Kiedy odwiedzam stare miejsca, takie porośnięte, naruszone przez czas, rozpadające się – lubię przystanąć lub przysiąść i wyobrazić sobie życie, które kiedyś w tym miejscu toczyło się.
Życie w Dolskym Mlynie musiało być niesamowite. Położona w lesie osada niemal wciśnięta w skały. Budynki gospodarcze stojące nad rzeką. I te wąskie szlaki. Jak tu dotrzeć? Jak tu pracować? I jak tu żyć?
Kamienne budynki, wiszące nad nimi występy piaskowca, szum silnego nurtu wody, wybrukowany plac, kamienny mostek i zieleń oraz szuma lasu. Świergot ptaków. Trzask kopyt przebiegających obok saren. To robi wrażenie.
Tak, o takich miejscach mówi się – “romantyczne”.
Oczywiście to od was zależy, jak długo tu zostaniecie, ale myślę, że dwie godziny wystarczą, by naładować akumulatory.
Dolsky Mlyn wybraliśmy, jako początkową atrakcję naszego pobytu w Szwajcarii Czeskiej i Szwajcarii Saksońskiej. Przyjechaliśmy popołudniem, rozbiliśmy w pobliżu Jetrihovic namiot i jakoś około 19- ej ruszyliśmy zobaczyć pierwsze nasze miejsce, które miało być przystawką do dalszych przygód.
Aby dotrzeć do Dolskiego Mlyna trzeba ruszyć w stronę Jetrichovic i wpisać w nawigację hasło “Stary Młyn Jetrihovice”. To chyba najbardziej pewny sposób, by dotrzeć w to miejsce.
Dolsky Mlyn nosi dziś niezbyt romantyczne miano “ruin” i kiedyś był kompleksem trzykołowego młyna i tartaku.
Bohater naszej wycieczki jest dosyć leciwy, bo narodził się w 1515 roku, a zatem trochę szacunku wobec seniora 😉
W zależności od tego, z której strony jedziecie, na skraju drogi znajdziecie taki dom:
Naprzeciw znajduje się płatny parking, na którym zostawicie auto i ruszycie polną drogą przed siebie. Którą? Jest jedna, ale na wszelki wypadek ujrzycie dwa budynki. Jednym z nich jest “Stary Mlyn”. Początkowo może wydawać się, że wchodzicie na prywatny teren, ale spokojnie – ta droga poprowadzi was do celu.
Następnie wchodzimy w las. Otoczeni przepiękną zielenią mijamy niezwykle uformowane skały.
Wrażenia robią wijące się wśród zieleni paproci oraz niebieskości niezapominajek strużki rzeczki dopływające do Kamenicy napędzającej kiedyś koła młyna, do którego zmierzamy.
Podczas spaceru rozglądaj się, a zobaczysz, jak potrafią rosnąć drzewa. Tak, wiem, że do góry, ale nie chodzi o to. To niesamowite, jak potrafi radzić sobie natura w niesprzyjających warunkach. Te sosny wydają się rosnąć wprost na kamieniu! I to bez systemu korzeniowego. Trzeba się wpatrzeć, by go dojrzeć.
Po drodze miniecie kapliczki oraz punkt czerpania wody pitnej. Wszystko to oczywiście buduje klimat, a my coraz bardziej mamy wrażenie, że zatapiamy się gdzieś w innym świecie, w innym czasie, w innym miejscu. Tak, to banalne i troszkę naiwne stwierdzenie, ale kiedy tak idziesz przez ten zalesiony szlak, patrzysz na przedzierające się przez korony drzew promienie zachodzącego słońca, dzieją się w tobie rzeczy, o które byś się nie podejrzewał.
Kierujcie się zasadą prawej strony, bo w pewnym momencie zastanie was rozwidlenie dróg. Prawa strona, pamiętajcie.
Jest takie miejsce, wprost obłędne w swej prostocie. Miejsce, które jest jak plan filmowy, albo kadr z filmu przyrodniczego.
Skalne ściany, żelbetonowy most powstały jeszcze za czasów cesarza austro- węgierskiego, rzeka, polujące na siebie ryby, kapliczka i turkusowa Kamenica. O-B-Ł-Ę-D. A to przecież nie koniec.
Aż w końcu docierasz na miejsce.
Dolsky Mlyn można zwiedzać bezpłatnie. Obiekt jest również bohaterem dwóch filmów:
Resztę opowiedzą zdjęcia.
Do zobaczenia!
Przemek Saracen
P.S. Aha, nie zapomnijcie zabrać z sobą latarki. My wróciliśmy przed zmrokiem, ale jeśli przeliczycie swoje siły i zastanie was ciemność, lepiej mieć przy sobie źródło światła.
P.S. Czarnobiałe zdjęcie znalazłem w archiwum netu. Pozostałe są oczywiście mojego autorstwa.