Naukowcy University College London przygotowali ciekawe badanie wyliczające jakie i ile paliw kopalnych musi pozostać nietkniętych, by zahamować fatalne zmiany klimatu, jakich doświadczamy w ciągu ostatnich kilku lat.
Ostatnimi czasy mamy wysyp pomysłów dotyczących naprawy Ziemi. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ich autorami są badacze, naukowcy czyli ludzie wykształceni. Jedynym tłumaczeniem wydaje się desperacja. Jednak wydaje mi się, że tak naprawdę nie znamy jeszcze katastrofalnych danych dotyczących degradacji klimatu i nie przedstawiono nam jeszcze jak wiele nieodwracalnych zmian zaszło na naszej planecie. Po prostu zbyt dużo złego wydarzyło się w ostatnich latach i wszelkie propozycje zmian przypominają gorączkową łataninę.
Znacie to? A choćby ze zbliżającego się otwarcia zakładu produkcyjnego kiedy to przespano czas potrzebny na prace związane z testami maszyn, wyszkoleniem pracowników oraz zapewniającego właściwe bhp. I wtedy pojawia się wysyp pozornie sensownych lecz absurdalnych pomysłów, których liczba jeśli o coś przyprawia to o uśmieszek ukrywający wyrażoną wcześniej, lecz ignorowaną przez inżynierów opinię: „jak nie zrobimy tego w odpowiednim czasie, to wszystko pieprznie, bo są pewne nieprzekraczalne granice”.
I chyba z czymś takim mamy teraz do czynienia.
Instalacje odsysające dwutlenek węgla z atmosfery, pompowanie go w złoża górnicze pod dnem morskim, wywoływanie deszczu chmarami dronów, ustanowienie Amazonki rezerwatem przyrody bez oceny skutków politycznych i gospodarczych, brutalne przejście przemysłu motoryzacyjnego z paliwa na elektryczność przy beztroskim zużyciu zabójczego elektrolitu… Mnóstwo pomysłów i zamieniania dżumy na cholerę. I przy tym wszystkim mówi się, że od nas, jednostek wszystko zależy.
Wróćmy do tematu naszego dzisiejszego spotkania. Czyli co zrobić z tym cholernym dwutlenkiem węgla?
Wiemy, że musimy redukować jego ilość, aby jako tako mieć kontrolę nad ociepleniem klimatu. Tylko co zrobić ze wzrastającym transportem samochodowym? Przechodzimy na samochody elektryczne. Pięknie, ale w ciągu jakiego czasu?
I co zrobić z kompletnie oderwanymi od rzeczywistości socjopatami pokroju Jeffa Bezosa, którzy uparli się by organizować pseudokosmiczne loty turystyczne, kompletnie nic nie wnoszące do rozwoju nauki i techniki, o środowisku nie mówić. Co z tego, jeśli ograniczymy transport ciężarowy na rzecz transportu kolejowego, skoro za chwilę kolega Bezosa, Branson ruszy na swojej rakietce w górę wypierdywując nawet 300 ton dwutlenku węgla za każdym razem? Przecież to kpiny i splunięcie w twarz wszelkim wysiłkom mającym na celu ochronę klimatu.
Pamiętacie raport IPCC z ubiegłego miesiąca? Tak, ten o którym nikt już nie pamięta. Otóż czytamy w nim m.in., że do 2050- ego roku na luzie przekroczymy ocieplenie klimatu o półtora stopnia Celsjusza. Co to jest, prawda? Może huragan Ida, równoległe susze, pożary, topnienie grenlandzkich lodów, a zapewne rychłe ochłodzenie takiego Golfstromu da wam do myślenia, ale raczej nie.
Tymczasem ONZ przygotowała raport, który nie pozostawia złudzeń – rządy państw, które publicznie zobowiązały się do łagodzenia zmian klimatycznych robią zbyt mało i wcale nie jest powiedziane, że nagle obudzimy się z temperaturą wyższą o 2 stopnie Celsjusza.
Czasopismo „Nature” opublikowało więc wyniki badań określających ile paliw kopalnych musi pozostać nietkniętych, by można choćby w połowie uniknąć ocieplenia klimatu o te 1,5 stopnia Celsjusza.
I choć np. taka Norwegia całkowicie zamyka kopalnie węglowe to umówmy się – ich decyzja znaczy tyle co nic, jeśli weźmiemy pod uwagę ich pozycję w pozyskiwaniu tego surowca i porównamy choćby do Polski, Rosji, czy krajów obu Ameryk. Inna sprawa, gdyby pocieszni Skandynawowie ogłosili zamknięcie wydobycia ropy i gazu. Wtedy mieliby powody do chwały, prawda?
Niestety, mimo iż słyszymy o zamykaniu kopalń węglowych to umówmy się, nie jest to powszechna zasada choćby ze względów politycznych, co jest najważniejszym czynnikiem przy podejmowaniu tego typu decyzji.
W naszym przypadku Wojciech Biedroń ogłaszał zamknięcie kopalń węglowych i przejście na inny rodzaj energii do 2035 roku, jeśli dobrze pamiętam. Tylko wiecie, to tak jakbym nagle wyszedł na mównicę i zapowiedział, że od przyszłego roku wszyscy dostaniecie podwyżki, takie to ma znaczenie.
Już o naszym prezydencie, który wykazuje oznaki foliarstwa i denializmu klimatycznego nawet nie mówię, bo szkoda nerwów.
Wróćmy do rzeczy. Co prawda światowa produkcja węgla osiągnęła swój szczyt w 2013 roku, a elektrownie węglowe jednak odchodzą w przeszłość, to wciąż są silną gałęzią gospodarek. Podobnie z przemysłem naftowym, który również najlepsze lata świetności – jeśli chodzi o wydobycie ma już za sobą. Tylko, że jeśli co pewien czas czytam, że Norwegowie co kilka miesięcy lub lat odkrywają coraz bogatsze zboża płynnego złota, to mam wątpliwości, że ktoś z własnej woli pozbędzie się skarbu, na zdobycie którego poświęcił mnóstwo czasu i pieniędzy.
Co do gazu sprawa nie wydaje się rozstrzygnięta, choć wydaje się, że mimo wszystko paliwo to może mieć przed sobą przyszłość, jeśli jakimś cudem złoża ropy zostaną zamknięte na cztery spusty.
Badanie ogłoszone w „Nature” obejmuje wykorzystanie światowego systemu energetycznego. Na jego podstawie obliczono, jaka część zidentyfikowanych dziś rezerw paliw kopalnych powinna być eksploatowana, a jaka część powinna pozostać nienaruszona.
Okazuje się, że jeśli chcemy mieć choćby połowę szans na osiągnięcie celu „1,5 stopni C”, to 58 % ropy naftowej, 59% gazu oraz 89% węgla musi zostać w ziemi.
Ratunek stanowi odchodzenie od gospodarki opartej na węglowodorze, bo do nich zaliczamy najbardziej „bolące” nas paliwa i skupienie się do branż, które rzeczywiście nie mogą obejść się bez tego typu paliw. Naukowcy mają tu na myśli między innymi produkcję tworzyw sztucznych, czy branża lotnicza, a konkretnie silniki samolotowe. Wyobrażacie sobie takiego Rusłana napędzanego prądem? No właśnie.
Autorzy badań podkreślają, że mimo ich wysiłków liczba kopalin, które powinny pozostać nietknięte jest niedoszacowana. Podkreślają, że jest zbyt wiele zmiennych, które w stosunkowo krótkim czasie mogą wpłynąć na kształt klimatu.
Wśród są na przykład zmiana wydobycia, sposobów i kosztów wydobycia i produkcji, zastosowanie zamienników, wykorzystanie nowych technologii oraz ich rozwój, jak powiedzmy – otwarcie kolejnych instalacji wychwytujących dwutlenek węgla.
O politycznej woli rządów nawet nie ma co myśleć. Wystarczy spojrzeć na podejście naszych polityków do ocieplenia klimatu by wiedzieć, że idziemy ku przepaści.