sobota, 14 czerwca, 2025
spot_img

Najnowsze

wesprzyj

album fotograficzny

powiązane

spot_img

„Road House” czyli „Wykidajło” wtedy i teraz. Recenzja przeboju Amazona

„Wykidajło” x 2. Przyznaję, pomysł podpatrzyłem. Pierwszy to zrobił i opisał PigOut, a ja tylko stwierdziłem, że może być fajnie. I pouczająco. I też najpierw powtórzyłem sobie film z Patrickiem Swayze, a dopiero potem wciągnąłem te nowe „Road House” (oba dostępne na Amazon Prime).

I ten pierwszy wciąż świetnie kopie. Patrick, jak Patrick – urocze, zezowate aktorskie drewienko z ujmującym uśmiechem i toną lakieru we włosach. I jeszcze ma tu zgrabny tyłek. Pokazuje. Ale potem pojawia się tyłek Kelly Lynch i go deklasuje. To w ogóle były czasy, gdy tych tyłków i biustów nam w kinie nie żałowano…

Ale jeszcze kilka kolejnych zalet. Muzyka! Świetna wiązanka klasyków, a jeszcze dodatkowo w pierwszej scenie pojawia się (śpiewa w tej pierwszej knajpie) sam Tito! Ten sam, który później założy Tito & Tarantulas i będzie wymiatał w filmach Rodrigueza.

No i Sam Elliott! Wielki mistrz, tu jeszcze z grzywą. Ale swoją drogą – zobaczcie, Elliott już w latach 80. zeszłego wieku grywał starszych, styranych życiem przyjaciół głównych bohaterów. Niemal pół wieku temu. I wciąż jest w tym świetny.

Słowem – kawał porządnej rozrywki wprost ze starej kasety VHS, która cały czas dobrze wchodzi.

A teraz nowy film. Wszystko o klasę wyżej, czyli dokładnie, jak się zmieniło kino przez te dekady. Dziś, by powstał porządny akcyjniak wszystko musi być przynajmniej o poziom wyżej niż wtedy. I jest. Realizacyjnie, fabularnie, a zwłaszcza aktorsko.

Gyllenhaal to po prostu aktorskie złoto, który daje tu z siebie naprawdę dużo. I gdy trzeba się tłuc, i gdy trzeba załatwić sprawę jednym uśmiechem i (to jego wyższość nad Swayze) gdy trzeba pokazać na twarzy też jeszcze jakieś inne emocje.

Fajnie próbują dotrzymać mu kroku Billy Magnussen, Jessica Williams i rozkręcająca się w ostatnich latach coraz bardziej Daniela Melchior. A potem pojawia się Conor McGregor i rozsadza ekran. Nie pamiętam tak charyzmatycznego debiutu jakiegoś ringowego twardziela na ekranie. Swoją drogą – kiedyś brali z wrestlingu, teraz biorą z UFC, to też znak czasów. Ten gość po prostu kradnie ten film. I dla niego jeszcze bardziej warto to zobaczyć. Swoją drogą – kolejny znak czasów – Conor to jedyny goły tyłek, jaki zobaczymy w produkcji z 2024 r.

Sama fabuła przeskakuje na Florydę, więc cieplej, jaśniej i ciut inna muzyka. Ale są fajne mrugnięcia do starego filmu, albo trawestacje poszczególnych scen.

Słowem – kawał przyzwoitej niezobowiązującej rozrywki z przewagą rozrywki.

Autor

  • Krytyk filmowy, dziennikarz oraz publicysta komiksowy i filmowy, scenarzysta komiksowy, badacz popkultury, były redaktor naczelny serwisu naekranie.pl. Obecnie pracuje w Radio TokFM.

    View all posts

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Więcej od Autora