Trzeba było czekać dłużej niż zwykle, ale w końcu doczekaliśmy się. Egmont wydał ostatni, szósty tom integrala poświęconemu legendom naszej popkultury, Kajkowi i Kokoszowi oraz ich twórcy Januszowi Chriście. I choć czekałem na ten album to przyznam szczerze… Jest to album niezbędny każdemu miłośnikowi kolorowych opowieści, ale koniec końców wolałbym, by jednak się nie ukazywał. Dlaczego?
Szósty tom zawiera ostatnie albumy z serii „Kajko i Kokosz”: „Dzień Śmiechały” „W Krainie Borostworów” „Mirmił w opałach” oraz miniaturkę „Srebrny Denar” oraz plansze z kalendarzy i puzzli. Obowiązkowa pozycja nie tylko dla fanów twórczości Janusza Christy, ale każdego fana dobrych historii.
Wydawnictwo opatrzone jest wstępem Macieja Kura, scenarzysty współcześnie tworzonych przygód słowiańskich wojów, a szczególnie nowych pełnometrażówek: takiej trochę nieśmiałej „Królewskiej Konnej” oraz rewelacyjnego „Zaćmienia o Zmierzchu”.
Kur opowiada o dziedzictwie Christy z własnej perspektywy – człowieka, który poznał Kajka i Kokosza już po tym, jak ukazała się klasyczna seria. Warto przeczytać ten świeży punkt widzenia człowieka, który zamiast odrzucić stare historie o jakichśtam rycerzykach z Mirmiłowa pokochał je całym swoim Kurzym sercem 😉
Ostatnie albumy Christy uważane są przez wielu za najlepsze, ale i za najbardziej kontrowersyjne. Dokładniej rzecz biorąc mówimy tu o „Dniu Śmiechały”, który dla wielu z was był pierwszą częściąi cyklu, z jaką się zetknęliście i z miejsca pokochaliście.
Z drugiej strony mamy „W Krainie Borostworów” i „Mirmił w opałach”, z którymi w zasadzie nie wiadomo, co zrobić ponieważ są zbyt odmienne stylistycznie i narracyjne od reszty, by można było bezboleśnie postawić je obok pozostałych albumów.
Nie będę tu omawiał każdego z zawartego w integralu tytułu, bo wszystkie recenzje ze świata Kajka i Kokosza znajdziecie w Srebrnym Kompasie.
Na szczęście mamy jeszcze posłowie, w którym niezawodny Krzysztof Janicz zajmuje się ostatnim okresem twórczości Janusza Christy. Mamy tu zatem informacje dotyczące nie tylko związane z Kajkiem i Kokoszem ale wszystkim, co się wokół nich działo.
A zatem próby zdyskontowania sukcesu komiksu. Filmy, gry, seriale i tak dalej. Przede wszystkim jesteśmy świadkami wykorzystania naiwności Janusza Christy, który chyba nie odnajdywał się w zmieniającej się rzeczywistości. I ze względów zawodowych, ale co ważniejsze – osobistych.
I choć jestem ogromnie wdzięczny Janiczowi za to, że wprowadził mnie za kulisy twórczości Mistrza, to jednak smutno się to czytało. Otrzymaliśmy bowiem portret człowieka przegranego. Człowieka, którego przytłoczyła rzeczywistość mimo, iż na to nie zasługiwał.
Wiecie, to ten rodzaj poczucia niesprawiedliwości wobec człowieka, który dał nam tyle radości, a po prostu upadał przygniatany rzeczywistością, choć powinno być inaczej.
Jestem rozgoryczony, tak po ludzku. Płakać mi się chce, gdy poznaję losy kolejnego zmarnowanego talentu. Historię człowieka, który powinien spędzać jesień życia otoczony rodziną, miłośnikami, mediami – w końcu był to urodzony gawędziarz.
Jest mi z tym zwyczajnie źle. Oczywiście jako fan jestem szczęśliwy, że dziedzictwo Janusza Christy trafia pod strzechy i jest obecne praktycznie w każdym medium, ale jako człowiek czuję głęboki żal, że człowiek, który wychował pokolenia Polaków odszedł nie tak, jak powinien.
Szósty album „Złotej Kolekcji” jest gorzkim, lecz niezbędnym dopełnieniem historii nie tylko Janusza Christy, ale polskiego komiksu w ogóle.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Egmont za „Złotą Kolekcję”, która jest po prostu spełnieniem marzeń.
Ogromne wyrazy uznania chciałbym przekazać Krzysztofowi Janiczowi za jego niebywałą wręcz pasję i konsekwencję w pielęgnowaniu pamięci o Panu Januszu.
Dziękuję Paulinie Chriście za to, że „Kajko i Kokosz” zaczynają zajmować w świadomości nowych pokoleń należne im miejsce.
Maćkowi Kurowi i Sławkowi Kiełbusowi dziękuję szczególnie za fantastyczne „Zaćmienie o Zmierzchu”, które można postawić obok największych dzieł Christy.
Dziękuję Januszowi Chriście za ogrom wzruszeń. I tych ogromnych, i tych dużych i tych mniejszych. Za przyjaciół towarzyszących mi na niemal każdym etapie życia. Za bycie częścią mojego kulturowego genomu. Za fantastyczną kreskę, wspaniałe opowieści, które dla wielu z nas były inspiracją i źródłem rozrywki. Za Milusia. Zbójcerzy. Mirmiła i Lubawę. Łamignata i Jagę. Wita. Wojmiła i jego sługę. Za kompot po obiedzie. Za wszystko co dobre i mniej dobre. Dziękuję.