Wrocławskie ZOO. Kipiący życiem pomnik przyrody.

Spróbowałem nowego podejścia do wrocławskiego zoo i opłaciło się. Odkrywam je na nowo i z uznaniem obserwuję zachodzące w nim zmiany. Teraz jest tu naprawdę fajnie.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Lubię ogrody zoologiczne. Rozumiem ich współczesną rolę i doceniam wysiłki opiekunów oraz dyrektorów obiektów, którzy starają się utrzymać zwierzęta w dobrym stanie. Jednak w przypadku wrocławskiego ośrodka od momentu uruchomienia Afrykarium moja sympatia do do tego miejsca spadała.

Zdawałem sobie sprawę, że uruchomienie tego molocha odbędzie się kosztem pozostałej części ogrodu. W końcu Afrykarium kosztuje, a kredyt na jego budowę zaciągnięty trzeba spłacić. Zresztą nie będę się nad tym rozwodził i odsyłam do mojego wpisu, w którym dzielę się swoją złością na to, co się tam działo.

Tyle, że widzicie – nie ma co się denerwować, złościć i machać ręką i trzeba spróbować od nowa. W końcu to miejsce jest nierozerwalną częścią mnie. Jeździłem tu co roku od bodajże 7- ego roku życia.

Pamiętam niedźwiedzia polarnego w miejscu gdzie dziś są cudowne irbisy, pamiętam niedźwiedzie trzymane w miejscu, gdzie dziś podziwiamy panterę mglistą, a teraz owe miśki otrzymały rewelacyjną przestrzeń.

Pamiętam orangutana na wyspie lemurów, czy podzieloną na pół afrykańską sawannę. Wilki trzymane tam, gdzie dziś stoi Afrykarium. Żyrafy w miejscu, gdzie dziś mieszkają nosorożce indyjskie. Pumę. Lwy i tygrysy trzymane w niszczejącym dziś byłym Domu Dużych Drapieżców. No trochę tego było.

Ale czas biegnie. Trochę się w życiu wydarzyło i powstały jakieś punkty odniesienia. Biegnący czas to również próba nowego podejścia do sprawy.

I tak właśnie podszedłem do wrocławskiego ogrodu zoologicznego. Akurat okazja temu sprzyjała, bo nastał środek tygodnia, gdy pogoda była słoneczna, ale już zapowiadająca zbliżającą się jesień. Wtedy właśnie postanowiłem odwiedzić starych znajomych. I całe szczęście.

Podstawowym i głównym problemem tego miejsce są miejsca parkingowe, które są po prostu cholernie drogie. Mówię o parkingu przy Hali Ludowej. To jest jakaś masakra biorąc pod uwagę, że bilety wstępu do zoo również nie należą do najtańszych.

55 złotych za bilet normalny to jednak jest sporo. Na końcu wpisu znajdziecie informacje dotyczące cen oraz godzin otwarcia.
Na szczęście nie było zbyt wielu ludzi. I to chyba był główny czynnik, dla którego tym razem inaczej odebrałem to miejsce. Zwykle jest tu po prostu tłum, a ludzie robili co im się tylko żywnie podoba. Tym razem było cicho. Zwierzęta były spokojniejsze, personel spokojnie przygotowywał się do jesieni. Naprawdę fajnie.

Mogłem obserwować zwierzęta bez obawy, że ktoś będzie krzyczał w ich kierunku, rzucał czymś, a zestresowany personel zamiast skupić się na zapewnieniu zwierzętom spokoju musiał walczyć z bandą socjopatów.

Już z daleka powitał mnie odgłos drących się flamingów, które jak to one potrafią wydzierać się w niebogłosy przy każdej okazji.

Na nowo odkryłem przylegające do Afrykarium stajnie, dzieciniec zwierzęcy, wokół których stały różnego typu ule, na grządkach rosły warzywa. A wszystko dlatego, by uświadomić ludziom pożytki z uprawy ziemi.

Jeśli będziecie tu z dziećmi to uwierzcie mi – są tu takie rzeczy, że odpoczniecie od nich. Plac zabaw i park linowy sprawią, że dzieciaki zwariują z radości, a wy w spokoju możecie napić się piwa i zjeść coś treściwego. A jeśli nie, to odpoczniecie chociaż w pobliżu pasących się żubrów.

Tym razem moim odkryciem był nowy wybieg dla wilków. Świetnie wkomponowany w otoczenie. W końcu tuż obok mają niedźwiedzie brunatne oraz rysie. A z tymi rysiami to w ogóle jest sprawa wspaniała – ludzie próbują tam wypatrzeć jakiekolwiek zwierzę i po minucie dwóch idą dalej oburzeni tym, że zwierzę nie strzela im dzióbka twarzą w twarz.

To w ogóle jest ciekawe zjawisko. Wielu ludzi podchodząc do wybiegu wyobraża sobie, że zwierzęta natychmiast przyjdą do nich, ustawią się do zdjęcia i zaczną fikać koziołki. A tymczasem tu trzeba przystanąć i poświęcić trochę czasu. Nie ma co się obrażać, że zwierzęcia nie widać – trzeba włożyć trochę wysiłku, by je znaleźć.

Tak właśnie jest w przypadku rysi, które choć na niezbyt wielki wielkim wybiegu to są praktycznie niewidoczne. Zarośnięty teren sprzyja ich rozwojowi. Tyle, że wielu zwiedzających jest rozczarowanych tym, że kotów nie widać. A wystarczy wytężyć wzrok, spojrzeć w górę i zobaczyć trzy sztuki leżące niemal na wierzchołkach drzew.

Naprawdę, przystańmy na chwilę, wytężmy wzrok i poświęćmy więcej czasu na obserwację zwierząt – to nie wyścig. No ale wróćmy do wilków.

Świetnie pomyślane punkty obserwacyjne – możemy je obserwować z tzw. ambony połączonej z przejściem na platformę rysi, spod ziemi, czy normalnie z poziomu alejek. Naprawdę świetna rzecz. Zwierzęta są żwawe i piękne.

Podobnie wspomniane wcześniej niedźwiedzie. Kiedyś męczyły się na małym wybiegu, na którym zmieniały się w cyrkowe misie – nie wiem jak to inaczej określić, ale weterani, którzy widzieli łapiące się za stopy i huśtające na własnych dupskach zwierzęta wiedzą o czym mówię. Teraz mają przestrzenny, leśny wybieg, na którym mogą żyć niemal jak w naturze.

Pogoda sprawiła, że mimo wszystko część zwierząt nie można było zobaczyć na wolnym wybiegu, ale nie o to chodzi. Przynajmniej w moim wypadku.

Cieszą oczy narodziny maluchów. Absolutnym fenomenem środowiska zoologów jest to, że w ciągu krótkiego czasu urodziło się we Wrocławiu cztery manaty. Leniwce doczekały się potomstwa, ciekawe jak długo do tego podchodziły, czy narodziny tygrysa sumatrzańskiego. Takie chwile, te momenty rodzącego się życia dają kopa nie tylko opiekunom, którzy z radością patrzą na nowych przychówek, ale dają znak gościom: jesteśmy, żyjemy, rośniemy i jest nas coraz więcej! Odwiedzaj nas!

Zoo to również smutek. Akurat parę dni temu padł dorodny lew angolański, Miombo. Oj, pamiętam go doskonale, jego przepiękną grzywę, urok uwodziciela do którego garnęły się lwice. Niestety podczas zabiegu Miombo nie wybudził się z narkozy.
Przyznam, że czułem się nieswojo, gdy stałem przed wybiegiem Miombo i jego pań. Dziś dwie samotne lwice też są jakby zdezorientowane tym, że ich towarzysza nie ma.

Podsumowując. Cholernie cieszy mnie stopniowy rozwój tego miejsca, bo to kawał historii mojego życia, Wrocławia i środowiska zoologicznego. Oczywiście, że jest tu sporo miejsc wymagających poprawy, a czasem i wyburzenia oraz postawienia na nowo. Jak Dom Dużych Drapieżców. Ale z drugiej strony mamy nowy i ciekawy wybieg takinów złotych, czy remont ptaszarni, by wspomnieć to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy.

A przecież są jeszcze przebudowane wybiegi, na których są pantery mgliste i irbisy.

Jest dobrze. Naprawdę dobrze.

Przemek Saracen

Informacje dotyczące cen biletów znajdziesz –>> TUTAJ

Zapraszam Was do obejrzenia galerii: