poniedziałek, 17 marca, 2025

Wspieraj Autora na Patronite

Lato 2025

Najnowsze

album fotograficzny

powiązane

Miśnia. Kolebka europejskiej porcelany, mroczny alchemik i… Bolesław Chrobry!

Zdjęcia własne

W powszechnej opinii Miśnia kojarzy się z produkcją porcelany. I bardzo słusznie, w końcu tutaj powstało popularne „białe złoto”, do czego walnie przyczynił się August Mocny, polski król i lokalny władca w jednym. Tyle, że historia z tym związana zasługuje na coś większego, może nawet film.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Mamy tu alchemika szalbierza, pogoń za bogactwem, tajemniczy zgon, szpiegostwo przemysłowe. A wszystko to w niewielkim miasteczku położonym od Drezna, stolicy Saksonii ledwie 27 km.

Łatwo tu dotrzeć. Samochodem to trzy godziny jazdy. Rowerem z Drezna godzina, a pociągiem z Wrocławia 7,5 godziny. Znośnie.

Oprócz tego, że Miśnia jest niebywale porcelanowa, jest kolorowa, brukowana, pyszna, bajkowa i… winna! A to dlatego, że ciągnie się tu saksoński szlak wina, o czym przekonują nas rozciągnięte na wzgórzach winnice.

Zanim ruszymy na podbój miasta, w którym przełamano porcelanowy monopol Chin, zanurzmy się w historii, która pokaże nam to miejsce w nowym świetle oraz pozwoli zwrócić uwagę na detale nadające temu miastu nowe znaczenie. Nowe, bo słowiańskie.

Tak, bowiem był to rejon zamieszkały przez Słowian z plemienia Glomitów. Aby zorganizować to miejsce, najprawdopodobniej w 928 roku Henryk I Kłótnik założył osadę, którą dziś zwiedzamy. Znajdujące się „tuż obok” Cesarstwo Niemieckie miało z sąsiadami wiele problemów. Jeden z nich miał miejsce w 1002 roku, gdy to na pomoc sąsiadom ruszył nasz Bolesław Chrobry urządzając Niemcom jesień średniowiecza. Minęło kilka miesięcy, by Cesarstwo zaprowadziło w Miśni porządek. Parę lat później, bo w 1015 roku również Mieszko II chciał zająć miasto, ale cóż, wyprawa zakończyła się fiaskiem.

Dziś rzucają się w oczy piękne kamienice pokryte uroczą dachówką, a szczególnie stojący na wzgórzu zamek Albrechtsburg oraz dwie strzeliste wieże katedry św. Jana i św. Donata, które połączone w bardzo ciekawy sposób nadają Miśni charakterystycznego sznytu.

Sam zamek ma dosyć ciekawą historię, bo ta powstała w piętnastym wieku budowla jest pierwszym w Niemczech tzw. zamkiem rezydencjalnym, czyli budowlą, która przestaje pełnić funkcje wojskowe, a staje się miejscem wyłącznie mieszkalnym, jednak jeszcze w czasie jego budowy jego władcy – bracia nie spędzali w tym miejscu zbyt wiele czasu.

Albrechtsburg był za to świadkiem wydarzenia na skalę światową. To tutaj przełamano światowy monopol chińskiej porcelany. I tu zaczyna się sensacja. Powszechnie wiadomo, że w Miśni, na zamku Albrechtsburg, król Polski i elektor saski August Mocny zlecił zdolnemu alchemikowi Johannowi Friedrichowi Böttgerowi opracowanie formuły pozwalającej na stworzenie własnej porcelany, zwanej wówczas „białym złotem”. W efekcie w roku 1710 powstała historyczna manufaktury, która przez 153 lata produkowała w zamku Albrechtsburg swoje dzieła sztuki. Tyle, że za tą suchą informacją kryje się mroczna historia.

Otóż czasy Augusta Mocnego to czasy, w którym niemal każdy wielmoża dążył do wyprodukowania własnego „kamienia filozoficznego”, czyli legendarnej substancji poszukiwanej przez alchemików, zamieniającej metale nieszlachetne w złoto. Johann Friedrich Böttger był jednym z nich. I jako jeden z nich posiadał właściwe im cechy: talent, cwaniactwo, blagierstwo i chciwość. Na szczęście nie odziedziczył dodatkowej „cechy” większości alchemików, którzy obiecywali swym panom rychłe bogactwo i chwałę: śmierć w męczarniach, bowiem po przekroczeniu granic cierpliwości i skarbca, magnateria odpłaciła się za szalbierstwo swoich oszustów: wyrokami śmierci, często z towarzyszeniem tortur.

Można tu dodać, że Böttger dbał również o swoją renomę. Swoje badania prowadził od 18- ego roku życia, a jego badania szybko zyskały rozgłos. Do tego stopnia, że dowiedział się o nich żądny złota król pruski Fryderyk I. Zlecił młodemu alchemikowi odkrycie „kamienia filozoficznego”, jednak chłopak uciekł. Szybko został schwytany i dostał się w ręce Augusta Mocnego. Ten zlecił Johannowi proste zlecenie – „Złoto. Dużo złota.”

Traf chciał, że na dworze króla znajdował się uczony Ehrenfried Walther von Tschirnhaus, który prowadził eksperymenty mające na celu wyprodukowanie porcelany.

Trzeba nam też wiedzieć, że europejskie dwory opanował szał na punkcie porcelany, która osiągała zawrotne ceny, a wiele z nich prowadziło własne badania w celu wypracowania własnej receptury. Można powiedzieć, że rozpoczął się swego rodzaju wyścig zbrojeń, w którym stawka była niewyobrażalna.

Wróćmy do Böttgera. Trafił on pod skrzydła von Tschirnhausa, jednak nie wykazywał szczególnego zapału w jego dążeniu do własnego odkrycia porcelany. Na zamek Albrechtsburg zjeżdżały wozy przywożące rozmaite gatunki skał, glin i minerałów, które mieszane w eksperymentalnych proporcjach i wypalane w rozmaitych temperaturach wciąż nie dawały pożądanych efektów. Dopiero zastosowanie pewnego rodzaju skały wulkanicznej, kwarcu, kaolinu i alabastru sprawiło, że prace ruszyły z kopyta i można było ogłosić: „mamy to!” Niestety Tschirnhaus nieoczekiwanie zmarł.

Wkrótce ten niezbyt chętny do prac nad porcelaną Böttger informuje króla o odkryciu tajemnic porcelany i kontynuuje prace Tschirnhausa jako dyrektor manufaktury. Był rok 1710, jednak dopiero trzy lata później uzyskano czystą biel porcelany. Reszta jest historią.

W 1722 roku manufaktura, która przyjęła nazwę jako „Królewsko-Polska i Elektorsko-Saska Manufaktura Porcelany” ustanowiła na swoich produktach logo w postaci symboli domu Wettynów: dwie skrzyżowane szable, a 153 lata po uruchomieniu produkcji przeniosła się w nowe miejsce, które dziś jest doskonale znane. I taka jest pokrótce historia zamku Albrechtsburg. Miejsce, gdzie wszystko się zaczęło.

Dziś jest tu znajdujące się na kilku piętrach muzeum, z którego dowiadujemy się o historii zamku, regionu i przede wszystkim o historii porcelany.

rbt

Przyznam, że byliśmy rozczarowani wnętrzem tego miejsca. Oprócz całkiem ciekawej sali balowej nie ma tutaj jakichś szczególnie atrakcyjnych eksponatów, wnętrz… Czasem brak charakterystycznego wystroju aż rzucało się w oczy. Nie tego oczekiwaliśmy od miejsca, w którym tworzyła się historia europejskiej porcelany.

Wspomnieliśmy o katedrze św. Jana i św. Donatana. Jej korzenie sięgają dziesiątego wieku i służyła głównie chrystianizacji Serbów łużyckich. Sama katedra nie jest duża, a jej obejście zajmuje może dwadzieścia minut.

Teraz, gdy zdobyliśmy już jako taką wiedzę czas ruszyć do właściwej fabryki. Czas ruszyć w dół miasta. Idziemy więc wąskimi, kamiennymi schodkami i wijącymi się brukowanymi uliczkami ukrywającymi się pomiędzy bajkowymi kamienicami.

Ujęło nas bogactwo kafejek, stylowych zakładów rzemieślniczych, knajpek o ponad stuletniej historii. Bo to miasto jest taką żywą historią. To takie miejsce, w którym siadasz na schodkach z małą kawką w jednym ręku i serniczkiem drugim i patrzysz, jak to miasteczko żyje. Powoli, w swoim rytmie. Uśmiechnięte, niezwyczajne w swej zwyczajności. Tu czas inaczej płynie i lubisz to.

Patrzysz na ten piaskowcowy kościół Frauenkirche z 1205 roku, czy na pomnik założyciela Miśni: króla Henryka I Ptasznika.

Czas jednak iść dalej. W końcu historia toczy się dalej i trzeba zobaczyć, w którym kierunku. Dwadzieścia minut zajęło nam dojście do miśnieńskiej manufaktury porcelany (znajduje się przy ulicy Talstraße 9), która nie jest – uwaga – prywatnym zakładem przejętym przez chciwego kapitalistę, lecz należy do Saksonii. Tak.

W międzyczasie mała rada. Kupcie wcześniej bilet łączony tak, by równocześnie obejrzeć i Albrechtsburg i Fabrykę Porcelany, a w zasadzie znajdujące się w niej muzeum porcelany. Wyjdzie taniej. My dodatkowo chcieliśmy wziąć udział w warsztatach i mieć pewność, że nie zabraknie dla nas miejsc.  Dlatego kupiliśmy bilety na stronie Fabryki.

I powiem wam, że… no, szczęka opada. Ale po kolei.

Kiedy wchodzisz do hallu oczom ukazuje się blisko dwumetrowa postać Saksonii, czyli porcelanowego symbolu regionu. Postać stworzona przez mistrzów tutejszego zakładu jest przepiękną kobietą ubraną w gustowną, kwiecistą suknię, na którą ręcznie nałożono 8 000 ręcznie formowanych kwiatów. Większej takiej porcelanowej postaci nie znajdziesz, jest jedyna na świecie.

Tak smukła postać białej porcelany stanowiła prestiżowy projekt, który powstał z okazji 25- tej rocznicy zjednoczenia Niemiec. Autorem „Saxonii” była żyjąca legenda zakładu i jego czołowy rzeźbiarz, Jörg Danielczyk. Statua waży 800 kg, mierzy 1,80 m, a jej wypalenie zajęło trzy tygodnie.

Nieco bliżej wejścia znajduje się przyzakładowy sklepik, w którym można nabyć przeróżne pamiątki, od naparstków, przez kubki, spinki do mankietów, bombki po elementy zastawy stołowej. Ceny do najniższych nie należą, ale okazały się niczym wobec tego, co zobaczyliśmy po wejściu do salonu sprzedaży.

Początkowo myśleliśmy, że zwiedzamy muzeum. Umieszczone przy eksponatach szokująco wysokie ceny bardzo nas zdziwiły, ale myśleliśmy, że to taka forma. Szybko okazało się, że trafiliśmy do salonu sprzedażowego klasy premium, przy którym wszystko co widzieliśmy w temacie zastawa stołowo i porcelana było niczym. Bogactwo, różnorodność modeli, ich wielkość, smak i detale oraz coś, co nazwaliśmy „zwiewność” porcelany są nie do opisania.

Przepiękne przedmioty użytkowe, których ledwie dotknięcie przyprawia o gęsią skórkę (tak, ze względu na strach przed uszkodzeniem horrendalnie drogiego przedmiotu), fantastyczna aranżacja produktu sprawiały, że ten sklep przypominał muzeum sztuki współczesnej.

Jeśli zamierzasz wziąć udział w warsztatach musisz poczekać do godziny wyznaczonej na bilecie wstępu. W oczekiwaniu na wejście niezwykle uprzejma obsługa wręczyła nam polskiego audioprzewodnika.

Pokaz rozpoczyna się projekcją krótkiego filmu prezentującą historię porcelany oraz sposób jej produkcji. Poznajemy historię zakładu, dowiadujemy się co nieco o materiałach używanych do tworzenia, sposób pozyskiwania surowca. Wiedzieliście, że miśnieńska manufaktura ma własną kopalnię?

Kolejne etapy to już wyższa szkoła jazdy, albo pokaz czarownika, jak kto woli. Kolejno wchodzimy do oddzielnych pomieszczeń, w których poznajemy tajniki powstawania porcelany. W kilka sekund, na naszych oczach bezkształtna glina uzyskuje kształt, który jest dopieszczany, a następnie przekazywany do obróbki w pozostałych działach. Ale jaka to jest obróbka. Drobiazgowe, pełne – nie waham się powiedzieć – mistrzowskie rzeźbienie oraz łączenie elementów, dzięki czemu nabierają zapierających dech w piersiach kształtów, by wkrótce zostać pokrytymi barwnymi malunkami oraz precyzyjnymi wzorami.

No ochy i achy! Zwłaszcza, że trzeba to jeszcze wypalić i powtórnie pomalować. Co to za sztuka, spytacie. Czy spytacie tak ponownie, gdy będziecie wiedzieć, że podczas wypalania taki element potrafi skurczyć się nawet o 30 procent? A kolor potrafi zniknąć lub całkowicie zmienić pierwotnie kolor? Tak, tak!

W tym momencie okazuje się, jak bardzo ważne jest przewidzenie takich zdarzeń. Trzeba więc umieć odpowiednio rozrobić farbę do pożądanego koloru, który zmieni się pod wpływem temperatury. Trzeba tak zachować proporcje podczas rzeźbienia, by po obkurczeniu zachowały zakładany kształt.

Aby osiągnąć ten poziom, istnieje tu przyzakładowa szkoła przygotowująca do zawodu rzemieślników i artystów.

rbt

Warsztaty nie są długie i łącznie trwają może pół godziny. Natomiast to, co dzieje się później, czyli wizyta w muzeum, do którego wchodzi się po prowadzących do góry schodach do uczta dla zmysłów.

To niesamowite, co ci ludzie potrafią stworzyć. Nie da się opowiedzieć ich kunsztu, pochwalić talentu, zachwycić lekkości efektu ich pracy. To trzeba zobaczyć. Dlatego zapraszamy was do obejrzenia galerii cudów, jakie zapewniają miśnieńscy artyści.



Booking.com

Autor

  • Przemysław Saracen

    Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

    View all posts
Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne