Ten film miał wszystko, by osiągnąć sukces artystyczny i finansowy. Mało tego, miał wszystko by przejść do kanonu naszej popkultury. A jednak coś nie pykło i to bardzo. Jak bardzo?
Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy!
Akcja filmu rozgrywa się w czasie międzywojnia na kresach. W westernowo – easternowym miasteczku dzieje się różnie, a nawet bardzo różnie.
Bracia syjamscy prowadzą zakład fotograficzny kopiąc jednocześnie tunel prowadzący do banku, który koniecznie trzeba obrabować. Tutejszy komendant policji lubi wieczorami posuwać owce, a przestępcza rodzina Lewenfiszów trzęsie okolicą. Mamy narkotyki, gangsterskie porachunki, walki o władzę, policyjne śledztwo, a nawet Borysa Szyca rąbanego między pośladki.
Na początek małe wyznanie: uwielbiam karkołomne kino, w którym twórcy stawiają wszystko na jedną kartę – idą na rympał i nie biorą jeńców. Nieoczywisty, czasem popaprany humor, przeciwieństwa, sytuacje spiętrzone do absurdu, aktorzy bawiący się swoją rolą i fajna muzyka. Tak, to jest film, który biorę w ciemno.
I wydawałoby się, że nasza „Magnezja” ma to wszystko. Zobaczcie sami: konwencja rozgrywającego się na kresach przedwojennego westernu, gdzie wszystko może się wydarzyć. Kulturowy tygiel, dziwactwa na każdym kroku, gdzie niemal każda idiotyczna sytuacja wydaje się prawdziwa.
Pamiętam opowiadane przez moich kresowych dziadków historie, które była tak podane, że już sam nie wiedziałem, gdzie kończy się prawda, a zaczyna szalona jazda bez trzymanki. Ale pokochałem te historie i okraszając własnym komentarzem, a nawet dodając nieco od siebie przekazywałem te rozkosznie wariackie historie dalej.
Szedłem na „Magnezję” do kina właśnie jak na ekranizację tych dzikich opowieści z kresów. Oczekiwałem mieszaniny stylów, krwistych i odjechanych bohaterów, absurdów, krwawych konfliktów, walki o władzę oraz absurdalnych sytuacji. Rozumiecie, takich nawet boratowych, ale coś nam mówiących o rzeczywistości, w której dzieje się akcja.
Czy udało się? No właśnie nie i bardzo tego żałuję. Całość jest świetna kolorystycznie, kostiumy są fantastyczne, a dekoracje kapitalne. Panorama ludzkich postaci zapowiadała to fajne wariactwo w czystej postaci, a jednak nie udało się stworzyć kipiącej emocjami historii, którą chce się oglądać choćby do końca.
Za „Magnezję” odpowiada reżyser Maciej Bochniak, którego poprzedni film „Disco Polo” obejrzałem z dziką radością mimo, że nie jestem fanem tego typu muzyki. Był tam jednak świetnie uchwycony duch epoki, świetne kadry, absurdalny humor. Bohaterowie mieli swoje motywacje i przy całym sztafażu oraz swego kontrolowanemu chaosowi udało się stworzyć fajne, pozytywne i dające dużo zabawy kino.
Tymczasem nowy film Bochniaka, napisany wspólnie z grającym jedną z głównych ról Mateuszem Kościukiewiczem, choć zapowiadał się rewelacyjnie, ugrzązł pod niespełna pół godzinie.
W „Magnezji” jest wszystkiego za dużo. Na dodatek jest to wymieszane tak niedobrze, że poszczególne sceny wyglądają na pospiesznie zlepione, a więź między bohaterami kompletnie nie działa. W zasadzie już nie wiemy komu na czym zależy i dlaczego. W pewnym momencie mamy to po prostu gdzieś i chcemy jak najszybciej wyjść z kina, bo jednak skoro bilet został zapłacony, to film musi być obejrzany, tak?
Rozumiem, że miał być to swego rodzaju komiks, kino nieustającej szarży i strzału między oczy. Ale widzicie, trzeba umieć to wszystko poskładać na planie. Trzymać w ryzach aktorów. Mieć to wyczucie i samodyscyplinę.
Jeśli reżyser nie jest w stanie tego osiągnąć, musi zrobić to producent. Jeśli tego nie ma, powstaje „Magnezja”. Film, który zapadł się pod sobą samym i przygniótł nie tylko aktorów, ale nas, widzów, którzy teraz musimy spod tej kupy gówna wygrzebać.
„Magnezja”, Reżyseria: Maciej Bochniak. Scenariusz: Maciej Bochniak, Mateusz Kościukiewicz. Zdjęcia: Paweł Chorzępa. Scenografia: Marek Warszewski. Kostiumy: Dorota Roqueplo. Muzyka: Jan A. P. Kaczmarek. Występują: Maja Ostaszewska, Mateusz Kościukiewicz, Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik, Magdalena Boczarska, Borys Szyc, Agata Kulesza.