sobota, 15 marca, 2025

Wspieraj Autora na Patronite

Lato 2025

Najnowsze

album fotograficzny

powiązane

Orawski Zamek. Tam, gdzie mieszkał Drakula.

Zdjęcie ilustracyjne: Muzeum Zamku Orawskiego. Pozostałe zdjęcia własne.

To miejsce jest tak bardzo filmowe, jak tylko można sobie wyobrazić. W końcu to tutaj kręcono legendarny niemiecki horror „Nosferatu – Symfonia grozy”, pierwszy film, który odcisnął piętno na horrorach i wizerunku wampirów w popkulturze. Jednak to nie wszystko. Orawski zamek to cudo działające na wyobraźnię i zmysły. No i obowiązkowy punkt na mapie podróży wszelakich.

Zdjęcie słowackiego Orawskiego Zamku zobaczyłem ładnych parę miesięcy temu i od tej pory zwariowałem na jego punkcie. Zbudowany na wysokiej skale wygląda niczym orle gniazdo, z którego drapieżnik pilnuje okolicy.

Historia zamku sięga 1241 roku, kiedy to w miejscu, w którym znajdował się drewniany zamek rozpoczęto stawiać kamienną budowę, która na przestrzeni lat rozbudowywała się tak, że dziś 155 pokoi oraz trzy tzw. obwody.

Historia tego miejsca generalnie jest nudna. Był hrabia, była hrabina, było wojsko, potem pożar, muzeum i stopniowe odbudowywanie tego miejsca. I tak najważniejsza informacja dotycząca tego miejsca zawiera się w jednym słowie: DRACULA!

To właśnie w tym miejscu realizowano jeden z pierwszych horrorów w historii kina. Powstały tu film pt. „Nosferatu: symfonia grozy” stał się nie tylko jednym z najbardziej sugestywnych filmów w historii, ale do dziś jest wyznacznikiem pokazywania filmowych monstrów w historii popkultury.

I to jest najważniejsze. No i zamek, który jest bohaterem sam w sobie.

Zamek osadzony na przeszło stumetrowej skale robi wrażenie. Swoją drogą ciekawi mnie, jak w takich zabójczych warunkach udało się coś takiego postawić. Rozumiecie, proste ściany, dach wykonany zgodnie ze sztuką budowlaną, wreszcie sposób wejścia i zejścia na to cudo. No i wiążąca się z tym kwestia: ilu ludzi zginęło podczas budowy tego zamku.

Dlaczego tak mnie to kręci? Ponieważ to miejsce zbudowano od góry, co jest ciekawostką samą w sobie. Najpierw wybudowane hen wysoko orle gniazdo i dopiero potem obudowywanie tej skały budowlami w dół. I wreszcie ten najbardziej przysadzisty kompleks z dziedzińcem rozlewającym się po skale.

Całość choć zróżnicowana architektonicznie tworzy spójną całość i może dlatego wygląda to tak pociągająco. Bo musicie wiedzieć, że ten zamek jest stosunkowo niewielki, prosty, skromny to jest w nim coś pociągającego.

Niebezpiecznego. Jakby to miejsce pochłaniało. Hipnotyzowało. Przywoływało. Dlatego nie dziwię się, że to właśnie miejsce stało się filmową Transylwanią, w której mieszkał Nosferatu.

Ale póki co musicie tam dojechać. W świecie Google Maps pisanie o tym, jak tam trafić jest po prostu śmieszne. Po prostu wpisujecie w nawigację docelowe miejsce, wybieracie jeden z parkingów, patrzycie na cennik oraz godzinę, do której czynny jest parking i tyle. Cała reszta to jakaś kradzież waszego czasu.

Z oddali zamek robi ogromne wrażenie. Zwłaszcza dla kierowcy, który zamiast skupić się na drodze patrzy z rozdziawioną gębą na stojący na gołej skale zamek górujący nad okolicą.

Póki co idziemy do zamku chodnikiem naznaczonym nieudolnie namalowanymi śladami ptasich stópek. To swego rodzaju kierunkowskaz do miejsca, w którym sokolnicy dokonują prezentacji swoich pierzastych łowców. Choć jesteśmy już przy wejściu do zamku, mijamy przeznaczone na sprzedaż hotele i sporo to mówi o kondycji tego miejsca.

Okazuje się, że atrakcja atrakcją, ale trzeba mieć pomysł na rozwój tego miejsca. Tak jakby wszyscy skupili się na Nosferatu zapominając, że on nie tworzył wampirów lecz je zabijał. Sytuacja tego miejsca jest takim ponurym echem tej nieformalnej ekranizacji dzieła Brama Stokera.

Bilety nie są specjalnie drogie, a informacje na ten temat oraz godziny otwarcia zamku znajdziecie tutaj.

Pamiętajcie tylko, że robienie zdjęć wymaga wykupienia zezwolenia, które kupicie wraz z biletami.

Już samo wejście do zamku jest bardzo klimatyczne. Kamienny tunel sprawiający wrażenie, że za chwilę powita nas legendarny wampir, a wrota podobnie jak w filmie same zamkną się za nami.

A zatem jesteśmy. Niewielki, ukośny dziedziniec, ograniczający przestrzeń i wyrastający niemal tuż przed nami zamek robią wielkie wrażenie. Zadzieramy głowy i próbujemy objąć wzrokiem cały zamek. Jest moc!

Rozglądamy się, bo chce się siku, a trochę głupio szukać ubikacji przeszło sto metrów nad ziemią, prawda? Na szczęście po prawej stronie dziedzińca znajdują się czyste i darmowe toalety, w których po dokonaniu niezbędnych czynności idziemy po swoje.

W drogę więc!

W zależności od tego, jaką trasę wybierzecie, a informacje o trasie macie w linku dotyczącym cen biletów, tak kieruje was miła i uprzejma obsługa o twarzy zgoła nie wampirzej.

Na terenie zamku znajduje się kilka ekspozycji. W najstarszych pomieszczeniach Zamku Górnego –  Cytadeli – znajduje się wystawa archeologiczna, dzięki której dowiadujemy się o historii nie tylko tej budowli ale o tym, co zadziało się w tym regionie na przestrzeni tysięcy lat.

Oprócz tego mamy salę zwaną Mediateką, której gwiazdą jest oczywiście Nosferatu, który na chwilę wyszedł ze swej trumny widocznej tuż pod szklaną płytą (przechodzimy po niej) i zatrzymał w centralnym miejscu ekspozycji. A jest poświęcona filmów nakręconych na zamku.

Klasą samą w sobie jest dwupiętrowa ekspozycja etnograficzno – przyrodnicza. Składają się na nią spreparowane okazy fauny i flory występującą w tym regionie. Możecie ekologicznie oburzać się, ale wyglądało to naprawdę ciekawie. W przeciwieństwie do nieudolnie spreparowanego białego niedźwiedzia w norweskim muzeum Fram to co tu widzimy to naturalnie wyglądające okazy. Od kreta, przez mysz polną, przez borsuka, po wilka, jelenia i niedźwiedzia. Naprawdę fajnie to wygląda.

Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni przygotowano bardzo ciekawe wystawy. Poznajemy nie tylko codzienne życie władców tego zamku, bo bądźmy szczerzy, ale co takiego ciekawego może być w tym, gdzie śpi hrabia z hrabiną, przy jakim stole jedzą i przez jakie okno patrzą?

Kulisy, to one są ciekawie. Patrzymy więc na warsztaty tkackie. Na formy, dzięki którym masło, ser czy pieczywo przybierają najbardziej fikuśne kształty. Na salę, w której odbywało się takie ówczesne disco przy akompaniamencie lokalnych Zenków. My trafiliśmy na aż trzech grających na żywo!

Kto ciekaw, ten zwiedzi kaplicę świętego Michała, czy zamkowy skarbiec.

Orawski Zamek był przystankiem na naszej drodze do Słowackiego Raju, jednak nie spodziewaliśmy się, że będzie jednym z najjaśniejszych punktów całych naszych wakacji.

Autor

  • Przemysław Saracen

    Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

    View all posts
Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne