sobota, 15 marca, 2025

Wspieraj Autora na Patronite

Lato 2025

Najnowsze

album fotograficzny

powiązane

Bitwy u boku dronów? Już za chwileczkę. Amerykańska armia przeprowadziła testy.

Sztuka wojny wchodzi na zupełnie nowy poziom i już wkrótce zacznie przypominać pole bitwy znane z „Terminatora”, czy innych filmowych paskudztw. Amerykańska armia niedawno zakończyła testy polowe kombinowanej walki łączonych oddziałów ludzkich i robotów.

Dziękujemy, że nas czytasz! Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli zdecydujesz się wesprzeć Srebrny Kompas na Zrzutce! Dziękujemy! 

Pewnie wyobrażacie sobie kroczące obok bohaterskich marines elektronicznych żołnierzy, kroczących obok swoich ludzkich odpowiedników. Nie. Jeszcze nie, choć nie zdziwiłbym się, gdybyśmy wkrótce otrzymali informacje na ten temat.

Chodzi o roje dronów, które prowadząc rozpoznanie terenu decydują o wkroczeniu „ludzkiego komponentu” do walki.

Na poligonie leżącym w amerykańskim stanie Utah poligonie Dugway odbyły się ćwiczenia stanowiący o przyszłości wojny jako takiej. Nie zdziwiłbym się, gdyby tego typu rozwiązanie zostało wkrótce wprowadzone na polu walki. Gdzie? O, na przykład na ukraińskim froncie.

Manewry nazwane „Experimental Demonstration Gateway Exercise” (EDGE) odbyły się w okresie od 25- ego kwietnia do 13- ego maja i miały na celu ustalić jak przebiega współpraca żołnierzy walczących u boku tzw. roju dronów. Nie są to jednak jednostki autonomiczne lecz nadzorowane przez operatorów.

Dokładnie wygląda to tak, że jeden rój liczy po siedem dronów, a w ćwiczeniach brała udział cztery takie roje. Jeden rój jest kontrolowany przez operatora, co samo w sobie jest nową jakością w wykorzystywaniu dronów jako nowoczesne narzędzie wywiadowcze.

Armia 82- ej Dywizji Powietrznodesantowej ćwiczyła z czterema falami rojów nazwanych na potrzeby gawiedzi takiej, jak my „Wilczymi stadami”, jednak sama określa je mianem „Air Launched Effects”.

Pierwsza fala roju pełniła funkcje zwiadowcze.

Druga fala roju była również zwiadowcza, ale uzupełniona o zbadanie zdolności wroga do śledzenia i wykrywania.

Trzecia fala roju ruszyła do walki uzbrojona, lub połączona zdalnie z artylerią i wojskami rakietowymi, tak by mogła kierować kierunkiem i siłą ognia.

Czwarta fala roju ruszyła do akcji już po bitwie w celu oceny pola walki, czyli tzw. odwrotnego wywiadu.

Co ciekawe, ćwiczenia otwarte były dla armii innych krajów. W manewrach wzięli udział żołnierze Niemiec, Włoch, Kanady oraz oczywiście amerykańscy. Obserwatorami ćwiczeń byli przedstawiciele trzech bliżej nieznanych krajów europejskich oraz Australii.

Ciekawe, czy wśród obserwatorów ćwiczeń byli przedstawiciele Polski.

Amerykańska armia podkreśla w komunikacie znaczenie manewrów EDGE:

„EDGE22 oznaczał największy do tej pory rój ALE, maksymalnie do siedmiu w jednym roju, z tylko jednym pilotem na ziemi potrzebnym do wykonywania zadań rojów. Ta wielowarstwowa zdolność zapewni dowódcom podejmowanie decyzji w czasie rzeczywistym, jednocześnie chroniąc żołnierzy przed niebezpieczeństwem, pozwalając na rozwój sytuacji, dopóki siły naziemne nie będą absolutnie potrzebne”.

Jak to wyglądało?

Jak w filmie. Część dronów została odpalona z helikopterów, a część z ciężarówek. Rój, który można wystrzelić w niebo z pojazdów na ziemi, pozwala armii na prowadzenie zwiadu, nawet jeśli w pobliżu nie ma sojuszniczych samolotów. Dzięki rozmieszczaniu dronów ze śmigłowców okazało się, że roje mogą zapewnić nie tylko dodatkowy zwiad przed atakiem z powietrza.

Mogą same wylecieć, przyjąć na siebie ogień obrony przeciwlotniczej, równocześnie przesłać dane do bazy lub znajdującego się w pobliżu samolotu i dzięki temu nie tylko odwrócić uwagę wroga, ale poprzez przyjęcie ataku osłabić zapas amunicji przeciwnika do czasu, aż do celu dotrze samolot.

Z jednej strony jest to ciekawa informacja, ale z drugiej strony każe zastanowić się, czy zakończenie wojny na Ukrainie na pewno jest wszystkim na rękę. W końcu gdzieś trzeba testować te wszystkie zabawki, prawda?

Autor

  • Przemysław Saracen

    Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

    View all posts
Przemysław Saracen
Przemysław Saracen
Dziennikarz, pisarz i człowiek pracy najemnej. Autor książki "Dzikie historie: Norwegia". Założyciel i wydawca magazynu "Srebrny Kompas". Autor w serwisie "Posty.pl" oraz współpracownik lokalnego magazynu "Tu Lubin". Finalista polskiej edycji międzynarodowego konkurs scenariuszowego Hartley - Merill utworzonego przez Roberta Redforda. Wychowałem się w duchu Tony`ego Halika, małżeństwa Gucwińskich oraz komiksowych przygód Kajka i Kokosza i tarapatów, w jakie pakował się literacki wojak Szwejk. Lubię wszystko, co dobre i oryginalne. Czasem dobra rozmowa jest bardziej fascynująca, niż najbardziej wymyślny film.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne