Prima aprilis to jedno z najpopularniejszych polskich świąt poza religijnych. Skąd wzięła się tradycja robienia sobie żartów, psikusów i celowego wprowadzania w błąd? Jak wygląda w innych krajach? I na czym polegały „najsłynniejsze” primaaprilisowe żarty, które przeszły już do historii?
Prima aprilis, jak można się domyślić, znaczy po prostu „pierwszy kwietnia”. W Europie łacińskiej zaczął być popularny w późnym średniowieczu, a jego korzeni szukać trzeba w starożytności. Gdzie zaś dokładnie? Cóż, tego historycy nie są już do końca pewni. Tropy prowadzą przede wszystkim do Grecji i Rzymu, a każda z wersji wydaje się być równie prawdopodobna – należy więc ostrożnie założyć, iż końcowy efekt, którym cieszymy się współcześnie, jest wypadkową co najmniej kilku tradycji, legend i zwyczajów.
Jedna z hipotez mówi, iż prima aprilis związane było pierwotnie z obchodzonym w starożytnym Cesarstwie Rzymskim świętem na cześć bogini Ceres, czyli Cerialiami. Gdy szukała swojej zaginionej córki, Prozerpiny, została „wyprowadzona w pole”, czyli zwiedziona fałszywymi informacjami. Elementem obchodów święta miał być więc zwyczaj robienia sobie nawzajem drobnych psikusów. Podobną historię znajdziemy także w mitologii greckiej – córka Demeter, Persefona (znana też jako Kora) została porwana do Hadesu na początku kwietnia. Demeter chciała odnaleźć ją, kierując się rozlegającym się po krainie zmarłych głosem latorośli, jednak zwiodło ją echo. Źródłem współczesnego prima aprilis mogły być też rzymskie Veneralia, święto obchodzone właśnie 1 kwietnia, często łączone też z Cerialiami oraz ze świętem Fortuny. W tym dniu dozwolone były żarty i wygłupy; mężczyźni przebierali się za kobiety i tańczyli na ulicach.
Warto wspomnieć także o roli chrześcijaństwa: do 1582 roku, czyli do momentu, w którym papież Grzegorz XIII nie wprowadził nowego kalendarza, dzielącego rok na 12 miesięcy i zaczynającego go od 1 stycznia (nazywany do dzisiaj od jego imienia kalendarzem gregoriańskim), w wielu krajach ówczesnej Europy nowy rok obchodzono pod koniec marca.
Dokładna data zależała przede wszystkim od tego, jak wypadały ruchome święta wielkanocne, jednak w późniejszych wiekach w większości miejsc starego kontynentu nowy rok przypadał właśnie na 1 kwietnia. Urządzano wówczas przyjęcia, tańczono, wręczano sobie prezenty. Po rewolucji, którą łacińskiej Europie zafundował Grzegorz XIII, wielu jej mieszkańców jeszcze długo obchodziło nowy rok nie pierwszego stycznia, ale pierwszego kwietnia. Określano ich mianem „kwietniowych głupców” („April Fools”, jak do dzisiaj zresztą nazywany jest w krajach anglojęzycznych). Prima aprilis w formie, którą znamy, zaczął popularyzować się mniej więcej w XVII wieku – najpierw we Francji, później we Włoszech i w Niemczech, a nawet w Rosji. Dzisiaj, pod różnymi nazwami (i, co ciekawe, niekoniecznie 1 kwietnia), znany i obchodzony jest na całym świecie.
Pierwsze święto podobne do obecnego prima aprilis, pojawiło się w Polsce dość wcześnie, bo pod koniec XVI wieku, a przywędrowało do nas zza zachodniej granicy. Zwyczaj ten jednak przyjął się na tyle szybko i na tyle dobrze, że już w połowie XVII wieku nasi przodkowie obchodzili go w sposób bardzo podobny do współczesnego nam. Najlepiej świadczy o tym fakt, iż podpisany 1 kwietnia 1683 roku sojusz antyturecki z Leopoldem I Habsburgiem antydatowano na 31 marca, nie chcąc, aby został on uznany za żart.
Chociaż w różnych krajach świata prima aprilis ma różne nazwy – w Wielkiej Brytanii, USA, Australii, Nowej Zelandii i RPA to wspomniany April Fools’ Day, w Szkocji „Dzień Polowania na Głupka” (Hunt the gowk Day), a w Portugalii „Dzień Kłamcy” (Dia da Mentira) – szybko zakorzenił się w kulturze masowej i został podchwycony przez media. I chociaż te najsłynniejsze miały miejsce w czasach przed Internetem, nadal budzą spore uznanie dla ich pomysłodawców:
- Żniwa spaghetti, 1957 rok. Szanowany, poważny program publicystyczny BBC „Panorama” (emitowany zresztą do dzisiaj) ogłosił, iż wyjątkowo dobra pogoda w Szwajcarii pozwoliła na niezwykle duże zbiory… makaronu spaghetti, „zrywanego” prosto z drzew. Reportaż został nawet opatrzony materiałem wideo, na którym widać „farmerów” ściągających przysmak z gałęzi. BBC odebrało setki telefonów od widzów, którzy chcieli dowiedzieć się, gdzie można kupić tak wyjątkowe drzewo,
- Kolorowa telewizja na życzenie, 1962. Szwedzka telewizja publiczna, nadająca wówczas jako jedyna i to tylko na jednym kanale, wyemitowała materiał instruktażowy, pokazujący, w jaki sposób uzyskać można „kolorową telewizję na życzenie” w każdym szwedzkim domu. Jak tłumaczył spiker, wystarczyło… nałożyć na odbiornik damską pończochę, która sprawi, iż padające na ekran światło da iluzję kolorów. Dodajmy, że regularna telewizyjna transmisja w kolorze nie pojawiła się w Szwecji do 1970 roku,
- Góra lodowa w centrum Sydney, 1978 rok. Kiedy w Port Jackson pojawiła się góra lodowa, mieszkańcy miasta nie byli specjalnie zaskoczeni: Dick Smith, lokalny milioner, od dłuższego czasu odgrażał się, iż przetransportuje ją w serce Australii prosto z Antarktyki. Niestety, natura szybko zweryfikowała jego wybieg: kiedy w zatoce zaczął padać deszcz, „góra lodowa” uformowana z piany do gaszenia pożarów i pianki do golenia zaczęła szybko topnieć i zniknęła w wodzie,