W 2007 roku Robertowi Johansenowi zamarzyła się produkcja piwa na Svalbardzie.
Najbardziej wysunięty na północ browar świata? Brzmi świetnie! W tym celu zadzwonił do gubernatora archipelagu, jednak ku jego rozczarowaniu odpowiedź była odmowna.
Niestety prawo nie pozwalało na warzenie piwa na Svalbardzie. A dokładniej ustawa z 1928 roku, która zabraniała pić alkoholu na wyspach. Kolejne wnioski o możliwości zwolnienia inwestycji z wymogów ustawy trafiały do kosza.
W końcu Johansen zmienił taktykę i skupił się na lobbowaniu na rzecz zmiany prawa. Po pięciu latach wytężonej pracy udało się i parlament zmienił prawo. Był rok 2014.
Najbardziej wysunięty na północ browar stał się faktem. Po dwóch latach browar wypuścił ćwierć milionów litrów piwa!
Robert Johansen wydaje się być człowiekiem z czasów, kiedy nie było rzeczy niemożliwych. Wystarczyło mieć otwarty umysł, ideę, zapał oraz upór w dążeniu do celu- a zatem coś co charakteryzowało poszukiwaczy złota z czasów Dzikiego Zachodu!
Svalbardzka historia przypomina zresztą czasy legendarnej gorączki złota tyle, że w tym przypadku kruszcem był sam archipelag i wszystko co z nim związane.
Magiczną datą był 1982 roku, kiedy to Robert ląduje na Svalbardzie i rozpoczyna pracę w kopalni węgla. Rozumiecie? Arktyka, zmarzlina, miejsce, w którym nie grzebie się zmarłych, bo ziemia nie rozkłada zwłok, dookoła niedźwiedzie. A tu facet idzie do ciężkiej pracy fizycznej, która nie wiadomo czym się skończy.
Złota dziesiątka, bo tylu górników rozpoczęło pracę, po pół roku skurczyła się do dwóch. Reszta nie dała rady.
I tak jak ekstremalne przeżycia zbliżają ludzi i tworzą między nimi więź, tak svalbardzcy górnicy stali się przyjaciółmi na dobre i złe.
Z czasem Johansen został pilotem i kursował między Longyearbyen Svea i Ny Ålesund. Miał chałupę na Spitsbergenie, a jednocześnie mieszkał z żoną i dziećmi w Tromso. Tam rozpoczął nową pasję, jaką było domowe warzenie piwa. Jeśli byliście na zakupach w Europrisie widzieliście zapewne gotowe zestawy do warzenia piwa, a także akcesoria z tym związane.
Żądny przygód Johansen oczyma wyobraźni widział siebie jako producenta piwa. Tylko gdzie? Odpowiedź była prosta. Svalbard! Tam jest praca, tam są przyjaciele, tam jest wszystko i nic. Wszystko, bo węgiel. Nic, bo poza nim praktycznie nic nie było.
Jak pomyślał, tak zrobił. Wspólnie z żoną, multipodróżniczką Anne Grete założył w 2011 roku browar Svalbard Bryggeri As z siedzibą w Tromso. A zatem pierwszy krok, bo formalny został wykonany. Reszta jest już historią.
Robert, Anne oraz ich przyjaciele z kopalni warzą piwa m.in. jasne, pils, weissbier i IPA stout. Ich wyroby są znane na całym Svalbardzie. Piwa możecie kupić w Vinmonopolecie, niektórych coopach, oraz w sklepach europejskich i amerykańskich.
Sekret svalbardzkiego piwa to nie tylko umiejętny balans składników oraz lokalna woda.
Swoją drogą, picie piwa na bazie wody z liczącego 2 tysiące lat lodowca Bogerbreen to nie tylko szczyt hipsterki, ale poczucie surowości i niedostępności Arktyki.
To również legenda najbardziej wysuniętego na północ browaru, dzikość natury, życiorys Roberta, jego marzenia i sposób, w jaki osiągnął swój cel. Tak się tworzy legendę, drodzy państwo.
Od prostego, pracującego w nieludzkich warunkach robola do bossa jedynego w swoim rodzaju browaru. Normalnie powiedzielibyśmy, że to zbyt piękne, by było prawdziwe.
Tyle, że jesteśmy w Norwegii, a tu marzenia się spełniają, prawda?
Przemek Saracen
To kraj zabójczych wręcz kontrastów. I to jest piękne.