Islandia dołącza do walki o klimat, bowiem w tym właśnie kraju rozpoczyna pracę największa na świecie instalacja, która ściąga dwutlenek węgla wprost z powietrza. To wiekopomna chwila nie tylko dla nas, bo jest jedną z coraz bardziej rozpaczliwych metod walki o ograniczenie efektu cieplarnianego. To również krok milowy dla konstruktorów technologii zajmujących się tym aspektem ochrony środowiska.
Tymczasem 30 kilometrów od Reykjaviku rozpoczyna działalność super odkurzacz, którego misją jest jak najlepsze wyssanie z powietrza dwutlenku węgla, a następnie takie zmagazynowanie pod powierzchnią ziemi, gdzie ulegnie zeskaleniu. Jak widać, projekt w swej części nawiązuje do norweskiego rozwiązania.
Właścicielem projektu jest szwajcarskie przedsiębiorstwo Climeworks, które we współpracy z islandzkim Carbfix uruchomił 8- ego września 2021 roku fabrykę „Orca”, pierwszy tego typu zakład.
Budowa rozpoczęła się z początkiem grudnia 2020 roku i trwała pół roku.
Założenia inwestycji są proste – przechwycić z otaczającego nas powietrza 4000 ton dwutlenku rocznie dzięki pracy zasilanej energią hydrotermalną elektrowni. Następnie nastąpi zmagazynowanie trucizny o jak wcześniej wspomnieliśmy wpuszczenie go pod powierzchnię ziemi metodą mineralizacji podziemnej, gdzie po dwóch latach odpad zmieni się w kamień. Mówiąc „wpuszczenie dwutlenku węgla pod powierzchnię ziemi” inżynierowie mają namyśli wykorzystanie jako magazyn podziemnych formacji bazaltowych, które znajdują się na Islandii.
Technologia DAC, wg której pracuje „Orca” jest kosztowna (w skrócie mówiąc chodzi o zastosowanie czegoś w rodzaju potężnych wentylatorów do oczyszczania powietrza), a wielkość wchłoniętego dwutlenku węgla dosyć ograniczona kosztami budowania wentylatorów. Aby w jakiś sposób poradzić sobie z tą przeszkodą Climeworks zastosował model biznesowy polegająco na stworzeniu swoistego ekosystemu przedsiębiorstw, które będą mieć nie tylko podobne cele klimatyczne, ale będą wymieniać się z sobą swoimi doświadczeniami oraz kooperować.
Jak wygląda w praktyce model biznesowy Climeworksu? Ano tak, że ubezpieczeniowy gigant Swiss Re wchodzi w biznes, a Microsoft wypowiada się o „Orce” w superlatywach.
Aby zachęcić do wejścia w ekosystem, przedsiębiorstwo oferuje coś w rodzaju abonamentu na usuwanie dwutlenku węgla oraz system rekomendacji klientów, którzy korzystają z rozwiązań szwajcarskiej firmy.
Jeśli „Orca” wypełni zakładany przez inżynierów plan, naukowcy liczą, że każdego roku uda się usunąć 13 tysięcy ton dwutlenku węgla z atmosfery. Brzmi super, ale przecież wiemy, że ludzie pokroju Bezosa już zapowiadają wpompowywanie setek ton dwutlenku węgla przy okazji nic nie wnoszących turystycznych lotów pseudokosmicznych. Dodajmy do tego rosnący udział transportu osobowego i wspomniana wielkość przestanie być tak super.
A skalowanie tych technologii, aby rzeczywiście coś zmienić, będzie trudne. Trudno jest przewidzieć, jak rzeczywiście będą ewoluować koszty. Zarówno Climeworks, jak i jego konkurent, Carbon Engineering, wysysają dwutlenek węgla za mniej więcej 100 dolarów za tonę. Trochę dużo biorąc pod uwagę, że tylko w 2019 roku człowiek wyemitował ponad 35 miliardów ton dwutlenku węgla.
Wspomnieliśmy, że „Orca” jest największą DAC na świecie, ale niedługo. W 2026 roku Carbon Engineering otworzy w Szkocji instalację, która wychwyci nawet do miliona ton dwutlenku węgla!
Może i jest to jakaś pozytywna wiadomość, ale nie do końca. Zakłady DAC nie redukują emisji dwutlenku węgla. Jedynie go wysysają i magazynują. Nie zwalnia nas to od ograniczania emisji CO2. Oczywiście zawsze możemy użyć argumenty o zielonej energii, którą napędzamy pojazdy, dzięki czemu pozbywamy się dwutlenku węgla.
Tyle, że w tym przypadku najprawdopodobniej zamieniamy dżumę na cholerę. Bo coś z odpadami produkcyjnymi i elektrolitem wykorzystanym do baterii elektrycznych coś trzeba zrobić.
Ale to już materiał na inną historię.