których zależy ludzkie zdrowie.
Teraz nie chce mi się walczyć, a kiedy patrzę na klientów chodzących po poczcie bez maski widzę w nich cyfrę w ogólnej liczby zakażeń, z którą natura sama zrobi porządek.
W zasadzie ten wpis miał być poświęcony obiadowi zrobionego z fantastycznych policzków wieprzowych, jednak odechciało mi się. Czytam internet i tę nieustanną jatkę, w której już nawet nikt nie udaje, że chodzi o jakiekolwiek wartości. Normą staje się bezrozumne okładanie wirtualną pałą.
I trochę głupio mi zrozumieć dorzucanie do wora pisowskich przewin zalewającej nas kolejnej fali koronawirusa. Umówmy się, mam tę świadomość, że nasza władza jeśli przed czymś ustępuje to przed nagą siłą. Po prostu PiS musi dostać pokazowo w zęby tak, by zęby rozsypały się po całej podłodze. Tak. Tylko przed takim argumentem ustępuje, bo nie jest w stanie rozwiązać jakiegokolwiek problemu w cywilizowany sposób.
Pamiętacie, jak odgrażali się unijnym instytucjom? Do czasu, aż dostali w zęby finansowym kastetem. Schowali więc uszy po sobie i postanowili odbić sobie na słabszych. Jak zwykle w przypadku takich ludzi. Padło więc na uchodźców, których wręcz torturuje się na granicy i doprowadza do śmierci. Ale cóż, ta władza tylko przed słabymi lubi okazywać swoją potęgę. Bo oni nie mają jak się bronić i mogą jedynie błagać. Ale nasza władza jest zbyt wielką placówką pocztową, by okazać choćby cień jakiegokolwiek ludzkiego odruchu.
Ale wróćmy do covidowej fali.
Przypominam sobie 2020 rok, gdy sytuacja była po prostu tragiczna. Nie pamiętam drugiej takiej sytuacji, w której tak często kursowałyby karetki na sygnale, szpitale były zajęte, a niemal w każdej rodzinie umierali ludzie. Nie pamiętam.
Trafił w nas wirus, którego zlekceważyliśmy i tak naprawdę do tej pory nie wiemy, jak to się skończy. To dlatego zachodnie rządy przygotowały procedury, które w jakiś sposób mogą troszkę opanować ten chaos.
Kiedy jedziemy do Czech, do Niemiec zaskoczeni jesteśmy zrozumieniem i instynktem zachowawczym lokalsów. Społeczeństwa w swej masie naprawdę nie mają problemów z egzekwowaniem przepisów i nikt nie dyskutuje z sensem zakładania masek w środkach transportu publicznego, galeriach handlowych, ogrodach zoologicznych, instytucjach kulturalnych, czy podczas zakupów.
Ale u nas nie. U nas wszystko trzeba podważyć, doprowadzić do absurdu, a władza zamiast zajmować się swoimi powinnościami woli torturować ludzi na granicy. Dodajmy do tego brednie liberalnych mózgów pokroju Matczak, Szubartowicz, Lis, Hołdys, czy Petru i otrzymamy społeczeństwo skarlałe – wiecznie kontestujące, podważające zastany porządek oraz negujące wszelkie pomysły mogące zapobiec kryzysom. Nie mamy więzi społecznych, lecz jakichś przypadkowych ludzi, samolubnych głupców zamkniętych na wszelkie wątpliwości odgradzających się od cudzoziemców oraz od własnych sąsiadów.
I nawet jeśli ta zwyrodniała władza jakimś cudem przygotuje naprawdę fajnie program szczepień, według którego możesz sobie wybrać kilka różnych szczepionek, dobrać sobie termin, nie zapłacisz za to ani grosza, a nawet jeśli nie masz czasu, by zaszczepić się w tygodniu, to przecież po kraju jeżdżą mobilne punkty szczepień, a stałym elementem lokalnych imprez jest punkt szczepień – to i tak tradycyjnie spierdoli sprawę brakiem obowiązkowego szczepienia wśród pracowników służby zdrowia, edukacji i usług publicznych.
Powoli cały kraj staje się taką placówką pocztową w niedzielnym sklepie spożywczym. Lubimy udawać, że jesteśmy praworządni, dbamy o zasady i tęsknimy za nowoczesnym państwem. Tyle, że jeśli dochodzi co do czego, wszyscy, ale to dosłownie wszyscy rzucamy gdzieś te reguły w kąt, naginamy wszystko pod siebie tylko po to, by wieczorem ustawiać na twitterze wszystkich, którzy w naszym mniemaniu naruszają zasady.