Tomasz Lis. Człowiek, który przegrał wszystko.

Udostępnij post:

Gdzieś zniknął nam problem Tomasza Lisa. Przykryty drożyzną, wojną, kryzysem energetycznym, niekontrolowaną już inflacją, oszalałymi ratami kredytowymi i bankami traktującymi swoich klientów niczym bankomaty.

Tymczasem problem Tomasza Lisa jest i będzie nabrzmiewał jak brzydki wyprysk, który dziś pokryty warstwą makijażu wkrótce wypryśnie całym swoim jadem, ropą i ohydną wydzieliną, bo chyba tylko do tego można porównać zachowanie tego „najwybitniejszego” dziennikarza w historii III RP.

Swoje zrobił kolejny, czwarty wylew i cieszmy się, że Lis uszedł z życiem, może się samodzielnie poruszać i w miarę sprawnie mówić. Tyle, że wiecie – to, co teraz jest pomyślnym zrządzeniem losu, może nawet odroczeniem wyroku, bo kostucha zajęta wojną Ukrainę troszkę się po Lisa spóźniła, wcale nie wróży nam nic dobrego.

Mamy bowiem kilka warstw problemu.

Pierwszym jest charakter Tomasza Lisa i on ustawia nam całą tę historię. Mamy ambitnego do szaleństwa despotę, który wygrywając wszystko co się da w polskich mediach uznał, że wszystko mu wolno. Że wolno mu ustawiać otoczenie, zastraszać ludzi, zachowywać się impertynencko, łamać kariery, poniewierać niepokornych, wygłaszać swoje wątpliwej jakości opinię jako prawdy ostateczne, absoluty z którymi się nie dyskutuje. Bo jak możesz dyskutować z kimś, kto osiągnął w zawodzie wszystko?

Owszem, lubimy ludzi zdecydowanych, potrafiących forsować swoje zdanie. Kurczę, tylko jednak wolałbym, aby wiązałoby się to z wyciąganiem wniosków, dopuszczeniem faktu, że jednak ktoś może mieć rację. Wolałbym, aby ktoś wciągnął mnie w dyskusję, w trakcie której okaże się, że moje postrzeganie problemu było błędne.

A wszystko, czego się nie dotknie, zamienia złoto? Co prawda teraz się okazało, że zamienił raczej w gówno, bo kariera usłana psychicznymi „trupami”, pracownikami, którzy do tej pory nie mogą dojść do siebie, To nie jest powód do chwały.

Nie jest nim również wychowanie całej armii niedouczonych dziennikarzy leczących swoje psychiczne baty otrzymywane od szefa, podczas rozmów z gośćmi, ocen politycznych, retorycznych razów i standupowych materiałów w programach informacyjnych.

Wiecie co? To ja może podziękuję za taką karierę. I to jest druga warstwa – pozycja zawodowa, która czyniła z naszego bohatera Mojżesza dziennikarstwa wygłaszającego despotycznie mądrości, które może byłyby dobre ćwierć wieku temu ale nie teraz, gdy świat stanął na głowie, internet rozwalił rynek mediów i autorytetów, a autorytety dotychczas nienaruszalne błyskawicznie tracą datę ważności.

Lis to przegapił, a może wcale nie chciał widzieć, bo po co. Szefował redakcjom informacyjnym TVP, TVN, Polsatu, tygodnikowi „Wprost”, tygodnikowi „Newsweek”, który efektownie zeszmacił  i zmienił w biuletyn informacyjny Platformy Obywatelskiej.

Nie trzeba było wielkiego analitycznego umysłu, by wiedzieć, że w końcu Lis poczuje się na tyle bezkarny, by zacząć brutalnie nadużywać swojej władzy. To coś w rodzaju zachowania Elona Muska, który jest jakąś lisową mieszanką bufonady, wulgarnego egocentryzmu, pomiatania ludźmi, szydzeniem z nich oraz poczuciem absolutnej bezkarności. Stąd tylko krok do upadku.

Dziś mamy problem z Tomaszem Lisem. Choć dostał kopa w dupę do wydawcy „Newsweeka”, a z liścia poprawił mu TokFM, gdy usunął go z grona komentatorów politycznych tego radia, będzie gryzł.

Nie, nie będzie chciał udowodnić, że potrafi być doskonałym dziennikarzem. To nie ten typ. Za bardzo polubił drogę na skróty.

Ale będzie chciał udowodnić, że potrafi dopierdolić. Ma tę motywację, złą motywację, która napędza małych ludzi, którzy myślą o sobie, że są wielcy.

Dziś, po czwartym wylewie będzie chciał udowodnić, że wciąż zachował zdolność błyskotliwej analizy, która tak naprawdę dorównuje analizie podpitego wuja na weselu mającego naprzeciw siebie równie podpitego szwagra wyznającego inne poglądy polityczne. Czym to się kończy wie każdy, kto obserwował tego typu wymiany zdań. Sztachetobraniem i płaczem panny młodej. Pan młody jest zwykle zbyt pijany, więc jemu wszystko jedno.

Tymczasem Lis mógłby oddać się jakiejś refleksji, że może był chujowym szefem, chujowym człowiekiem i chujowym kolegą.

Że lubił iść na skróty, zaszczuwał ludzi i narzucał otoczeniu swoją osobowość. I mógłby wyciągnąć wnioski. Mógłby przyznać, ale nie tak jak w tym żenawywiadzie dla „Krytyki Politycznej”, który przez wielu został odebrany jako przygotowanie Lisa do powrotu na medialne łono. No nie.

Dojrzej człowieku do jakiejś refleksji.

Jesteś w tym punkcie życie, gdy wszystko dookoła ciebie praktycznie runęło. Zostały zgliszcza. Oczywiście, można na nich coś zbudować i zaryzykuję stwierdzenie, że po usunięciu tych nieczystości możesz nam stary boomerze dać coś wartościowego. Bo mimo wszystko stać cię na celne uwagi, ciekawie czytało się twoje niektóre spostrzeżenia.

Ale najpierw bądź zdolny do wejrzenia w głąb siebie. Że po prostu zjebałeś. I uwierz mi, nie dość, że sam lepiej się poczujesz, a może nawet zyskasz wiarę w ludzi, nową motywację do czynienia czegoś po prostu dobrego, bez jakiegoś egoistycznego celu w tle, zdziałasz cuda.

Ale jeśli nie, to niestety nie ma dla ciebie miejsca w polskiej przestrzeni publicznej, a jakakolwiek droga do kierowniczych funkcji w mediach powinna być dla ciebie zamknięta. Istnieje bowiem zbyt duże ryzyko, że prędzej czy później ta bomba znowu nam w rękach wybuchnie tyle, że straty będą jeszcze większe.

Oczywiście może Lis pójść w politykę a wiadomo, że Platforma Obywatelska oraz jej internetowa patogrupa wsparcia zwana „Silni Razem” traktują go jak wyrocznię i szafarza dobra wszelakiego. Zresztą skoro Lis piekł Tuskowi torta na jego urodziny, to kariera w PO jest dziś jedynym sensownym wyjściem. Niech redaktor po prostu kandyduje na posła, zostanie szefem klubu i będzie mógł kontynuować swoje kierownicze metody na posłach. Ludzie lubią szefa, który dojeżdża posłów, a ci jak wiadomo nie do końca są lubiani, prawda?

Jest jeszcze pytanie, co zrobimy z Lisem? Przemilczenie tej sprawy jest zbyt proste, zbyt łatwe i zbyt lekkie.

Trzeba zastanowić się, jak chronić młodych adeptów dziennikarstwa przed drapieżnymi szefami pokroju Lisa?

Jak reagować, gdy naczelny przekroczy ustalone przez ustalone przez właściciela firmy zasady. Owszem, wydawca „Newsweeka” zapewniał, że wydawnictwo miało własne regulacje chroniące pracowników przed niepożądanymi zachowaniami. Tylko co z tego, skoro bezkarność Lisa trwała latami?

Co zrobić z wychowankami Lisa, którzy jeśli do czegoś się nadają, to albo do udziału w terapii, albo do ponownej nauki zawodu?

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że Lis przegrał sam siebie.

Przemek Saracen
Przemek Saracen
Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

Najnowsze

Zobacz również

Powiązane materiały

Papież Franciszek coraz głośniej nawołuje do akceptowania osób LGBTQ, a my ciągle o tym Putinie

Po raz kolejny papież Franciszek wezwał katolików do przyjęcia i zaakceptowania osób LGBTQ. „Bycie homoseksualistą nie jest przestępstwem” –...

20 lat po inwazji na Irak. Co nam z tego pozostało?

Prezydent George W. Bush i jego administracja przedstawiali różne powody uzasadniające inwazję na Irak w 2003 roku . W miesiącach poprzedzających...

Wielka Brytania kopiuje australijskie prawo azylowe. Będzie ciężko!

Ustawa o nielegalnej migracji Wielkiej Brytanii, przedstawiona w Izbie Gmin na początku marca 2023 będzie wyglądać bardzo znajomo...

“Becoming Frida Kahlo”: nowy dokument BBC maluje fascynujący portret meksykańskiej artystki

Prawie 70 lat po jej śmierci genialna meksykańska artystka Frida Kahlo nadal fascynuje swoim wyjątkowym językiem artystycznym, który interpretuje jej...