Polska, USA oraz Wielka Brytania zapowiedziały wysłanie na ukraiński front swoich podstawowych wersji czołgów. Dzięki temu budzi się nadzieja na skuteczną wielką kontrofensywę na południu i wschodzie, gdzie Rosja wciąż posiada zagarnięte 20 procent terytorium Ukrainy.
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Co prawda do tej pory politycy używają pojęcia „decyzja o wysłaniu czołgów jest rozważana” i ma raczej na celu nieprowokowanie Rosji, ale bądźmy szczerzy- wysłanie tej broni to kwestia czasu.
A mówimy tu o czołgach takich jak brytyjski Challenger-2, niemiecki Leopard-2 i amerykański M1A1/2 Abrams.
Sprawa nie jest jednak prosta. Rosja od dawna utrzymuje, że nie chce bezpośrednio walczyć z NATO ani z USA. USA od początku wojny wielokrotnie wyjaśniały, że nie będą walczyć u boku Ukrainy, a jedynie ograniczą wsparcie do pomocy wojskowo-finansowej i sprzętowej.
Z czego korzysta Ukraina?
Ukraina korzysta ze starych radzieckich czołgów T-72 otrzymanych przez Polskę i Czechy, przekazanych jej w kwietniu zeszłego roku, posiada również poradziecki T-64 i T-80. Od kwietnia Czechy przekazały co najmniej 40 czołgów T-72M1 w zamian za uzupełnienie ich niemieckimi czołgami Leopard-2A4, co stanowi część umowy okrężnej. Pierwszy z takich 14 czołgów zastępczych przybył pod koniec grudnia ubiegłego roku.
Podczas gdy według doniesień Polska otrzymała czołgi Challenger-2 z Wielkiej Brytanii w celu „uzupełnienia” swoich zapasów, jak ogłosił ówczesny premier Boris Johnson pod koniec kwietnia, podobno miała pretensje do Niemiec za brak transferu czołgów Leopard. W maju ubiegłego roku prezydent Andrzej Duda miał być „rozczarowany” postępowanie niemieckiego rządu w sprawie czołgów. Berlin uzasadnił, że nigdy nie obiecywano go jako takiego i nie mogli rozstać się z żadnymi kolejnymi Leopardami-2.
Ponadto Ukraina wykorzystuje także setki porzuconego rosyjskiego sprzętu, pojazdów i amunicji, z których znaczna część to czołgi T-72. Tylko czy to wystarczy do przebicia się przez linie wroga? Zwłaszcza bez wsparcia lotniczego?
Polska niechętna
Co prawda nasz kraj bardzo chętnie ogłosił, że przekaże Ukrainie niemieckie Leopardy, to jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Chodzi o to, że kraje „Zachodu” muszą – jak to określił premier Mateusz Morawiecki – stworzyć coś na kształt koalicji, w ramach których Polska przekaże Ukrainie czołgi.
Oczekuje jakiejś formy wsparcia ze strony innych krajów zachodnich. W doniesieniach polskich mediów premier Mateusz Morawiecki wyjaśnił, że „nie zamierzamy przekazywać kolejnych czołgów. Bez szerszej koalicji, takiej jak Polska, nie oddamy teraz tych czołgów”.
Podobnie postępują Amerykanie, którzy owszem, rzucą Abramsy do walki, ale musi być to zadanie kompleksowo przygotowane, obejmujące transport, konserwację w terenie, dostawę paliwa. Mamy więc do czynienia z czynnikami wiążącymi się z potencjalnym wysłaniem na Ukrainę amerykańskich wojsk. A to, jak wiadomo będzie potraktowane jako wypowiedzenie wojny przez państwo dotychczas nie biorące udziału w wojnie.