Kiedy Darth Vader poluje na organizację przestępczą Ukryta Dłoń, która sprzedaje broń Republice nie spodziewa się, że obiekt polowania postanawia wprowadzić własne zasady gry: wynajmuje łowców nagród, którzy otrzymają sowitą nagrodę za zabicie swojego myśliwego! Rozpoczyna się wyścig. Kto pierwszy kogo załatwi. Jak wyszło?
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Ano średnio. Oczywiście wiemy, że nikt nie podskoczy Vaderowi, ale umówmy się: chcielibyśmy czasem zobaczyć, jak największemu złolowi w Galaktyce pot spływa po dupie ze strachu. Tak, tak, on niczego się nie boi, a ból, cierpienie i poczucie winy napędza tę diabelską organiczną maszynę w dziele szerzenia terroru i śmierć. Tyle, że czasem, jak już wiemy, Darth Vader ma przebłyski zwątpienia, obaw – słowem wszystkiego, z czym żyjemy na co dzień.
Beilert Valance jest byłym żołnierzem Imperium, ale taki co to rozumiecie – zrobi wszystko dla swego władcy. Bezrefleksyjnie. Nawet jak straci oko, to nie pomyśli dlaczego, ino siecze ku chwale Imperatora i Vadera. Aż do momentu, gdy staje się kadłubkiem, do którego trzeba podorabiać metalowe rączki czy tam nóżki, już nawet nie pamiętam. Ale nawet i to nie przesłania mu miłości do władz. Dopiero decyzja o porzuceniu Valancea gdzieś na zadupiu, z którego przybył staje się powodem do zemsty. No i fajnie, no i elegancko.
Valance staje się przemyślnym łowcą nagród, który szybko staje się czymś w rodzaju legendy w przestępczym światku. Nie dziwota, że to on podejmuje zlecenie Ukrytej Dłoni i zobowiązuje się do zabicia Dartha Vadera.
Przyznam, że starcie dwóch silnych charakterów, którzy zyskali nowe życie dzięki zdobyczom technologicznym zapowiadało się wyśmienicie.
Z jednej strony legendarna maszyna śmierci, Sith, który miał zbawić Galaktykę, lecz stał się jej oprawcą. Z drugiej wybitny żołnierz, który bez wahania rusza w bój aż do końca.
Niestety. Nie doświadczymy tu wzajemnego polowania, przemyślnych zasadzek, pojedynków okupionych cierpieniem i śmiercią niewinnych ofiar, które zginęły niejako przy okazji. Nie znajdziemy brawurowych pojedynków, furiackich szarż, czy widowiskowych bombardowań eskadry Dartha Vadera.
Co znajdziemy? W sumie przeciętną opowiastkę opowiedzianą od A do Zet. Mamy trochę retrospekcji wyjaśniających motywacje łowców nagród, a szczególnie przeciwnika mrocznego lorda, którego jest tu zaskakująco mało. Ale nie jest to coś wielkiego. To raczej rozumiecie, efekt taśmowych historii zaplanowanych wcześniej w marvelowskim pokoiku scenarzystów, którzy otrzymali zadanie przygotowania pierdyliona historii, bo trzeba sprzedać trochę książeczek.
Tak naprawdę ten album przypomina to, co zrobili z serialem „Kajko i Kokosz” jego twórcy. Wymyślili historyjkę, którą tak naprawdę można ubrać w dowolny mundurek i jednocześnie opowiadać maluczkim, jak to w całej historii widać ducha oryginału i szacunek dla twórcy historii. No nie.
No dobrze, wiemy, że w przypadku komiksu scenariusz nie jest aż tak bardzo ważny, jak jego szata graficzna. I jak jest w przypadku historii „Darth Vader: Na celowniku”?
Bardzo nierówno. Są naprawdę fajne kadry, które przyjemnie się ogląda. Ale są również takie, które wołają o pomstę do nieba. Widać, że ten krótki w sumie album tworzyło wielu rysowników i kolorystów. Jaki to miało cel – nie mam pojęcia. Przez ten stylistyczny rozstrzał opowieść jest niespójna i wkurwia, bo nie tak miało być.
No dobrze, podsumujmy. Otrzymaliśmy tytuł, na który nikt nie czekał. W sam raz do przejrzenia w trakcie przerwy w pracy, posiedzenia na kiblu, czy w kolejce. Ale nic więcej.
Tytuł: Star Wars. Vader na celowniku
Tytuł oryginalny: Star Wars. Target Vader
Autor: Robbie Thompson
Rysunki: Cris Bolson, Georges Duarte, Marc Laming, Roberto Di Salvo, Stefano Landini
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data premiery: 27 października 2021
Liczba stron: 136
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena: 39,99 PLN